poniedziałek, 2 stycznia 2017

2017.

No i mamy nowy rok. Ciekawa jestem, co przyniesie. Szczerze mówiąc, jest mi wszystko jedno :) Bylebyśmy mogli cieszyć się razem tym czasem.

W Sylwester trochę odbiliśmy sobie niekompletną Wigilię. Razem z dzieciakami byliśmy u znajomych, były też inne znajome rodziny z dziećmi. Byliśmy na eucharystii podziękować za miniony, bardzo dobry dla nas rok. Zresztą, odkąd jesteśmy razem, to wszystkie lata są dobre. No i ja chyba mam coraz mniej oczekiwań i staram się nie nakręcać na jakieś swoje plany, tylko cieszyć z tego, co jest. O północy wyszliśmy na ulicę ze starszą trójką (Sara spała w domu) i podziwialiśmy sztuczne ognie. Gabryś podskakiwał z radości (od rana nie mógł się doczekać fajerwerków), Rafał i Ela z wysokości naszych ramion obserwowali niebo z rozdziawionymi buziami. A potem wróciliśmy do środka, gdzie czekało dobre wino i dużo jedzenia. Tak mogę świętować :)

Następny, pierwszy dzień roku był trochę mniej przyjemny, bo dopadł mnie rotawirus i miałam zgona aż do dzisiejszego poranka. Czasem słońce, czasem deszcz. Ale chyba jestem uzależniona od optymistycznego myślenia, bo dziś rano znalazłam plus tej sytuacji - dawno śniadanie nie było tak smaczne. No i takie hardkorowe oczyszczenie organizmu też dobrze mi zrobiło ;)

Dziś Gabryś poszedł do przedszkola. Rafałek i Ela coś kaszleli w nocy, także jesteśmy w domu. Właśnie bawią się klockami Lego. A Sara siedzi mi na kolanach i wcina mleczko.

Ostatnio dzieciaki często pytają, kiedy będziemy mieć następnego dzidziusia. Ze zdziwieniem stwierdzam, że już zapomniałam, jak nie lubię być w ciąży. I w sumie to jeśli Pan Bóg da, to mogłabym już przyjąć kolejnego dzieciaczka. Im nas więcej, tym jakoś lepiej. Pewnie że w momentach kryzysowych typu Wigilia z chorym mężem jest trudniej, bo więcej trzeba ogarnąć. Ale generalnie to więcej widzę korzyści posiadania gromadki dzieci. Lubię słuchać, jak się bawią razem (o ile właśnie się nie kłócą i nie obrażają nawzajem :P). Podoba mi się, jak starsi wymyślają młodszym zabawę. Jak zajmują się najmłodszą siostrą i już marzą o młodszym rodzeństwie. Mi też bardzo chodzi po głowie jeszcze jeden synek i córeczka. A potem - jeśli Pan Bóg da - pewnie jeszcze ktoś. Wielodzietność wciąga.

Najbardziej podoba mi się to, że dzieci dużo mnie uczą. Szczerości, cierpliwości, wyrozumiałości. Również wyrozumiałości dla samej siebie. Bo tak jak staram się akceptować dzieci takie, jakie są, tak też zaczynam traktować siebie. Na przykład przestaję powoli traktować swój wybuchowy charakter jak koniec świata. Złoszczę się i słychać mnie na pół ulicy? Trudno, ważne żeby się pogodzić. Jestem zmęczona i rozdrażniona po całym dniu ogarniania domu? Mam prawo. Dzieciaki patrząc na moje zmęczenie nie mają żadnej traumy, tylko uczą się wyrozumiałości. Ostatnio widząc że źle się czuję same się zmobilizowały do przygotowania sobie śniadania, pościelenia łóżek i wysprzątania pokoju - byłam mile zaskoczona. Moje niedomagania, tak jak niedoskonałości Krzyśka i dzieci, też są potrzebne nam wszystkim. Ważne żeby w tym wszystkim była miłość, przytulanie, przepraszanie, mówienie że się kochamy. Wtedy spięcia i problemy nie mają znaczenia. Dla mnie też bardzo dobrą lekcją jest to, że dzieci mają różne charaktery, że reagują na pewne sytuacje inaczej niż bym chciała. Że momentami są do bólu niegrzeczne. Że to jest zbyt nerwowe, a to zbyt uparte, tamto zbyt nieśmiałe, a to mogloby jednak... Idealne rodziny są tylko na obrazkach i w kolorowych gazetkach, w których każe się mamom być zawsze cierpliwymi, miłymi i nigdy nie podnosić głosu. Jak w Szwecji :P A u nas, jak we Włoszech, momentami jest bardzo głośno, bo czasem lubimy głośno krzyczeć czy śpiewać. Dobrze, że nie mieszkamy w bloku, bo pewnie już byłyby na nas skargi :P

