piątek, 24 marca 2017

Już piątek?!

Ale jaja, jutro już weekend! Nawet nie zdążyłam się zmęczyć tygodniem :P

Za nami super przyjęcie urodzinowe. Dzieciaki zadowolone, a to najważniejsze :) Prezentów dużo, tort piękny (jednak nie statek piracki, ale ekipa piraciąt z Nibylandii, dziadkowie zamawiali - aż żal było jeść...). Po zjedzeniu wszystkich dobrych rzeczy dzieci się bawiły długo, a rodzice mogli porozmawiać. Dzięki mojej przyjaciółce - zmywarce - mogłam się nie stresować niczym i odpoczęłam w gronie najbliższych. Swoją drogą co ja bym zrobiła bez takich udogodnień jak zmywarka, pralka czy odkurzacz? Wtedy faktycznie mogłabym się nazywać kurą domową. A tak, to mam dużo czasu dla siebie i swoich bliskich :)

Sto lat, kochany Rafałku! :)
Sara wystrojona, też świętowała urodziny brata :)
No, pierwsza impreza za nami, zaczynam myśleć o urodzinach mojej wspaniałej starszej córki ;) Mała mądrala, muszę jakoś przekonać Krzyśka (dumny ojciec sam chce zrobić tort dla swojej królewny), żeby tort miał obrazem świnki Peppy. Bez Peppy się nic nie liczy :P Właśnie marudzi, żebym puściła bajkę (jak tylko odpalę kompa, od razu przybiega... a tak długo był spokój i nie lubiła oglądać żadnych filmów :P). Ale dziś Peppy nie będzie - jest kara za zgryzienie ampułek z solą fizjologiczną, które na chwilę postawiłam na parapecie, przygotowując inhalację dla Rafałka. Kara musi być, nie swoich rzeczy ruszać nie wolno. Ku uciesze zasmarkanego młodego (od wtorku siedzi z nami w domu) zaraz puszczę "Gwiezdne Wojny". Swoją drogą zauważyłam, że konsekwencja w przypadku trzyletniej Eli bardzo się sprawdza. I o ile Rafał  tym wieku wszystkie kary zlewał i robił i tak po po swojemu (a Gabryś po prostu słuchał i nie trzeba się było specjalnie wysilać, żeby zrobił coś jak należy), to Ela zrozumie błąd i się poprawi. Oczywiście znajdzie tysiąc innych sposobów na zrobienie czegoś głupiego - no ale nikt nie jest doskonały :P

Przez kilka dni była w Krakowie Alnilam (moja najlepsza przyjaciółka - wyliczyłyśmy, że znamy się już.... a nie, nie powiem, ile lat :P). Mieszka teraz z mężem w Warszawie. Niby blisko, a nie widziałyśmy się pół roku... Dobrze było w końcu pogadać o wszystkim, tak po prostu, nie musząc się zgrywać czy tłumaczyć. Znamy się jak łyse konie i dziękuję Bogu, za nią. Zresztą co jak co, ale dobrych ludzi wokół raczej mi nie skąpi :) Teraz mi żal, że Al już u siebie i znowu można gadać tylko przez telefon albo mailowo. A tyle jeszcze mogłybyśmy obgadać... Kurde, jak ludzie sobie radzą nie mając przyjaciółek? Ja bym nie mogła :P

Oki kończyć będę, dzieciakom muszę puścić obiecaną bajkę, a sama się wziąć na robienie pizzy (dziś biała, z ziemniakami - ulubiona Krzyśka :)). Na koniec polecę jeszcze książkę, którą przez przypadek kupiłam ostatnio w Kauflandzie za całe 5 złotych :D Okładka nie powala, popatrzyłam z powątpiewaniem na jakąś nieznaną sobie gwiazdeczkę ekranu i już miałam iść dalej, ale coś mnie tknęło. Odwróciłam książkę i przeczytałam z tyłu:

Jak większość kobiet Teri Hatcher pierwsze życiowe nauki odebrała od matki. I podobnie jak wielu kobietom, jej matce niełatwo przychodziło docenić samą siebie. Gdy tost się spalił, zjadała go sama, a co lepsze kąski oddawała innym. Choć to poświęcenie było wyrazem miłości i jak najlepszych intencji, niosło ze sobą lekcję, której trudno jest się oduczyć: twoja własna satysfakcja nie jest warta nawet kawałka chleba.

