Wreszcie mogę wrzucić słowa napisane na szybko z rana. Dziś jeszcze do wieczora siedzieliśmy w Brzegach :) Ecco:
Pierwszy sierpnia. Chłodny, deszczowy poranek. W sam raz na
zebranie myśli przy kawie i tostach. Więc piszę… A Ela obok wygrzebuje łyżeczką
gęsty koktajl bananowy z kubka i zaraz będę musiała jej przebrać udekorowaną
białym koktajlem sukienkę.
Dziś siódma rocznica naszego ślubu. Dziwnie mi z tym, bo
siedem to jakoś tak już dużo mi się wydaje, a ja dalej w sercu czuję się jak
panna młoda ;) Tylko dzieci uświadamiają, że czas płynie. Najdziwniejsze jest
to, że przez te lata jakoś nic się nie zmieniło między nami. Pewnie, że się
nieraz kłócimy, ale to już robiliśmy przed ślubem :P I godzimy się zawsze – to
też bez zmian. Ale jak pomyślę o Krzyśku, to czuję ten sam stopień zakochania,
co zawsze. Już od prawie dziesięciu lat, bo zaczęliśmy na siebie zwracać uwagę
pod koniec 2006 roku. Dziesięć lat brzmi jeszcze poważniej… Na naszych pierwszych wspólnych zdjęciach jakoś tak mniej
zmarszczek mamy i wyglądamy jakoś młodziej... Ale chciałabym doczekać czasu,
kiedy będziemy staruszkami i będziemy na siebie patrzeć tak samo, jak na tych
zdjęciach. Spojrzenia się nie starzeją.
W kościele często można usłyszeć, że miłość to nie
zakochanie. Słusznie, bo na samej chemii człowiek daleko nie zajedzie, a w
dzisiejszych czasach liczą się głównie emocje. O dojrzałej miłości rzadko można
usłyszeć piosenkę, obejrzeć film, przeczytać książkę – bo tematem przeważnie
jest budzenie się uczucia. A jeśli film czy książka przedstawia dojrzałe
małżeństwo, to przeważnie jest ono w poważnym kryzysie (zawsze mnie to
przerażało). Ale szczerze mówiąc choć przyznaję rację nauce Kościoła, to bez
uczuć i romantyzmu (byleby dotyczyły jednej osoby – męża) nie wyobrażam sobie
życia. I też nie rozumiem młodych pobożnych, którzy biorą ślub bez uczucia, bo
tak trzeba. Jak zabraknie pocałunków, czerwonych róż na stole i tańców od czasu
do czasu, to faktycznie kryzys jest nieunikniony.
Whatever. Piszę to i czuję, jak mnie jeszcze wszystko boli
po wczorajszej eskapadzie. Udało nam się być na mszy z papieżem Franciszkiem. I
choć do Brzegów od nas rzut beretem (pół godziny spacerkiem), to jednak w
tłumie i upale szło się dłużej i trudniej. Więc wieczorem padliśmy :)
Ale po kolei. Długo się wahaliśmy, czy iść z dziewczynkami
do Brzegów. Trochę się bałam, jak to będzie z maluchami przy takiej masie ludzi
(pamiętam, jak mi było trudno przedzierać się z małym Gabrysiem na rękach przez
tłum ludzi podczas beatyfikacji JPII w Rzymie).