No i lubię spędzać czas z moimi dziećmi. Dziś rano przyjemnie było słuchać Gabrysia, który jedząc szybko śniadanko przed wyjściem do przedszkola chciał opowiedzieć mi jeszcze jakiś odcinek "Franklina". A potem wychodząc z Krzyśkiem żegnał się ze mną trzy razy i jeszcze machał mi zza drzwi. Później obudziła się Sara i obdarzyła mnie wzruszającym uśmiechem półrocznego niemowlęcia (mam wyjątkową słabość do zaślinionych, ale już próbujących  swych sił dzieciaczków w tym wieku). Dość późno wstali Rafał z Elą. Bawią się razem cały dzień (to plus, że jeden z chłopców został w domu, bo mam więcej czasu dla siebie i mogłam posprzątać dom po weekendzie). Śpiewają kolędy na całe gardło ("A pokój na ziemi!!!" wywrzeszczane wojowniczo może zabrzmieć naprawdę niepokojowo :P).  Tańczą razem, urządzają skoki i wyścigi. Do mnie przybiegają tylko na przytulanie i odbiegają z powrotem do swojego świata. Podoba mi się to, że będąc mamą wielodzietną jestem praktycznie zwolniona z wymyślania zabaw znudzonym dzieciom. Im więcej małych główek, tym więcej pomysłów.

A ja wkraczając w ten nowy rok już zaczęłam się modlić do Boga nie tylko za te nasze dzieci tutaj, ale też za te, które moglibyśmy mieć - żeby w swoim czasie mogły się pojawić na ziemi. Bo z każdym nowym życiem przychodzi wiele dobra. Trzeba tylko umieć to zobaczyć i się nie bać.

Życie jest dobre :)


62 komentarze:

  1. Zawsze daje się u Ciebie zaczerpnąć sił. nawet jak piszesz o trudach :)
    Serdeczności dla wszystkich

    OdpowiedzUsuń
  2. Pięknie:) My też weszliśmy w kolejny rok z pytaniem do nieba, czy to ten rok, kiedy mogłoby nas być więcej:)Wszystkiego dobrego!

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja mam inaczej. Marzyłam o dużej rodzinie, prawda, ale jestem już tak wykończona, mimo że trzecie dzieciątko jest dopiero w brzuszku, że czasem - może to zabrzmi okropnie - jestem na siebie i męża wściekłą, co nam się nie podobało w naszej idealnej parce dzieciaczków, że zachciało nam się kolejnego. Kocham Rozię i cieszę się, że jest z nami, że już niedługo ją przytulimy, martwię się o jej zdrowie, myślę o niej właściwie nieustannie - ale jednocześnie na samą myśl, że po ciężkim porodzie czeka nas jeszcze operacja, dni niepokoju, a potem zwykłe nieprzespane noce, problemy z oddychaniem, które zostaną jej do końca życia z powodu złego przebiegu tętnicy, łącznie ze skłonnością do infekcji typu zapalenia oskrzeli - na samą myśl czuję się, jakbym miała na ramionach potężny worek kamieni.
    Nasza starsza dwójka dzieci jest bardzo absorbująca, zwłaszcza trzylatek, który nie potrafi i nie chce bawić się sam, o buntach dwulatka nie wspomnę, o nieprzespanych nocach, bo córcia ciągle się budzi z płaczem i nie chce zasnąć, o tym, że trzylatek odmawia jedzenia i już sama nie wiem, co gotować, bo absolutnie nic mu nie smakuje... No nie wiem, po prostu chyba młodzieńcza intuicja mnie nie zawodziła, gdy jako młoda dziewczyna zarzekałam się, że nie nadaję się na matkę. Moje wybuchy złości doprowadzają mnie do rozpaczy, bo sama z dzieciństwa wiem, jaka potem zostaje trauma - wybuchy złości i przykre słowa mojej mamy wracają do mnie do dzisiaj, a jednak sama nie zawsze potrafię się kontrolować. Przepraszam, że takim pełnym goryczy komentarzem zatruwam piękny wpis o rodzinie, ale momentami wydaje mi się, że rodzicielstwo to po prostu ciężka orka, w której plon będzie piękny, ale teraz jest ciężko.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nawet nie wiesz, jak często sama się tak czuję :)
      Po prostu jesteś zmęczona, w ciąży i martwisz się o maluszka, nic dziwnego, że masz dość. Kiedy Jerzyk i Reginka będą ciut starsi to będzie łatwiej, bo już sami się będą ogarniać. Problem z niejadkiem też z czasem zniknie.
      Pamiętam w modlitwie o Rozalce i myślę, że Was przez to Pan Bóg przeprowadzi. Za jakiś czas na pewno będziesz z ulgą myślała o tym, że jednak daliście jej życie i może z Wami być. A na razie oddychaj spokojnie... W ciąży zawsze jest ciężko, a jak dojdzie strach o maluszka to już masakra. Ale właśnie wtedy Pan Bóg jest najbliżej i niesie Ciebie i maleństwo na rękach. Będzie dobrze :*

      Usuń
  4. ahhhhhhh jak ja zazdroszczę (tak pozytywnie;) że możecie mieć takie plany! Sami bardzo chcieliśmy jeszcze rodzeństwa dla Hani. Ale Pan Bóg ma wobec nas inny plan a my musimy go przyjąć ... choć to czasem trudniejsze niz może się wydawać :( cudownie się czyta o Waszej rodzince! Niech Wam Pan Bóg błogosławi! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No czasem jest mniej niż by się chciało i jak też się staram nie nakręcać, bo to nigdy nie wiadomo, co się wydarzy - i dziękuję Bogu za naszą czwórkę, nawet jeśli z jakiś powodów miałoby więcej dzieci nie być. Choć mam duża nadzieję, że będą. Zwłaszcza że poza nami nikt w rodzinie nie ma małych dzieci...
      Dużo dobra w tym roku dla Was :)) Niech Wam Bóg błogosławi i prowadzi!

