Jak minęły Wam święta?
U nas było bardzo skrajnie :) Zdarzały się piękne, spokojne momenty, kiedy razem gotowaliśmy, graliśmy, czytaliśmy książki... (czuwanie paschalne przeżywane wreszcie normalnie i bez maseczek to było coś niesamowitego! i ten spokój serca w niedzielę oraz poniedziałek... ech!) Ale były przeplatane chwilami, gdy miałam ochotę spakować plecak i ruszyć przed siebie, by odpocząć w ciszy gdzieś z dala od swojego miejsca na ziemi ;)
Bo wiem, że to moje miejsce i moje powołanie. Co nie zmienia faktu, że czasem jest trudno. Jak wszędzie. Trzeba dużej cierpliwości i hartu ducha, by iść naprzód.
Może kiedyś napiszę książkę o wielodzietności z punktu widzenia mamy, a nie dzieci :) To będzie pozycja dla osób o mocnych nerwach...
No bo na przykład taka sytuacja:
Wielka Sobota, ostateczne porządki, szykowanie święconki, walka o to, by przeżyć godnie ten czas. I w kulminacyjnym momencie nasz trzylatek umył w kuchni okna i firankę... majonezem. Zauważyłam to w momencie, gdy weszłam zadowolona z wysprzątania naszej sypialni. Tak to jest, jak akurat nikt nie pilnuje Michałka przez pięć minut.
Albo dziś. Nerwowy dzień, po wczorajszej migrenie dopiero dochodziłam do siebie. A tu trzeba było zebrać dzieciaki i wyruszyć do przychodni na kontrolę chorego ucha Sary. Dwójka wyszykowana już czekała na podwórku, ja ubieram się z Miśkiem. Zakładam skarpetki i nagle słyszę za sobą radosny głosik: "Zobac, co znalazłem w papielku!". Odwracam się i widzę dyndające mi przed oczami zwłoki myszy trzymanej za ogon przez pana M. (wyjaśnienie: myszy nawiedzają nas co jakiś czas, więc musimy ustawiać łapki. Rano Krzysiek wyjął zawartość jednej i zawinąwszy w papier wrzucił do kosza, gdzie została wypatrzona przez ciekawskiego gżdyla)
Więc to chyba normalne, że bywam wkurzona i zmęczona, a na skroniach coraz bardziej siwa? ;)
Co nie zmienia faktu, że jednocześnie jestem bardzo wdzięczna za to, co mam. I za tą gromadę coraz mądrzejszych ludzi, rosnących tuż obok... Tak, nawet Zbrojmistrz (to mistrz brojenia, czyż nie?) Michał zaskakuje mnie pozytywnie po wielokroć.
I cieszę się jak dziecko, że już za momencik spełni się moje marzenie i ukaże się moje pierwsza książka :) Wzrusz!
A tu polecajka fejsbukowa pani Małgorzaty Lis, autorki książek i mamy siódemki dzieci (ciekawe, czy tak jak ja ma poczucie, że prawdziwa praca to jednak bardziej bycie mamą, a nie pisarką - może kiedyś zapytam...). Z serca dziękuję!
Muszę przyznać, że przy okazji nadchodzącej promocji dużo myśli burzy mój wewnętrzny spokój. Takich jak: "a może powinnam się udzielać na FB? a może powinnam rozsyłać wieści na lewo i prawo? a może powinnam wysyłać stosy maili? bardziej się starać? a może?... no przecież beznadziejna jestem z tym spokojem i pragnieniem, żeby to dotarło w swoim czasie do tych, którym jest potrzebne, trzeba działać!".
No i tak... Przemodliłam to. Zamiast udzielać się na FB - smażyłam przez godzinę naleśniki odmawiając różaniec i prosząc Miriam, by się tym zajęła.
Mam dziwne poczucie, że to zadziała bardziej, niż nerwica przebywania w social mediach. Choć jestem bardzo wdzięczna osobom, które wytrzymują to napięcie i wykorzystują swoje profile w dobry sposób :)
I Wam będę wdzięczna za wsparcie oraz recenzje u siebie :) Jeśli będziecie mogli znaleźć chwilę po lekturze książki i wrzucić tu czy tam dobre słowo - dzięki!
<3
A tu o innym domu, trochę inaczej. Chodzi mi to ostatnio po głowie, razem z myślą - i ty nie bój się pisać o swoim domu, szukać go piórem...
To raczej Brojmistrz:-) Wiem o czym piszesz, Wnuki ciągle przynoszą jakieś infekcje z przedszkola,więc się udzielam, bo pracodawcy nie cierpią pracownic na częstych opiekach!!!
OdpowiedzUsuńBrojmistrz, zgoda :D
UsuńOj tak... nie mogłabym pracować tak "normalnie", bo i tak co chwilę musiałabym z kimś być w domu. Zostaje mi pisanie po nocach :)
Brojmistrz - świetne słowo
UsuńW życiu mamy także pozytywy, choćby ta książka.
OdpowiedzUsuńPsoty dzieci-rzecz normalna, wyrosną, potem będziecie się śmiać.
Wiara pomaga przeżyć każdy dzień inaczej, bo dodaje nam Mamom-skrzydeł.
Pozdrawiam całą rodzinkę bardzo cieplutko i powodzenia z książką!
Dziękuję!!!
UsuńPremiera książki już 29 kwietnia :)
O tak, pamiętam te przedświąteczne, z góry skazane na porażkę próby tworzenia miłej atmosfery. A na widok martwej myszy robi mi się słabo... Podsumowując: jesteś dzielną kobietą :)
OdpowiedzUsuńPocieszam się, że to nie będzie trwało wiecznie ;) i nadejdzie moment, gdy posprzątanego pokoju nie będę nazywać "wystawą czasową", jak w muzeum :D
UsuńWitaj w Dniu Książki
OdpowiedzUsuńTak, tak dzisiaj mamy takie święto. Mam nadzieję, że za rok będę świętować z Twoimi książkami
Pozdrawiam szelestem kartek z krainy kwitnącymi drzew