Znajoma sugerowała, że matki wielodzietne powinny mówić coś w rodzaju "wakacje, wrrr...". Ale ja naprawdę się cieszę, że jest lato, że możemy być razem i robić co chcemy - a nie być razem i od rana siedzieć na kompie, usiłując nadążyć za lekcjami zdalnymi. To duża różnica! Poza tym nie muszę się zrywać rano, by zdążyć z dzieciakami do placówek - to poranne wstawanie w tym miesiącu dało nam w kość, bo wyglądało z wielu względów też inaczej, niż zwykle... I choć fajnie było skorzystać z bycia z ludźmi na żywo, a nie tylko on-line, doceniam teraz tym bardziej tą nową, wakacyjną wolność.
Wieczorem słucham sobie na spokojnie Szustaka, czytam kolejną część "Zwiadowców", czasem napiję się winka do kolacji... Jest inaczej. Staram się dbać o siebie, bo po tej jednak mocno stresującej wiośnie, czuję się cała spięta i obolała.
Ofkors to nie jest tak, że są wakacje i od rana nic nie robię... Wiadomo, robię za sprzątaczkę, kucharkę i opiekunkę do dzieci :P 24h na dobę, 7 dni w tygodniu. Dlatego tym bardziej pilnuję tych momentów oddechu. Podłoga nie zawsze musi być czysta, tak jak ja nie zawsze jestem wypoczęta. Trzeba zachować w tej kwestii mądrą równowagę...
Od wczoraj robię też za ratownika we własnym ogródku, w którym rozstawiłam przy pomocy starszych synów mały basenik. Korzystają wszyscy. Michaś zaczął łapać wakacyjną opaleniznę, bo biega w samej pieluszce tudzież kąpielówkach. Wygląda uroczo misiowato ;) przetaczając się po podwórku na tłustych nóżkach lub chlapiąc w wodzie łapkami.
Co poza tym... No, lody :) Koktajle truskawkowe. Tonic schłodzony w lodówce. Piwko 0% (niby mogę więcej procentów, ale przywykłam :P i traktuję jak oranżadkę do obiadu), też zimne, smakowe. Spacerki po okolicy, wdychanie lipowego zapachu i cieszenie się upałem 30-to stopniowym (tak, ja go uwielbiam!). I hmmm, czereśnie muszę kupić koniecznie! Obiecałam Elce czereśniową ucztę :)
I tak, wybory były i będą. Nie pierwsze, nie ostatnie. Trochę się boję, co będzie i że znowu sobie wszyscy skoczą do gardeł i będą się nawzajem ośmieszać - zupełnie bez sensu. No ale cóż. Chyba lepiej przymknąć na to oko i cieszyć się latem. Na pewne rzeczy nie mam wpływu (swój głos oddałam, to jedyny wpływ), więc nie ma co się spalać. Już nie.