      Usuń
  5. Nawet nie wiesz ile zamętu robisz w mojej głowie :) Ale takiego pozytywnego, a już myślałam, że wszystko sobie poukładałam. To ja, ale ciekawe co na to TEN w górze :)
    Wszelkiego dobra na Nowy Rok

    OdpowiedzUsuń
  6. Życzę Wam byście byli razem, bo nawet gdy jest ciężko, razem zawsze łatwiej. Mówi się, że szczęście mnoży z bliskimi, a trudności podzielone na kilka osób już nie są takie trudne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tak, razem łatwiej...
      Wszystkiego dobrego w nowym roku :)

      Usuń
  7. Kochana to prawda życie jest piękne i dobre z Bożą pomocą zawsze da się radę. Oj tak czasami też nas na ulicy słyszą... nawet nie wiesz jak bym chciała mieć szanse bycia w ciąży i tulić kolejne dzieciątko niestety 4 cesarka jest zbyt dużym ryzykiem... Najlepszego dla Was serdeczne życzonka na nowy rok

    OdpowiedzUsuń
  8. Dzieci to najlepsza rzecz, jaką mógł wymyślić Pan Bóg

    OdpowiedzUsuń
  9. Czytam i aż się buzia uśmiecha.
    Taki spokój i nieskończone pokłady miłości...
    I to, że nie ma w Tobie strachu co by było gdyby był kolejny mały człowiek, i że nawet chciałabyś. I tak porównuję do siebie, że jestem okropna, bo pomimo, że kiedyś tam chciałam mieć 2-3dzieci to teraz po prostu mi się nie chce. Bo bycie mamą to nie tylko sielanka... Chciałam tylko powiedzieć, że jesteś, tzn. jesteście jako rodzice niesamowici. Że ta decyzja jest świadoma u bardzo Was podziwiam. Bo ja poza tymi pięknymi chwilami, to albo nakrzyczę albo daję kary i jestem taka niedobra.
    A potem czasem myślę, że decyzja chyba o tym drugim dziecku jest najtrudniejsza, a potem to już jakoś "z górki ";-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za tyle dobrych słów, aż się zarumieniam :))
      Też bywam bardzo niedobra, głośna i wściekła - na szczęście to nie koniec świata :) Ale kiedy mama jest zła, to dobrze mieć rodzeństwo, z którym się można pobawić i poczekać na lepszy humor mamy ;)
      Pozdrawiam ciepło!

      Usuń
  10. Uwielbiam u Ciebie bywać: -*
    Sama chciałam mieć trzecie dziecko ale z.różnych względów nie zdecyduję się przede wszystkim z obaw o których pisałam u mnie na blogu- tych zdrowotnych.

    Kiedy czytam, że myślicie jeszcze o dzieciach to nie martwisz się o pieniądze? Dzieci kosztują,małe to jeszcze nie,ale starsze..., przepraszam Kochana nie odbierz mnie źle wiem,że pieniądze nie są najważniejsze, ale jednak dają utrzymanie poczucie bezpieczeństwa i jakiegoś zabezpieczenia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po ludzku trochę strach, ale już się przekonaliśmy, że to Pan Bóg daje zabezpieczenie, a nie pieniądze. I jeśli się mu zaufa, to on nie zostawi i potrafi dać pieniądze dosłownie z nieba. A odrzucanie jego i ufanie własnemu portfelowi daje bardzo złudne poczucie bezpieczeństwa.
      Najtrudniejszą sytuację finansową mieliśmy kiedy Rafałek był malutki. Zmiana mieszkania, dużo wydatków, zaraz po wypłacie brakowało na chleb. Ale nie zginęliśmy z głodu, zawsze dostawaliśmy to, czego potrzebowaliśmy, choć żyliśmy bardzo skromnie. I gdyby nie pewne dobre osoby, które nam zsyłał i które nas wspierały, to nie dalibyśmy rady. Potem wbrew logice z każdym kolejnym dzieckiem powodziło nam się coraz lepiej. Odkąd urodziło się trzecie dziecko żyjemy spokojnie, teraz to już zupełny luzik. Ale nawet gdybyśmy to stracili i znowu miałoby być ciężko, to jedno jest pewne - z Bogiem nie zginiemy. To dobre doświadczenie :)
      Zdrowie i swoją wygodę też warto zaryzykować. Ale to oczywiście musi być świadoma decyzja rodziców, nie żaden mobbing :)

      Usuń
    2. Pan Bóg ''potrafi dać pieniądze dosłownie z nieba''?
      A może raczej PIS?
      4x500 złotych + 1000 złotych=3000 złotych
      Żyć nie umierać...

