niedziela, 15 stycznia 2012

Trochę o nas w zimowy wieczór.

Spokojny niedzielny wieczór... Odpoczywam po mocnym tygodniu. A tu już nowy za pasem, przed nami miedzy innymi usg - zobaczymy, co tam z naszym Maleństwem... No i wyjazd do Suchej Beskidzkiej w weekend.

Gabryś po dłuższym przeziebieniu wyzdrowiał, za to Wilkołak stracił głos :P Równowaga musi być. Aż dziwne, że mnie jak na razie wszystkie choroby omijają. Ale to dobrze, bo i tak nie mogłabym zazywać żadnych leków. W sumie to od poczatku ciąży chyba nie byłam chora, a przynajmniej nie pamiętam. Nie tak, jak wtedy z Gabrysiem...

Po dwóch dniach przedwiosennych coś zawirowało w pogodzie i nas zasypał śnieg. Gabryś ma radochę, bo wreszcie może się pobawić zimowo, także chodzimy na spacerki mimo mrozu. Muszę tylko uważać, bo ślisko, a lepiej, żebym się nie wywróciła teraz. Ale jest fajnie i ładnie. Mam tylko nadzieję, że zanim urodzę to nastanie wiosna i będzie jednak cieplej.

Zaczyna mi się dłużyć ta ciążą - a może to fakt, że już trzeci trymestr tak na mnie działa i sie po prostu nie mogę doczekać. Już parę razy mi się śniło, że trzymam takie malutkie dziecko na rękach :) Echh.

To chyba tyle na razie. Napisałabym jeszcze, jak się gabryś rozwija, ale w sumie dzieje się to tak szybko, że za dużo tego. W każdym razie ładnie uczy się nowych słów. Tak myślę, że już niedługo zacznie mówić na całego "po naszemu" - bo na razie to nawija miksem polsko-gabrysiowym. Dziś sam przyniósł nocnik i zaczął na nim siadać, sam też przynosi mi pieluchę, kiedy trzeba zmienić - także pewnie jak tylko będzie okazja, to go odpieluszkujemy. Dziś powiedział pierwszy raz "siku" i "szyja", tak świadomie. I tak każdego dnia coś nowego, musiałabym zamienić ten blog w dziennik, żeby to ogarnąć :)

Ok będę kończyć... Tak na koniec chciałabym polecić wywiad z "Gościa Niedzielnego" o in vitro, który moim zdaniem dobrze tłumaczy, co jest nie tak w tej metodzie i czemu Kościół nie może jej przyjąć:

http://gosc.pl/doc/1050047.Zabawa-w-Boga

I jeszcze cytat z innego artykułu na ten sam temat:

Nie bójmy się stanąć w prawdzie, nie bójmy się mówić – jak to kiedyś ujął abp Józef Michalik, za co zlinczowało go pół Polski – że in vitro to wyrafinowana aborcja. Więcej – in vitro jest silnie związane z eugeniką. Każde poczęcie w szkle łączy się nierozerwalnie z selekcją dzieci. Chore, słabsze – do mrożenia lub do zlewu. To są rzeczy straszne, to jest eksterminacja człowieka – tak definiuje takie czyny Deklaracja Praw Człowieka i czołowi polscy konstytucjonaliści, jak prof. Andrzej Zoll.

 I nie chodzi o to, by argumentując przeciw in vitro, napiętnować kogokolwiek, uderzać w rodziców, w tych którzy cierpią z powodu bezpłodności. Dr Półtawska w tym samym, wspomnianym liście, napisała mi, że „mamy obowiązek kochać tych, którzy do in vitro przystąpili, nie wolno nam ich oceniać. Ale mamy też obowiązek mówić prawdę”. Nawet jeśli ona kogoś boli i bez względu na to, czy ją przyjmie. Między prawdą a potępieniem jest spora różnica. Nikt mnie nie przekona, że taka prawda jest zbyt brutalna, bo „ci lub tamci cierpią z powodu braku dzieci”. Cierpienie jednych nie może być leczone zagładą i śmiercią innych!

To tak kontynuując temat dzieci i ich godności i prawa do posiadania szczęśliwego dzieciństwa. Bo to nie rodzice mają prawo do dziecka. To dziecko ma prawo do normalnych narodzin - i o tym trza pamiętać, zanim zacznie się szukać dziury w całym.

