Oktawa Zmartwychwstania - chyba po raz pierwszy od lat nie umiałam się nią cieszyć i czułam strach, a nie radość czy wdzięczność. Po raz pierwszy od dawna rzeczywiście mogłam być jak uczniowie, którzy na wieść o zmartwychwstaniu się bali, nie wierzyli, myśleli o sobie. I bali się umierać.
W poranek wielkosobotni Ania obudziła się z zaropiałym okiem, mega katarem i kaszlem. Cała nadzieja, że noc spędzimy na czuwaniu paschalnym, padła w jednej chwili. To znaczy czuwaliśmy, w domu z dziećmi. I też było pięknie, choć inaczej. Znowu, bo rok temu byliśmy przecież zamknięci...
A ja musiałam się zmierzyć ze swoim największym lękiem, takim wykraczającym poza granice rozumu i wyniesionym jeszcze z dzieciństwa - szpitalem (i byciem przedmiotem, z dala od domu, jak w więzieniu, obserwowana i zależna od czyichś decyzji). Nie wylądowaliśmy tam co prawda, ale było blisko. Żeby się ratować, praktycznie nie spałam kilka nocy, siedząc z Anią i odciągając katar co chwilę, inhalując i podając leki. Dopingował mnie niepokój pozostałych dzieci, które dopiero co spędziły tydzień bez mamy i bały się powtórki.
Szczerze mówiąc po trudach ciąży i porodu nie czułam się na siłach, by to znieść i miałam w głowie pytanie: "A nie wystarczy, że Ty umarłeś, muszę też ja?". Nie mieć ochoty na krzyż i uciec, właśnie tak.
No ale jakoś przetrwaliśmy... i nie mam wątpliwości, że sama nie dałabym rady. I choć totalnie tego nie czułam, to On był obok. Zmartwychwstały pokazał się tym razem w chorej Ani. A ja byłam o to zła.
Dziś nie jest idealnie, ale lepiej. Jest też Niedziela Miłosierdzia. I siódme urodziny Eli <3 Za oknem słońce, w ogrodzie kwitnie forsycja, a w trawie jest fioletowo od fiołków. W kuchni mąż robi obiad (święto lasu! chyba zobaczył, że nie mam siły). Potem będziemy szykować tort.
Dzieci już zdążyły pokłócić się o balony i doprowadzić mnie do furii.
Brakuje mi możliwości normalnej spowiedzi i eucharystii. I odpoczynku, najlepiej gdzieś w górach.
No ale to też jest krzyż i nie ma co udawać, że jest inaczej. Trzeba go przyjąć, zamiast się obrażać i marudzić.
Kochana
OdpowiedzUsuńDla Ciebie i całej Rodzinki zastawiam moc serdeczności, nade wszystko zdrówka🤗🌼🧡
Pozdrawiam wiosennie cieplutko z uśmiechem🌷😍🌞💚🌳
Moc serdeczności. Modlitwa. I najlepszości dla Eli - już 7 lat!
OdpowiedzUsuńObiecuję modlitwę, we wtorek mamy Różaniec Fatimski. To właśnie jest codzienność krzyżami znaczona, ale On jest z nami, inaczej nie dalibyśmy rady. Buziaczki dla dzielnej Ani.
OdpowiedzUsuńDużo SIŁ, Kochana! A córcia ŚLICZNA! Boję się myśleć, co ona sobie tu myśli na tym zdjęciu :-D
OdpowiedzUsuńTrzymajcie się zdrowo! Aneczka śliczna i ma takie mądre pogodne spojrzenie.
OdpowiedzUsuńDużo zdrówka dla Was! Trzymajcie się
OdpowiedzUsuńRównież jestem myślami z Tobą i Twoją Rodziną. Będzie dobrze ❤️
OdpowiedzUsuńJa także marzę o górach
Pozdrawiam odrobiną radości z moich zielonych stronek
Jestem z Wami i modlę się za Was.... pamiętaj. Zdrówka <3
OdpowiedzUsuńDziękujemy :*
OdpowiedzUsuńUrocza :)
OdpowiedzUsuńlovely baby
OdpowiedzUsuńhave a blessing day
lace closure wigs