      Malina

      Usuń
    3. Malina a skad ten 1000? Nie lubie PIs ale tez nie uwazam ze 3000 na 6 osób to jakis luksus i high life - nawet plus 'srednia' wyplata męża.

      Rivulet różnimy sie bardzo ale Twoje wpisy zawsze jakoś dodają mi otuchy :-) pozdrawiam Was wszystkich i trzymam kciuki za Wasze plany!

      Usuń
    4. Dziękuję Itsallinmyhead - różnić się można, ale grunt żeby się dogadać i wspierać :)

      Malino Twoje intrygujące wyliczenia nijak się nie mają do rzeczywistości. Wspomnianego 1000 nie pobieram, bo nie potrzebuję. A 500+, choć jest miłym dodatkiem (głównie ze względów że tak powiem psychicznych - mam poczucie że państwo wreszcie docenia moją pracę w domu i czuję się dowartościowana), to pisząc o błogosławieństwie Boga miałam na myśli dobrą pracę męża. Taką, która pozwala nam żyć godnie z gromadką dzieci.
      Niemniej nawet gdyby mąż prace stracił, a rząd się zmienił i przestał wspierać rodziny, to Pan Bóg się nie zmieni i nie da nam umrzeć z głodu, to wiem na pewno. I to daje mi dużo większe poczucie pokoju w sercu niż pensja męża czy finansowe bonusy. I Tobie również takiego pokoju życzę na ten nowy rok.

      Usuń
    5. itsallinmyhead - opisałam dokładnie, jednak Rivulet zastosowała cenzurę.

      Malina

      Usuń
    6. ooo - też Malina ???
      no fakt, malin na świecie multum
      ----------------
      witam na pięknym blogu, już wczoraj tu zajrzałam ... tak miło spotkać młodych ludzi z takim podejściem do świata. Ja jestem starsze pokolenia , niedawno od świętego Mikołaja też dostałam prezent - najpiękniejszy na świecie , prezent daje o sobie znać donośnym krzykiem, ile sił w maleńkich płuckach, a ja już wiem, że będę rozpieszczała prezent niemiłosiernie i pewnie mi się z tego powodu od rodziców "prezenta" oberwie i to słusznie oberwie ... jestem cioteczna babcia , nareszcie !!! bo już myślałam, że bociany u mnie albo się zbiesiły, albo im GPS złą drogę pokazuje.
      WITAM BARDZO SERDECZNIE niem mam prezentu na pierwszą wizytę ale uśmiech starszej pani zostawiam

      Usuń
    7. Malino od pieniędzy, żadnej cenzury nie zastosowałam, coś sobie musiałaś źle nacisnąć.

      A Malinę M pozdrawiam serdecznie i dziękuję dobre słowa, przeczytałam każdy komentarz z trzech i aż mi się ciepło na sercu zrobiło. Takich pięknych, krzyczących prezentów od Mikołaja jak najwięcej życzę :)

      Usuń
    8. :-)))
      CIEPŁO NA SERCU TO NAJPRZYJEMNIEJSZE CIEPŁO ... NAJSZYBCIEJ LÓD ROZTAPIA

      Usuń
  11. Pięknie u Was :) oby tak dalej :)
    Dużo sił i radości w Nowym Roku :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Dobrze się czyta i cieszę się, że normlanie piszesz tych złościach. Panuje głupia moda matki idealnej :D A matka jest człowiekiem który czasem pada na nos

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też mnie wkurza ta głupia moda :)

      Usuń
    2. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

      Usuń
    3. Czy w postach Anonimowej i Maliny nie czuć czasem zgorzknienia? Zawsze się zastanawiam, skąd w Was kochani tyle goryczy, żalu? Podobno jesteście tacy wolni, a ja zawsze mam wątpliwości co do tego. Ludzie wolni nie mają w sobie tyle krytycznych, oceniających uczuć i goryczy... Współczuję.
      Mama trójeczki

      Usuń
    4. Ależ Mamo trójeczki, a kto powiedział, że ja jestem szczęśliwa i niezgorzkniała? Jestem jak najbardziej.
      A wiesz, kim jeszcze jestem? Córką takiej właśnie matki-katoliczki wielodzietnej, którą przerastało macierzyństwo. Niestety...
      I moja rodzina nie była żadną patologiczną rodziną - nie myśl sobie.
      Ja wiem dokładnie, jakie problemy generuje taka duża rodzina, i wiem, jak bardzo nawet zaradnych rodziców może to przerastać.
      Więc bajki Rivulet, jak to jest coraz łatwiej z każdym dzieckiem to totalna bzdura, bo doświadczyłam tego w praktyce, jako starsza siostra, na którą spadało coraz więcej obowiązków domowych i przy młodszym rodzeństwie.
      Wybaczcie, ale obserwuję blog Rivulet i odnoszę nieodparte wrażenie, że ona ma naprawdę poważnie zaburzoną osobowość. Myślę też, że jej życie codzienne odbiega znacznie od tych bajeczek, które nam tu serwuje na blogu....
      I wciąż do niej nie dociera, że Kościół nikomu NIE nakazuje mieć 10 dzieci, bo rodzina z 10 dzieci wcale nie jest lepsza niż taka z np. trójką.
      Nie dociera do niej, że Kościół mówi o odpowiedzialnym rodzicielstwie i dopuszcza stosowanie naturalnych metod planowania rodziny.
      Ona i tak wie swoje. I realizuje swój chory plan, za który największą cenę zapłacą jej dzieci.... Obym się myliła....