Z drugiej strony wiadomo było, że jak nie pójdziemy, to potem będziemy
bardzo żałować. Zwłaszcza że nie mogliśmy być w Madrycie ani Rio z małymi
dziećmi, a drugi raz ŚDM za płotem mieć nie będziemy. Zmobilizowała nas też
masa pielgrzymów, którzy przechodzili cały czas naszą uliczką, witali się z
dziećmi i śpiewali. Tak więc w niedzielę rano spakowaliśmy się, wsadziliśmy
dziewczynki do wózka i poszliśmy. Fajnie było tak iść wśród ludzi z całego
świata i czuć się po prostu szczęśliwym. Kupiłam Eli chorągiewkę (którą potem
zgubiła) i tak byliśmy coraz bliżej rozśpiewanych Pól. Potem trochę trzeba się
było nabiedzić przy wejściu do odpowiedniego sektora. Ale generalnie jako że
byliśmy w tych zewnętrznych, to poruszało się bardzo łatwo i wcale nie było
takiego ścisku, jakiego się bałam. Podczas mszy spokojnie mogłam się przechadzać
to z Elą, to z Sarą i nie trzeba było tkwić w miejscu i ogarniać znudzone
maluchy. Cała eucharystia była mocna, a przy końcowych pieśniach to już miałam
kluchę w gardle i nie mogłam śpiewać, bo się wzruszyłam :) Oczywiście na miejscu
spotkaliśmy trochę znajomych (nie wiem, jak to możliwe wśród tylu ludzi, ale
jakoś tak wpadaliśmy na siebie). Powrót był najtrudniejszy, bo w strasznym
słońcu i ścisku, jako że wszyscy na raz zaczęli wychodzić. Ale daliśmy radę
(Sara na szczęście wtedy spała) i nawet zdążyliśmy do domu przed burzą z
gradem, która rozpętała się chwilę po tym, kiedy weszliśmy do środka. Pan Bóg
czuwał nad nami i to czuliśmy bardzo mocno cały czas. Taki przedsionek nieba,
te Pola Miłosierdzia. Dobrze, że tam byliśmy.
A ja dziękowałam Bogu za Krzyśka i dzieci – kiedy
dziesięć lat temu modliłam się na Błoniach na mszy z papieżem Benedyktem XVI,
byłam strasznie samotna i zagubiona. Jak szybko potem się to zmieniło… No i
wspominałam też wspólne dwudniowe (z nocnym czuwaniem) pianie, aż do zachrypnięcia,
”Benedetto!!!” z Alnilam i Renfri. A teraz Alnilam w Mediolanie z mężem, a
Renfri na ŚDM specjalnie na miesiąc przyleciała z Boliwii z mężem i małym
synkiem. Tak dużo się zmieniło, każdy wybrał swoją drogę. Ale co by się z nami
nie podziało, spotkamy się wszyscy po drugiej stronie. Niektórzy bliscy już tam są i czekają.
O, u mnie też dziś rocznicowo :) I my też w tym roku mamy dziesięciolecie znajomości :D Tylko dzieci mniej ;p
OdpowiedzUsuńZazdroszczę Mszy z papieżem, to musiało być niesamowite przeżycie. Szkoda, że my tak daleko, i tylko w telewizji, a i to nie zawsze, bo nie zawsze udało nam się wstrzelić w emisję z mszy.
W ogóle to już nie dziwię się, że nie udało nam się zamówić żadnego pokoju w żadnym hotelu w Krakowie na dzień 1 sierpnia. Przeoczyłam to, że ŚDM skończyły się ledwie dzień wcześniej, więc większość turystów i przybyszów jeszcze była w mieście. Ach, ten refleks.
Gratulacje rocznicowe.
OdpowiedzUsuńMiłość pielęgnowana rośnie i jest coraz większa :)
Samo zakochanie nie jest miłością. Ale nieodzwoną częscią miłosci są uczucia, emocje - przecież to jest element tego jak jesteśmy stworzeni :)
W Brzegach było dwoje moich dzieci (niezależnie od siebie) i bardzo się cieszą, że byli. Ja też :) Świetnie, że mogłaś uczestniczyć w tej Mszy. Iże nie zmokliscie... Moi zmokli okrutnie. Uszczęśliwieni, ze dopiero po wszystkim :).
Wszystkiego najlepszego z okazji rocznicy!
OdpowiedzUsuńAch fajnie mieliście w tym Krakowie :)
Uściski!
My też 10 znajomości i 7 po ślubie. Gratulacje rocznicowe, a co przeżyliście w ostatnich dniach, to Wasze i na zawsze w sercach... Widzę po sobie, że bez takich impulsów i porywów, tego poczucia bycia częścią więszej wspólnoty jest bardzo cieżko...
