Jak dobrze być w tym czasie w Krakowie... Aż żal wszystkich tych, którzy przerażeni wizją ŚDM umknęli na urlopy. Jest super. Wszędzie uśmiechnięte grupki młodych z całego świata. Machamy do siebie, witamy się na ulicy. Ela bajeruje wszystkich jak leci, bez względu na kolor skóry :) Tańce, hulanki, swawole - a w tym wszystkim Bóg. No takie tańce to są dobre i warto je przećwiczyć, pewnie po drugiej stronie też tak będziemy razem imprezować i śpiewać z radości na całe gardło. Wino pewnie też będzie, a jak by brakło, to szanowny gospodarz weźmie deszczówkę i w konkret zamieni.
Czekamy na niedzielę. Już się zastanawiam, jak to strategicznie sensownie zrobić (co i jak zabrać, żeby przetrwać spotkanie z dziewczynkami :)). Będzie dobrze.
Poza tym znowu mogę się skupić na córeczkach, jako że chłopcy szaleją u dziadków (jestem spokojna o nich, ale już tęsknię i wiem, że oni też). Dziewuszka numer jeden coraz bardziej przypomina mi piratkę Zarinę z bajki o Dzwoneczku. Kręcone włosy ciemnoblond, jasnobrązowe oczy (a kiedyś miała szarozielone... teraz ma takie, jak ja). Opalona nawet w zimie, szczupła i zwinna jak kot. Straszny z niej aparat :) A najgorzej jak zbroi i jestem na nią zła, a ta bestia podchodzi, zarzuca mi ręce na szyję i bezczelnie rozdaje całusy z zadowoloną miną. Ech, bądź tu człowieku w takiej chwili konsekwentny (staram się, bo inaczej by mnie zjedli)... Taki z niej śniady, odważny łobuz, jak brat numer dwa. A przy tym wysoka, chuda i ze skłonnością do perfekcjonizmu - jak brat numer jeden. Miks - i z wyglądu, i z charakteru. Dlatego tym bardziej ciekawi mnie, jaka okaże się druga dziewczynka. I które cechy z naszego worka wylosowała :P
Póki co Sara najbardziej podobna jest do Gabrysia, ze względu na śliczne błękitne oczy (środkowa dwójka miała w tym wieku ciemnoszare, które z czasem zamieniły się w brązowe - a pierworodny dalej ma niebieskie, więc jest szansa, że i Sarence kolor zostanie). Ze względu na te oczy, jasną jak na razie karnację i łagodne usposobienie (ciekawe, czy przetrwa... na razie młoda jest jak mały, słodki aniołek) dziewczynka zyskała miano Dzwoneczka (tak żeby w jednej bajce pozostać). I Błękitnej Panienki, w odróżnieniu od Panienki Orzechowej/Orzeszka, jak nazywam od dawna Eluśkę.
Piszę sobie to wszystko, a mała leży oparta o moje kolana i pijąc mleczko zasypia... Piękny obrazek :) Starsza poszalała na placu zabaw i już od jakiegoś czasu chrapie w łóżku. Mam wieczór dla siebie. I męża :P
A to chodzi mi ciągle po głowie...
Byliśmy w Częstochowie. Pięknie. BYłam kiedys "na papieżu" sama z tójką. Dasz radę :)
OdpowiedzUsuńwręcz Wam zazdroszczę, że ma cie tak blisko :)
OdpowiedzUsuńFestiwal radości jest normalnie :)
Ja też zazdroszczę, bo my tylko podziwiamy w telewizji i w radiu, a chciałoby się, oj, chciało, choć przez jeden dzień być osobiście. Cały świat w jednym mieście, jak żywe, bijące serce chrześcijaństwa :)
OdpowiedzUsuńPo cichutku zazdroszczę Ci również, że masz już czwórkę dzieci przy sobie - jeśli my chcemy dobrnąć do czwórki, to za nami dopiero połowa drogi. Boję się, że będę nerwowa przy ogarnianiu trójki, a bardzo tego nie chcę.
Ściskam gorąco z gorących Kaszub :)
Zazdroszczę Ci tego bycia w Krakowie. Nasi pielgrzymi ze Słowacji też tam są. I moja córka harcerka, która służy w patrolu sanitariuszek. Jak ją spotkasz, ucałuj ode mnie:)Ja wszystko oglądam z TV i w necie.
OdpowiedzUsuńJak fajnie, że macie ŚDM na wyciągnięcie dłoni. My odrobinę skorzystaliśmy w diecezji, a teraz siedzimy przed tv i testujemy cierpliwość Malucha, który ma już chyba dość i mówi papa pa pa :)
OdpowiedzUsuńChciałam jechać, ale bym nie wytrzymała chyba tego scisku, ledwo daje radę temu skwarowi. Ale musi być tam cudnie i to wyjątkowe uczucie będąc tam.
OdpowiedzUsuńA ja przyznam obawiałam się tłoków, szturmu i sama nie wiem czemu, i mimo, że nie mamy daleko, zostaliśmy w domu ale za to śledziliśmy wszystko godzinami, aż na koniec Młody śmiał się, że już nic innego w tej tv nie ma ... wszędzie papież...
OdpowiedzUsuń