      Usuń
    5. Przykro mi z powodu Twoich problemów Anonimowa i rozumiem, że było ci ciężko. Ja jako matka niepraktykującej, małodzietnej katoliczki miałam zgoła inne problemy, ale uwierz mi - też były. Zgadzam się z tym, o czym piszesz - taka wielodzietna rodzina może generować takie problemy. Ale nie musi. Kto jak kto, ale ja ze swoimi zranieniami jestem bardzo wyczulona na zranienia moich dzieci, a moja osobowość jest jak najbardziej stabilna :P Dlatego najstarsze dzieci traktuję jak dzieci, a nie pomocników do wychowania młodszego rodzeństwa i chcę, żeby mieli takie samo beztroskie dzieciństwo, jak moje. A przy okazji żeby mieli siebie, bo mnie zawsze brakowało bliskich osób w rodzinie, na których można polegać, takich w moim wieku.
      Podobnie jak inne znajome mamy wielodzietne dobrze wiem, że Kościół niczego nie nakazuje. Ale odpowiedzialne rodzicielstwo nie musi oznaczać zamykania się na życie. Jeśli ktoś może, to powinien się na to życie otwierać i nie wmówisz mi, że to coś złego.
      Dlatego przykro mi z powodu Twoich złych doświadczeń w rodzinie, niemniej to nie jest jedyny możliwy scenariusz. A patrząc na moje dzieci nie mam wątpliwości, że są szczęśliwe i że jest nam ze sobą dobrze.Byłoby miło, gdybyś mimo swoich zranień dopuściła do siebie myśl, że w innej rodzinie może być inaczej, niż w Twojej.

      Usuń
    6. Maiło być na początku "jako dziecko", a nie "jako matka" ;)

      Usuń
    7. Anonimowa - bywa i tak jak piszesz, uważam, że trzeba umieć ocenić swoją psychiczną pojemność tak, aby przyjmować dzieci z miłością i zapewnić im poczucie bezpieczeństwa itd. Jednak Twoje strzykanie jadem, agresja też nie jest rozwiązaniem. Warto zająć się przede wszystkim swoimi problemami zanim zacznie się ofensywę na innych wyzywając od matek-katoliczek (co w Twoim zamyśle miało być obelgą? dla mnie to komplement:)
      mama trójeczki

      Usuń
    8. Mamo trójeczki. Masz rację z tym, że trzeba ocenić swoją psychiczną pojemność do przyjmowania dzieci, aby im zapewnić tego, czego potrzebują.
      Ale właśnie dlatego tak mnie oburza to, co pisze (i robi) Rivulet, bo w jej przypadku w ogóle nie ma miejsca na taką ocenę, na refleksję nad swoimi siłami, nad tym, czy istniejące już dzieci NAPRAWDĘ mają to, czego potrzebują.

      Właśnie dlatego aż mną trzęsie ze złości, bo wiem, czym to się kończy dla dzieci...
      A i tak moi rodzice, mam wrażenie, o wiele bardziej zastanawiali się jednak, czy im wystarczy sił i pieniędzy, czy uda się zapewnić odpowiednie warunki. Efekt był taki, że moja mama w wieku Rivulet miała dopiero 3 dzieci i dość duży dom, a także częstą pomoc swojej mamy.

      Masz rację, że mój wpis był zbyt niemiły i mogłam bardziej liczyć się z formą wypowiedzi...przepraszam... Tylko, że ja naprawdę wiem, że dzieci to nie zabawki i naprawdę trzeba myśleć o tym, czy podoła się wychowaniu, powołując na świat kolejne życie.
      A mam wrażenie, że podejście Rivulet jest tutaj wyzbyte z jakiegokolwiek rozsądku (tak, tak, już czytałam na tym blogu nie raz, jak to używanie rozumu stoi w sprzeczności z wiarą i bycie odpowiedzialnym też...).
      A już pisanie (to na poprzednim blogu) że wrzeszczy się i daje klapsy rocznemu dziecku, bo wyprowadziło z równowagi, uważam za straszne, straszne po prostu.
      Taka przemoc (TAK - to jest przemoc) ogromnie może skrzywić psychikę i osobowość dziecka. Jeśli Rivulet tak czuła się wyprowadzana z równowagi mając 1 czy 2 dzieci, to strach pomyśleć, co jest teraz... No bo przecież dzieci potrafią być tak wkurzające. No potrafią. Tylko, że odpowiedzialny rodzic panuje nad swoją złością i swoją agresją oraz impulsywnością. Przynajmniej na tyle, aby co chwila nie dawać klapsów takiemu maluszkowi, ani nie wrzeszczeć na niego.