OdpowiedzUsuńMy w marcu mieliśmy 10 lat znajomości, a w lipcu 7 po ślubie :) Pozdrawiam i zbieram się do maila :P
OdpowiedzUsuńJustyna
Też byłam w Brzegach! A wcześniej na czwartkowej ceremonii otwarcia Światowych Dni Młodzieży oraz piątkowej Drodze Krzyżowej. A poza tym posługiwałam jako wolontariusz podczas obchodów ŚDMu na szczeblu diecezjalnym oraz w samym Krakowie. I szczerze powiedziawszy to było najlepszych 12 dni w ciągu ostatnich 5 lat, jeżeli nie całego życia. Zarówno piątkowa Droga Krzyżowa, jak i niedzielne kazanie papieża Franciszka udowodniły mi, że to człowiek jest potrzebny drugiemu człowiekowi do szczęścia, a nie bogactwa. Coś pięknego, naprawdę, coś pięknego! Cieszę się, że i Wam było dane to przeżyć.
OdpowiedzUsuńWszystkiego Najlepszego z okazji rocznicy ślubu :) Samych pięknych i szczęśliwych "siódemek" aż do śmierci :) A jak będziecie mieli kolejną córkę,nazwijcie ją Rita :)
OdpowiedzUsuńJakie Ty masz niesamowite szczęście - beatyfikacja JPII, Msza z Bedeyktem, Msza z Franciszkiem... Jeju :)
Wielu kolejnych wielokrotnosci tej siodemki! :)
OdpowiedzUsuńNam stuknie w tym roku 9 rocznica cywilnego i 4 koscielnego. ;)
Niech ten stan trwa przez kolejne wspólne lata - abyś zawsze czuła się jak panna młoda.
OdpowiedzUsuńWszystkiego najlepszego z okazji rocznicy i tym samym jeszcze więcej wspaniałych chwil razem :)
OdpowiedzUsuńZazdroszczę Ci daru wiary. Ja swój zgubiłam. Szukam, ale mam wrażenie, że każda drogą, którą wybieram, to ślepa uliczka. Chciałabym wierzyć, tak jak wierzyłam 10-15 lat temu. Lubię do Ciebie zaglądać, pozdrawiam. codziennik-kobiety.blogspot.com
OdpowiedzUsuńu nas we wrześniu też minie 7 lat pewnie będę znów sama w tym czasie jak prawie co roku... Wszystkiego najlepszego z okazji Rocznicy wierzę że u Ciebie to fantastyczny czas... Super że miałaś taką wspaniałą możliwość bycia na mszy prowadzonej przez Papieża... tęż bym chciała.... fantastyczna wiara w Tobie dajesz przykład swoim małżeństwem... jesteś wspaniałym dowodem na to że z Bogiem wszystko pięknie się układa...
OdpowiedzUsuńu nas na początku też było pięknie po Bożemu... ale ten czas minął i raczej nie powróci... choć człowiek naprawdę czasmi tęskni do początków...
Wszystkiego najpiękniejszego z okazji rocznicy ślubu: )my za rok 10lat.
OdpowiedzUsuńNiech Wam Pan Bóg błogosławi kazdego dnia: ))
Najlepsze życzenia z okazji rocznicy!!! Nam stuknęło w czerwcu 10 lat - sama nie wiem kiedy.
OdpowiedzUsuńPrzezyliscie ten wasz rocznicowe dzień na swój piękny sposób i najwazniejsze ze wszyscy razem ☺ Ja spędziłam wszystkimi w tv Moc uścisków rocznicowych dla was!
OdpowiedzUsuńmy tak tak samo jak Wy - 10 lat znajomośći i 7 lat sakramentu małżeństwa :)
OdpowiedzUsuńWszelkiego dobra dla WAS!
Ja się wzruszałam przed TV, a co dopiero musiało byc tam, na miejscu!