piątek, 28 lipca 2023
Zapach soli i wiatru... Zapach wolności :)
poniedziałek, 24 lipca 2023
Kaszubska opowieść.
Tym razem Daria napisała romans. Ale nie taki zwyczajny, w którym od początku wiadomo, jak skończy się historia. W zasadzie czytelnik trwa w niepewności aż do ostatniej strony...
Polecam wszystkim, zwłaszcza małżonkom. Tak, to dobra książka dla małżeństw. Możemy w niej zobaczyć, czym grozi brak dialogu i czułości między żoną i mężem... Ale jest to też dobra lekcja dla tych, którzy mówią, że w sytuacji wypalenia należy się rozstać i poszukać ognia gdzie indziej.
Powieść prawdopodobnie zbulwersuje osoby o skrajnych poglądach – zarówno lewicowych (wiara) jak i prawicowych (erotyka). I za to ją lubię. Jest nieoczywista, drażni, składnia do myślenia.
Daria – wielkie brawa!
Tymczasem już sobie układam w głowie, co muszę przygotować i spakować na naszą wyprawę...
Wybywamy na Mazury. Jedziemy bez dokładnego planu, z namiotem, samochodem pełnym dzieci i aparatem, który właśnie trochę się zepsuł... Będzie fajnie ;)
Robimy sobie zupełny detoks od mediów i telefonów, także od 29 lipca do 14 sierpnia nie ma mnie w sieci :)
Wyprawę kończymy u Darii, gdzie będziemy moczyć się w kaszubskich jeziorach i oblewać premiery naszych książek. Daria niedługo będzie mieć premierę pierwszego tomu kaszubskiej sagi, "Sztormu".
A ja tuż po naszym powrocie – 16 sierpnia – będę mieć premierę morsko-górskiej opowieści "Zapach soli i wiatru". Między innymi o tym, jak pogodzić dwa różne światy, krakowski i kaszubski. Coś o tym wiem ;)
Swoją drogą pamiętam, jak kiedyś podczas wyjazdu na Pomorze czytałam starą kaszubską książkę kucharską, spisywałam przepisy i nazwy zapisane w kaszubskim języku... Dla mnie, wychowanej w Krakowie i zakochanej w górach, był to zupełny kosmos. Zastanawiałam się wtedy, czy kiedykolwiek dane mi będzie zrozumieć Kaszuby i poznać je bliżej. A potem w naszym życiu pojawili się Kaszubowscy...
Pan Bóg ma poczucie humoru i lubi spełniać dobre pragnienia :)
poniedziałek, 17 lipca 2023
Tęsknota i góry.
Dawno nie wrzucałam tu Langusty, choć sobie oglądam często. Ale w tym filmie jest tyle tego, co czuję ostatnio całą sobą... że nie mogłam się powstrzymać. Coś pięknego.
Myślałam dziś o Psalmie 131. Miałam się nim pomodlić po sobotniej spowiedzi i ze mną został. Fakt, to mój ulubiony. Bardzo się przydał w tym czasie. Podobnie jak "Hewel", który prawie skończyłam.
Dobrze jest za niczym nie gonić, nie spinać się, pozwolić Panu Bogu działać. On naprawdę robi wszystko najlepiej i w najlepszym czasie. Nawet kiedy chodzi o coś tak wydawałoby się ludzkiego, jak pisanie książek... Kiedy mu to oddaję, od razu robi się normalnie, a ja jestem spokojna. Nie boję się o efekty mojej pracy, ale też nie muszę się nadymać, czego to ja nie zdziałałam. Bo to nie ja :P
Podobnie jest z byciem mamą. Oddaję moje dzieci – i od razu przestaję wpadać w panikę, że może mają raka, że czegoś im brakuje, że... (i tu wstaw pierdyliard powodów do zmartwień, prawdziwych bądź urojonych).
Jest łatwiej, łapię oddech. I tęsknię sobie. Bo kiedyś to będzie norma, a teraz ten stan zaufania trzeba wywalczać.
Właśnie dziś miałam taką sytuację. Myślałam, że będę musiała się napracować, ale puściłam sobie:
I po kilkunastu minutach wiedziałam, że wszystko wydarzy się poza mną. I będzie dobrze.
Ja muszę robić tylko to, co mogę. Resztę zostawiam Jemu i mogę być spokojna. Dla Niego nie ma rzeczy niemożliwych.
A do poduszki czytam sobie ostatnio fantastykę. Alternatywny świat, Polska pogańska, Mieszko nie przyjął chrztu. Słowiańscy bogowie, obrzędy, wierzenia. Zamysł był chyba taki, by zachwycić tym światem. Ale ja z każdym rozdziałem coraz bardziej dziękuję Bogu, że Mieszko przyjął ten chrzest xD I możemy żyć z dala od popapranych krwiożerczych bogów, a być ratowani przez jednego kochającego Boga. Uff! Ale warto przeczytać czasem coś zupełnie z innej półki, zwłaszcza jeśli styl niezły.
W niedzielę dane nam było pojechać w góry. Beskid Sądecki, Rytro-Cyrla.
Jak to dziś stwierdził pierworodny: "Mamo, mam zakwasy nawet między palcami stóp!".
Czytaj: było ekstra!
czwartek, 6 lipca 2023
Karmel w wersji Riv.
Artykuł w wakacyjnym numerze "Tak rodzinie" :) |
Pierwsze dni lipca mijają leniwie... Starsza czwórka szaleje z dziadkami w Karkonoszach, a ja nudzę się w domu tylko z dwójką ;) Żartuję, korzystam i poświęcam im więcej uwagi, a przy okazji staram się odpocząć... chyba mi to służy, bo w głowie wykiełkowały mi pomysły na kolejne powieści. Spisuję i zastanawiam się, kiedy to napiszę? Toż to plan na jakieś trzy lata... Ale dobrze go mieć. Jeśli Pan Bóg da siłę i natchnienie, to powstaną. A jak nie, to trudno. Staram się dziękować za to, co już jest. I być tu i teraz.
A teraz jest lato, mój ukochany lipiec. Czereśnie, melony i arbuzy. I spacery od rana do wieczora. Tyle powodów do wdzięczności, że serce modli się samo.
Czytam (wreszcie! planowałam od dawna!) "Hewel" Pałysa. Rewelacja... Dawkuję sobie, by nie skończyć za szybko.
I wygrzebałam z głębiny szafki Gemmę Galgani. Tą samą, którą dwa lata temu prosiłam o wsparcie w znalezieniu wydawcy dla "Niebieskiego domu". Teraz sobie po prostu siedzimy i czasem rozmawiamy, a czasem milczymy.
Kupiłam sobie syrop różany do kawy i cieszę się zapachem. W zapachu róż jest coś takiego, jakby niebo się otwierało. Dobrze mieć różaną kawę rano na stole przy brewiarzu.
Mam straszną ochotę zrobić sobie wycieczkę w Beskid Sądecki. Tak mnie nagle naszło, przypomniały mi się wakacje w Piwnicznej sprzed lat. I pewne ważne dla mnie wydarzenia... No i potrzebuję sprawdzić kilka rzeczy do książki. Fajnie tak, móc sobie planować, co napisać.
Ale przede wszystkim chciałabym dzieciakom pokazać platformy widokowe i ścieżki w drzewach. "Za moich czasów..." tego nie było ;)
Zostawiam kilka zdjęć z wypadu do Ogrodu Botanicznego i zmykam... Dobrego wypoczynku Wam wszystkim! :*