      Ja, czytając tego bloga (chociaż już setny raz obiecuję sobie, że nie będę go czytać, aby oszczędzać swoje nerwy, tak jak to zrobiła np. Marta), bardzo się oburzam tym, że cenę za takie a nie inne wybory Rivulet poniosą jej dzieci.
      A sama wiem, jaka to może być cena, i jak potem latami chodzi się do psychologów, modli się do Boga o uleczenie z ran dzieciństwa...Zamiast po prostu żyć i być szczęśliwym.
      Wobec mnie też stosowano klapsy, bicie po rączkach i wrzaski jak byłam malutka (wiem to od mojej babci, a również od pewnego wieku pamiętam to sama) i do dziś mam tak ogromne problemy nerwicowe, że kilka razy byłam już na granicy kompletnego załamania i wręcz samobójstwa...

      Dlatego nie mogę spokojnie czytać tego bloga...

      Usuń
    9. Tak na szybko, bo sama nie wiem czemu się tłumaczę. Nie biję moich dzieci. Pisałam że jestem czasem zdenerwowana i podnoszę głos, owszem zdarza się. Ale nie podoba mi się, że wyciągasz z tego tak daleko idące wnioski. I że do głowy ci nie przyszło, że swoimi oskarżeniami możesz sprawić mi przykrość. Skoro nie rozumiesz tego, co piszę, to nie czytaj. Być może wieki temu pisałam, że zdenerwowałam się na Gabrysia - nie pamiętam już tego. Pamiętam, że był to bardzo ciężki czas, bo byłam świeżo upieczoną mamą i nie miałam wsparcia w nikim - rodzicach, teściach, przyjaciółki najbliższe nie miały wtedy dzieci i nie umiały mi pomóc, pocieszyć. I tak, nieraz brakowało mi cierpliwości do dziecka i czułam się nieszczęśliwa (ale go nie biłam, do cholery). Marzyłam o tym, żeby mieć siostrę, większą rodzinę, która by mnie zrozumiała i wsparła w trudnych chwilach - ale nikogo nie było. Dla mnie traumą i powodem do nerwicy jest posiadanie małej rodziny i brak osób w moim wieku. I też w swoim czasie miałam nerwicę i myśli samobójcze, właśnie z powodu tego uczucia opuszczenia i samotności. A to najlepiej pokazuje, że nie ilość dzieci w rodzinie, ale podejście rodziców i to, czy okazują dzieciom miłość i akceptację w mądry sposób wpływa na ich kondycję psychiczną w dorosłym życiu. Od tamtego czasu minęło wiele, a tamte chwile nerwów i braku cierpliwości do dziecka odeszły w niepamięć. Może trudno ci to ogarnąć, ale teraz nie mam problemu z cierpliwością i akceptacją moich dzieci - dlatego, że już porzuciłam rolę skrzywdzonej córki, ale zaczęłam być mamą, odpowiedzialną za swoje dzieci. I jeśli piszę tu o zmęczeniu czy irytacji (które się pojawiają czasem, jak u każdej mamy), to tylko po to, żeby inne czytające to mamy nie pomyślały, że jestem kosmitką i mam tylko pozytywne odczucia :P Więc nie przylepiaj mi łatki jakiejś psychopatki, którą nie jestem. Umiem stosować npr, nie leję swoich dzieci i nie wydzieram się na nie, ilość dzieci planuję z mężem tak, by nas to nie obciążyło zbytnio. A jeśli się decydujemy na kolejne, to znaczy, że możemy je przyjąć. Może gdybyś mnie znała na żywo, to byś wiedziała jak jest, a nie szukała dziury w całym i powodu do zwady, zwracając uwagę na wyrwane z kontekstu zdania, a nie na całość. Jeśli nie zauważyłaś, ile razy tu piszę o miłości i akceptacji i nie zrozumiałaś, co to oznacza w praktyce, to bardzo mi przykro. Ale to nie daje ci prawa do pisania tutaj takich rzeczy w tak agresywny sposób. Kiedy się zastanawiasz, czy ktoś może i powinien mieć więcej dzieci, to go o to delikatnie zapytaj, a nie rzucaj od razu że jest nieodpowiedzialnym świrem, bo tobie się tak wydaje. Ostatecznie decyzję o posiadaniu określonej ilości dzieci zawsze podejmują rodzice, a nie osoby postronne. I tak jak lekkomyślne czasem może być zdecydowanie się na pierwsze dziecko (gdy nie ma na to warunków, a jego rodzice nie są nawet po ślubie), tak w pewnych okolicznościach dojrzałe może być przyjęcie np. 10 (zapraszam do Domu Pełnego Kosmitów). Choć trzeba wyzbyć się uprzedzeń i zapomnieć o schizach wyniesionych z domu, żeby to zobaczyć.
      I proszę jeśli masz się do mnie zwracać w taki sposób, to nie pisz więcej. Jeśli masz sądy wobec swoich rodziców, to porozmawiaj o tym z nimi i wreszcie oczyść tą ranę, a nie wylewaj tego na mnie. Ja ze swoimi rozmawiam. Choć też czasem trudno mi się powstrzymać przed patrzeniem krzywo na rodziny 2+1 i 2+2 z powodu wyniesionych z domu lęków, to jednak staram się przyjąć do wiadomości, że dzieci z takich rodzin mogą wyrosnąć na normalnych i nieznerwicowanych ludzi, bez toksycznych relacji z rodzicami.