Dobrej nocy,

poniedziałek, 9 stycznia 2012

Dziecko...

Dzisiejsze nieśmiałe dziecko, to to, z którego wczoraj się śmialiśmy.

Dzisiejsze okrutne dziecko, to to, które wczoraj biliśmy.

Dzisiejsze dziecko, które oszukuje, to to, w które wczoraj nie wierzyliśmy.

Dzisiejsze zbuntowane dziecko, to to, nad którym się wczoraj znęcaliśmy.



Dzisiejsze zakochane dziecko, to to, które wczoraj pieściliśmy.

Dzisiejsze roztropne dziecko, to to, któremu wczoraj dodawaliśmy otuchy.

Dzisiejsze serdeczne dziecko, to to, któremu wczoraj okazaywaliśmy miłość.

Dzisiejsze mądre dziecko, to to, które wczoraj wychowaliśmy.

Dzisiejsze wyrozumiałe dziecko, to to, któremu wczoraj przebaczyliśmy.



Dzisiejszy człowiek, który żyje miłością i pięknem, to dziecko, które wczoraj żyło radością.


— Ronald Russell

piątek, 6 stycznia 2012

2012 - naszej drogi ciąg dalszy...

Nowy rok kalendarzowy. 2012. I siódmy miesiąc ciąży. Jeszcze trochę i zobaczymy naszego młodszego szkraba. Albo szkrabencję :) A Gabryś w czerwcu skończy dwa latka. Kurcze kiedy to zleciało...

Dzięki Celtowi dowiedziałam się o premierze "Hobbita" szykowanej na grudzień i zobaczyłam już trailer. Co jak co, ale wtedy to pójdę do kina :D Już się normalnie nie mogę doczekać. Ciekawe czy znowu będę ryczeć przez cały seans, jak na "Władcy" :P

www.youtube.com/watch?v=wPkL7V1kExg - pieśń krasnoludów wymiata...

Co poza tym? Typowy styczniowy zawias, kiedy po świętach i sylwestrze trza się odnaleźć w nowym roku. A człowiek już z utęsknieniem czeka na wiosnę...
www.youtube.com/watch?v=ABfnfqCa-e0
- a w związku z wiosną na cieplejsze dni i ocieplenie relacji...

No i na nasz mały cud.

Tak przez przypadek zajrzałam na zeszłoroczny pierwszy wpis, żeby sprawdzić, na co wtedy czekałam i czego się bałam. Było tego trochę, a rozwaliło mnie np. zmartwienie, że Gabryś nie chce jeść nic innego niż mleko. Tak to potem łatwo poszło... Cóż, teraz czekam na moment, kiedy nauczy się obywać bez pieluszki. Ale myślę już, że to też przyjdzie samo z czasem. Jednak przez ten rok poczułam się spokojniejsza jako matka i jakoś już się przyzwyczaiłam przyjmować pewne rzeczy.

A dziś - powinnam pewnie wspomnieć na początku - święto Objawienia Pańskiego, znane bardziej jako Trzech Króli. Ale nie królowie są najważniejsi. Na eucharystii usłyszałam, że tak jak przed dwoma tygodniami świętowaliśmy sam fakt narodzenia, tak dziś wspominamy spotkanie nowonarodzonego Jezusa z ludźmi i to, jak go przyjęli (ich reakcję). Jakoś bardzo to aktualne, patrząc też na dzisiejsze reakcje... A prezbiter na homilii życzył nam, żeby ludzie patrząc na nasze życie doświadczali epifanii i też mogli przez nie zobaczyć Jezusa.

Tak sobie myślę, czym jest dla mnie ten rok? I chyba kontynuacją tej drogi, którą zaczęłam jakieś dwa lata temu z hakiem. Tej, którą idę razem z Krzyśkiem. A raczej tej, którą idziemy razem z Bogiem. Inaczej, niż wcześniej.

Oczywiście jest we mnie wiele strachu, ale staram się mu nie dać i zaufać. Bo Bóg nigdy nas nie zostawi i przez wszystko przeprowadzi. Co by nie było. Howgh!



Dobrego roku, kochani :)