Tadam! Tak więc kupiłam Spalony tost Teri Hatcher, przeczytałam z przyjemnością i bardzo polecam :) Bohaterka Gotowych na wszystko (nie widziałam serialu, ale chyba z ciekawości kiedyś obejrzę) okazała się normalną mądrą kobietą, w dodatku z charakteru bardzo podobną do mnie, z podobnymi wątpliwościami. I też jest mamą, tyle że samotną. Najbardziej urzekło mnie ciągnące się przez całą książkę odkłamywanie rzeczy, którymi nasiąkła jako dziewczynka - że kobieta musi się poświęcać (najpierw inni, a ja na końcu), że nigdy nie jest się dość dobrą itd... Książka pomaga zejść na chwilę z kołowrotka, które same sobie nakręcamy codziennie, goniąc za ideałem (matki/żony/córki/przyjaciółki/kobiety pracującej ;)). I znaleźć chwilę tylko dla siebie, żeby po prostu w końcu o siebie zadbać bez wyrzutów sumienia ("A przecież sterta garów w zlewie i podłogę trzeba by wytrzeć w przedpokoju!", wrrr...). Polecam :)

16 komentarzy:

  1. Jaaaaki fajny wpis na dzisiaj dla mnie, zwłaszcza ta końcówka! Bo po ciężkim przedpołudniu, gdy trzeba było załatwić parę rzeczy na mieście, a potem ogarnąć obiad z marudzącą młodzieżą na pokładzie, w końcu usiadłam, gdy panicz zasnął. Gary w zlewie, na podłodze syf (jak przystało na BLW ;p), pranie kisi się od rana w pralce, a ja mam taaaką ochotę na kakao. :D Zrobiłam sobie to pyszne, gorące kakao, wypiłam z przyjemnością, bez wyrzutów sumienia, a tą końcówką Twojego wpisu to się czuję jeszcze za to pochwalona. :D ;p
    Także generalnie dzięki. :D
    Kurujcie się tam, to wpadniemy kiedyś porelaksować się razem. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :D Spoko, mam nadzieję że w przyszłym tygodniu się uda :)

      Usuń
  2. Moja trzylatka tez uwielbia wypijac sol fizjologiczna ;) Nie wiem skad to ma. u nei jakurat najwieksza kara jest posiedzenei u siebei w pokoju przez 5 minut. Moze w tym czasie robic co cche a ona i tak siedzi na lozku i placze ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Mała świetna!
    Gratulacje dla Jubilatów jeszcze raz. I dla Ciebie za całokształt. jak ja lubię tu wpadać :)

    OdpowiedzUsuń
  4. "Gotowe na wszystko" to kapitalny serial. Obejrzałam wszystkie sezony po kilka razy ;). Teri grała tam Susan - straszną ciapę, czasem mega irytującą, ale ogólnie bardzo sympatyczną.

    OdpowiedzUsuń
  5. Wszystkiego najlepszego dla Rafałka zdrówka szczęścia i spełnienia marzeń :D ja polecam książkę "wielkie kłamstewka" oj tak konsekwencja to przydatna przyjaciółka choć prawda nie na wszystkich dzieła :P Pozdrawiam :D serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  6. Wszystkiego dobrego dla solenizanta! A Sara jaka śliczna! Niesamowita jest:)) do kogo podobna?

    OdpowiedzUsuń
  7. Och, sama chciałabym spróbować takiego tortu, bo wygląda smakowicie. Sarenka śliczniutka, uważaj bo lada moment będzie Ci przyprowadzać kawalerów do domu. Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  8. Sto lat dla przystojniaka, bajeczny torcik.
    Jak ślicznotka już urosła, z każdym dniem piękniejsza :D

    OdpowiedzUsuń
  9. Piękny tort, ale bardziej nie mogę oderwać oczu od Sary. Śliczności. A Przyjaciółka to ważna rzecz :) Ja mam jedną i bardzo sobie cenię tą znajomość.

    OdpowiedzUsuń
  10. Piekny Tort, a Sara do schrupania! :)

    No, odkurzacza to nie lubie, bo jednak trzeba sie z nim nabiegac i naschylac... Ale zmywarka, pralka oraz suszarka (bo mam automatyczna) to moje najlepsze przyjaciolki! ;)

    OdpowiedzUsuń
  11. Szkoda że przy okazji zmiany w podstawie programowej ta książka nie załapała się do lektur szkolnych ...

    OdpowiedzUsuń
  12. Kiedy Sara tak urosła?? przecież dopiero się urodziła... ehhhhh... jak ten czas leci - to niepojęte :)
    Piękny tort i piękne całe, wasze życie... :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Cudowny tort! Co do tortu z Peppą dla Elusi - Reginka ma za miesiąc dwa latka, a że jest właśnie miłośniczką Peppy, to też planuję zrobić tort z Peppą. Na Allegro są nawet świeczki na tort w kształcie Peppy :)

    I jeszcze raz zapytam: kiedy masz czas na czytanie? Kobieto, jesteś niesamowita! U mnie odkąd urodziła się Rozia, książki zupełnie poszły w odstawkę, bo musiałabym czytać kosztem snu, i tak zbyt krótkiego. Jedna rozpoczęta ("List do rodzin" Jana Pawła II) leży od dwóch tygodni rozpoczęta i nie skończona w sypialni na desce do prasowania. Ech.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hmmm no siadam i czytam, chociaż dużo rzeczy do zrobienia - ale kurka czas relaksu tez mi się należy, a co :) Polecam wydzielanie czasu dla siebie i czytanie, choćby się waliło i trzęsło :P

      Usuń