      Usuń
  13. Ja też przychodzę do Was podładować baterie. Zarazić się trochę optymizmem :)
    Wszystkiego dobrego w Nowym Roku!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wam też wszystkiego dobrego :* Też lubię u Was bywać i oglądać te piękne zdjęcia!

      Usuń
  14. My tez mamy cos z takiej wloskiej rodziny. Gdybysmy mieszkali w bloku, juz dawno opieka spoleczna by pukala do drzwi, a sasiedzi pewnie nie mowiliby "dzien dobry". ;)

    Ja doswiadczylam takiego "przeczyszczenia" pare dni po swiatecznym obzarstwie. Nastepnego ranka spojrzalam w lustro i z zaskoczeniem stwierdzilam, ze jednak MIEWAM czasem plaski brzuch! :D

    Ja kiedys marzylam o 5-6 dzieci. Teraz moje pragnienia ograniczaja sie do 3. Tez chetnie przyjelabym w tym roku kolejnego maluszka... Ale to nie ode mnie zalezy... Tyle, ze dla mnie juz konczy sie czas, jestem coraz starsza i ryzyko chorob mnie przeraza.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Heh nie ma to jak płaski brzuch choć przez chwilę :)
      No to życzę maluszka w tym roku, może się uda!

      Usuń
  15. Często zastanawiam się, jak wyglądałoby życie moje i mojej rodziny, gdyby dane było mi mieć rodzeństwo... Całkiem możliwe, że tak jak Twoje, tyle, że na mniejszą skalę ;)

    Pewnie, że więcej dzieci = większe szczęście (zwłaszcza, jeśli ma się taką rodzinkę jak Twoja :) ), ale pamiętaj, żeby mierzyć siły na zamiary. Czwórka to i tak już dużo, a chcąc mieć kolejne musiecie się zastanowić, czy dacie radę z kosztami, czasem, przestrzenią - ze wszystkim... Zresztą Ty pewnie już sie przekonałaś jaka to logistyka ;)

    Wierzę że wszyscy podejmiecie decyzję dobrą dla Was i Waszego życia :) Czy ja mogę któreś z Twoich zaadoptować na rodzeństwo? :P

    OdpowiedzUsuń
  16. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem Anonimowy, czym Ci dowaliłem w poprzednim życiu, albo może piszesz takie rzeczy dla draki, bo nic innego do roboty nie masz, ale nie życzę sobie czegoś takiego. Ani tutaj, ani w żadnym innym miejscu. Zresztą już samo to, że nie chcesz się ujawnić, o czymś świadczy. Odpierwiastkuj się ode mnie.

      Usuń
    2. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

      Usuń
    3. Celcie nie przejmuj się Anonimami, szkoda czytać co piszą, a raczej w jaki sposób. Bardzo Ci dziękuję za cieple słowa i wiem, mierzę siły na zamiary :) Zobaczymy jak to będzie, grunt żeby dzieciaki były szczęśliwe i wyrosły na zadowolonych z życia ludzi. Zresztą jako dzieć pochodzący z małodzietnej rodziny przeprowadziłam ostatnio ankietę wśród dzieciaków ze znajomych rodzin wielodzietnych i wszystkie mnie uspokoiły, że posiadanie większej ilości rodzeństwa nie uczyniło im krzywdy, a wręcz przeciwnie i żebym się nie przejmowała. Wszystko zależy od klimatu panującego w rodzinie. Wbrew temu, co tu niektórzy wypisują, szczęście moich dzieciaków jest dla mnie najważniejsze (i nie wiem skąd pomysł, że je biję, czytałeś te bzdury? No ale tego już komentować więcej nie będę). Na szczęście zdecydowana większość Was to rozumie i cieszę się, że mogę dla Was pisać. Ściskam :*

      Usuń
    4. Przemyślałam to Piter i postanowiłam stanowczo kasować te komentarze, które ranią bliskie mi osoby - w tym wypadku Ciebie. Mnie takie słowa ranią, ale sobie z tym poradzę, jednak innych przed takim jadem muszę bronić. Pozdrawiam Cię ciepło i przepraszam że akurat trafiłeś na trollowy najazd na moją hobbicią norkę. Dobrze, że są takie osoby jak Ty na świecie, pełne dobrej woli i bez grama fałszu, które przywracają mi wiarę w ludzi.

      Usuń
    5. ooo - widzę znajomy Celt - pozdrawiam.
      Moja Mamcia była jedynaczką, nie z wyboru rodziców tylko los pozwolił babci uchować tylko jedno żywe dziecko. Pomimo tego, że Mamcia jedynaczką jest to najbardziej roDzinna osoba w mojej rodzinie. Babcia prowadziła ją do dzieci swoich sióstr i nauczyła te dzieci traktować jak własne rodzeństwo. teraz , gdy Mamcia ma 83 lata trzyma to całe rodzeństwo "do kupy" i pilnuje młodszego pokolenia, żeby łączności nie traciło. Każda rodzina jest dobra i ta ogroma i ta maciupeńka, jeśli jest miłość jest wszystko.moi rodzice byli bardzo biedni , marzyłam o bułce , nie mówiąc o lalce czy nowej sukience ale od rodziców dostałam takie morze miłości, że to najwspanialsza szczepionka na całe zło świata. Mówię od siebie, mam tyle lat, że działania tej szczepionki zakosztowałam wiele razy ... odporność w życiu się lichy ... jak się zrobi bach to można zapłakać , ale potem łzę obetrzeć, rozbite kolano powycierać i wstać z podłogi

      Usuń
    6. Malino M, nawet nie wiem jak bardzo Ci jestem wdzięczna za te słowa...

