poniedziałek, 19 kwietnia 2021

Kwiaty i deszcz.

 

Ania <3

Poniedziałek. Za oknem deszcz, kałuże. Świeci tylko forsycja. Bez i migdałowiec powolutku zbierają się do zakwitnięcia.

Rano dziewczynki i Krzysiek wybyli z domu. Nareszcie! Sara i Ela już wczoraj sobie wszystko przygotowały, żeby wyjść do przedszkola, ubrania, plecaki, bidony... Stęskniły się. Żeby jeszcze chłopcom się udało... Dzieci pandemii :( Gabryś stwierdził ostatnio, że chyba trudno by mu się było przestawić na chodzenie do szkoły po tak długim czasie zdalnego. No będzie trudno... Ale dzieciakom potrzeba ruchu i kolegów, a nie siedzenia przed ekranem. Rafałkowi już tyle lekcji na basenie przepadło, a tuż przed lockdownem się cieszył, że przejdzie na następny tor. I kiszka. Niby mała rzecz, ale dla niego to było ważne.

Zeszły tydzień minął nie wiadomo kiedy - Krzysiek chory w domu na antybiotyku, także ten. Jakbym miała siódemkę dzieci do ogarnięcia :P W weekend marzyłam już tylko o tym, żeby nikt do mnie nie mówił i niczego ode mnie nie chciał. Zwłaszcza że w sobotę wystartowałam z mega migreną. I nic, trzeba się było pozbierać i działać.

Ludzie, którzy mają choć trochę czasu dla siebie naprawdę powinni to doceniać.

W przyszłym tygodniu Aneczka skończy dwa miesiące O.o Dwa!!! Aaaa...

Jakoś na dniach muszę z nią się wybrać do przychodni, przez te choroby jeszcze nie byłyśmy... Ciekawe, ile waży i w ogóle. Taka się robi coraz bardziej konkretna, wałeczki już ma na nóżkach, policzki zaokrąglone, czasami się do nas uśmiecha. I oczy ma takie śliczne, duże, w oprawie ciemnych rzęs. Kontempluję nadal.

Swoją drogą chyba od razu wezmę panów R. i M. na szczepienia, będzie wesoło.

I tak już jakiś czas temu skończył się mój połóg, a ja dalej mam wrażenie, że dopiero co urodziłam, no i jestem zmęczona. Jakoś tak mi się nie nudziło :P Nie wiem, gdzie mi uciekł marzec i połowa kwietnia.

Zaraz będzie maj... Komunia. Może chrzest?

I dni kwitnących bzów i konwalii.

Dziś zasiałam sobie w kuchni lawendę. Będę wdychać jak wyrośnie. Na razie pocieram listki rozmarynu i oregano. Taka domowa aromaterapia...

W drodze do sklepu :)

18 komentarzy:

  1. Ja mam tak z anginką - kwiatkiem nie chorobą. Przechodząc szturcham ją, żeby poczuć zapach i się pozytywnie naładować.
    Trudny to czas, ale dobrze, że dzieci mają siebie nawzajem. Tygrysowi co prawda samotność nie doskwiera, ale szkoda, że nie ma rodzeństwa, albo chociaż kuzynów.
    A Ania ma cudowne oczy. Od razu cieplej się robi na sercu, jak się w nie patrzy,
    Pozdrawiamy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Anginka to geranium, prawda? Nie mam, ale też lubię zapach :)
      Oj tak, najtrudniej teraz jedynakom :(
      Trzymajcie się ciepło i wszystkiego dobrego!

      Usuń
  2. Mój tata tez chory i mama coś niedomaga.. Oby zdrowia nie zabrakło i dla Was i dla wszystkich <3 A Ania to taki aniołek promyk szczęścia aż miło patrzeć <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudne to Wasze najmłodsze. Ale chyba nie ustępuje pozostałym :).
    Ufam, że jeszcze będziemy to wszystko wspominać jak zły sen.

    OdpowiedzUsuń
  4. Aneczka jest przeurocza :* Niby wiem na bieżąco, co tam u Was, a i tak wpadam na blog po to ciepło i bezpieczeństwo, jakie tu króluje, pomimo pandemii, chorób, zmęczenia. Niech Ci Bóg błogosławi, kochana! Wam wszystkim!

    OdpowiedzUsuń
  5. Ania cudna, a Ciebie podziwiam nieustannie.

    OdpowiedzUsuń
  6. Śliczna Ania, w coś zapatrzona. Podziwiam ogarnianie z szóstką (a czasem siódemką;) dzieci. Macie wesoło.
    Pozdrawiam wiosennie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po trzecim dziecku to już w sumie rutyna ;) Tylko czasem ramion brak :D

      Usuń
  7. Ania rośnie jak na drożdżach. Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  8. Ania śliczna.
    Trzymam kciuki za całą rodzinę. Zdrowia życzę przede wszystkim

    OdpowiedzUsuń