      Usuń
  17. Ja też nie zawsze się zgadzam z poglądami Rivulet, nie muszę. Ale nawet skrajnie odmienne zdanie nie upoważnia do chamstwa i jadu. Krytykować można też z szacunkiem dla cudzych poglądów.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też nieraz się nie zgadzam z autorami innych blogów, ale do głowy by mi nie przyszło, żeby im ciśnienie podnosić swoimi uwagami, w dodatku pisanymi bez miłości, byleby dowalić. Witki mi zawsze opadają jak czytam takie zjadliwe komentarze, nieraz pod bardzo mądrymi tekstami moich ulubionych autorów.
      Pozdrawiam :)

      Usuń
  18. Pięknie napisane. Nic tylko podziwiać. Szczęścia dla całej waszej rodzinki ;) pozdrawiam Karolina

    OdpowiedzUsuń
  19. Dzień dobry! :)
    Wszystkim mniej dzietnym i więcej dzietnym, jak i całkiem bezdzietnym wszystkiego dobrego w nowym roku! :)
    Jako patologia wielodzietna wiem, że bez zapobiegliwości, skrzętności i pracowitości całych rodzin żadna "łaska pańska" w niczym nie pomoże.
    Kiedyś min. Balcerowicz przytoczył dane dotyczące dochodów wielodzietnych, jako argument przeciwko ulgom podatkowym - okazało się że uszczuplenie dla budżetu byłoby zbyt duże, bo to jest grupa lepiej zarabiająca niż inne. Logiczne - wydaja znacznie więcej niż inni, to muszą to skądś brać!!!
    Przecież nie biorą od osób postronnych bo nikt nie da! MUSZĄ ZAROBIĆ!!!
    Czy to osławione 500+ to jest patologia? Nie, to jest jedyna dobra inwestycja w przyszłość! Te dzieciaki teraz odrobinę wsparte wpłacą za kilka, kilkanaście lat wielokrotnie więcej do budżetu, o ile kolejne genialne rządy nie zmuszą ich do emigracji zarobkowej. Wtedy oni będą wpłacać do obcego budżetu.
    Stara patologia pozdrawia młodą!!! :)
    A w załączeniu kolęda - też jak najbardziej wielodzietnej Arki Noego - piosenka o tym jak Matka Boska Jezuleńka poBiła!!! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki wielkie, patologio wielodzietna ;) Pozdrawiam ciepło!

      Usuń
  20. Przede wszystkim zdrówka i samych radosnych chwil dla was, dla mniejszych i większych!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wam również :) Ale to już może napiszę więcej u Was ;)

      Usuń
  21. Rivulet ja tam Cię podziwiam i lubię Cię czytać :)
    Mi to by się przydałoby jeszcze jedno dzieciątko co by mnie jeszcze trochę nauczyło bycia dobrą dla siebie i dzieci i męża:) Może kiedyś:)
    Ściskam :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki, Żono :) A Ty gdzieś piszesz? Brakuje mi Twoich notek. Jak tam chłopcy? Buziaki :* i tego dzieciaczka wymarzonego, kiedyś, życzę ;)

      Usuń
    2. katolickamama.pl Rivulet :) Serio, duże rozkminy miałam po Twoim wpisie. Poświęciłam im cały wpis w moim pamiętniku :p A w ten wpis weszłam zaciekawiona tymi komentarzami o których pisałaś w następnym wpisie, bo go przeoczyłam :P Rzadko teraz loguję się na bloggerze. Więc widzisz, wszystko ma dobre strony;P Ach, u mnie młyn. Wróciłam na studia i właśnie kończę semestr. Chłopcy rosną, i w tym roku Adaś już będzie przedszkolakiem :)Ale trochę problemów zdrowotnych nam się plącze, moich, Antośka (ma dużą wade wzroku), Adaśka (dysplazja oskrzelowo-plucna i nawracające zapalenia krtani). I tak żyjemy ;)

      Usuń
  22. Tak jak pisałam do Celta, skasowałam złośliwe komentarze. Jeśli ktoś się z czymś nie zgadza, to niech nauczy się to wyrażać w kulturalny sposób, albo pisze dalej na interii i innych portalach, gdzie obrzucanie się błotem jest na porządku dziennym. Ten blog to moje wirtualne cztery kąty i nie pozwolę ich zaśmiecać jadowitymi uwagami. Niemniej z tego zła zostało wyprowadzone też dobro - dawno tyle dobrych słów tu nie padło od Was, dla równowagi. Dziękuję, jesteście kochani :)

    OdpowiedzUsuń