środa, 14 października 2015

O remoncie, śniegu i wyjazdach.

No dopszzz, wywołana przez Martę wezmę się do pisania i skrobnę, co u nas. Zbieram się do tego od kilku dni i jakoś tak... nie chciało mi się. Pogoda taka, że nic, tylko wleźć pod kołdrę, postawić herbatę z miodem na parapecie przy łóżku i wspominać wakacje dla rozgrzewki. 

Nie, nie narzekam :) Ja mam taką pracę (czytaj: pracę w domu), że mam taką możliwość. Zamiast się męczyć godzinami przy biurku i udawać przed szefem, że coś robię, mogę wziąć Elusię i bawić się z nią w naszym łóżku. Jest miło, ciepło i wygodnie :D Można się turlać, książki czytać, uczyć gdzie jest nos, a gdzie ucho... i takie tam.

Jak widać, moje ciągotki do długotrwałych spacerów i spędzania całego dnia poza domem, spakowały walizki i wyjechały :P wrócą z nadejściem wiosny pewnie...

Co poza tym... W poniedziałek ŚNIEG SPADŁ!!! Ku radości mojej i dzieci. Ulepiliśmy pierwszego bałwana i stoczyliśmy bitwę na śnieżki. Nawet Eluśka musiała sprawdzić, co to takie białe i zimne jest! Dziś po śniegu nie ma już śladu, a piękny złoty październik po tym pierwszym zimowym podmuchu zaczął przypominać szarawy listopad (bo liście na drzewach i krzewach wymiękły i opadły). Śmiesznie tak, rok temu jednak dłużej było złotoczerwono. No ale jakoś mnie to nie martwi, bo... dotarło do mnie, że już blisko: 1 i 2 listopada (uwielbiam chodzenie po cmentarzach), adwent, moje urodziny, Mikołaj, no i święta. Jupi!!!

Swoją drogą w poniedziałek miałam niezłego zonka w pewnym monecie, jak patrzyłam na biel za oknem. Dotarło do mnie, że równe półtora miesiąca temu kąpaliśmy się w morzu w samych kostiumach. No jaja, w tak krótkim czasie przejść od upalnego lata do szalików i czapek.

Nasz dom chwilowo przypomina ruinę, albowiem jesteśmy w trakcie remontu. Panowie w zeszłym tygodniu wymienili rury itp, ale przed nami jeszcze długa droga. Krzysiek musi ściany dobrze skuć, potem cośtam nałożyć... a potem dopiero można kłaść płytki. No ale mimo bajzlu i popakowanych w niebieskich worach rzeczy, walających się wszędzie - mam już przed oczyma ta naszą łazienkę odnowioną, z nowymi płytkami, prysznicem, nową szafką i umywalką, ech :)) Nic tylko wchodzić i brać prysznic :P

Ale póki co w łazience jest tylko działający kibel i kupa gruzu, a myć możemy się co najwyżej w misce. Także kolejny etap "na walizkach".

Ten czas, kiedy weszła do domu ekipa i energicznie działała w łazience, spędziliśmy miło u znajomych. Mieliśmy być u moich rodziców, ale moja mama się rozchorowała. I może dobrze wyszło, bo mama się wykurowała i odpoczęła, a my przez te trzy dni mieszkaliśmy w domu z rodzinką, w której jest ośmioro dzieci (jak ja lubię u nich bywać!!! jest tak normalnie i ciepło...). Dzieciaki bawiły się ze sobą, a ich mamy mogły wreszcie znaleźć trochę czasu dla siebie i pogadać. Bo jednak mamy wielodzietne jak się spotkają, to ojjj - mają o czym rozmawiać. Książkę możnaby napisać :)

A potem zdążyliśmy tylko wpaść na pół dnia do domu, żeby go trochę odgruzować... Chłopaków odstawiliśmy do zdrowych już dziadków, a my wybyliśmy nad Zalew Czorsztyński ze wspólnotą (kocham takie cygańskie życie). Dla nas jako małżeństwa - super czas. Ten wyjazd co roku ładuje mi baterie i daje siłę. I  na randkę z Bogiem też miałam wreszcie iść, posłuchać spokojnie, co ma mi do powiedzenia, dać się przytulić... W codziennym zabieganiu o takie momenty trudno, a bez tego przecież ciężko żyć.

No i to chyba tyle. Muszę kończyć, bo obiecałam Gabrysiowi bajkę, zanim pójdziemy Rafałka odebrać z przedszkola. Dziś najstarszy miał wolne, bo byliśmy na zajęciach u logopedy. Najbardziej ucieszyła się Ela, bo mogła z nim potem w domu poszaleć. Już teraz dobrze widać, że o ile Rafałka mała traktuje jak równego sobie, w sumie niewiele większego, o tyle Gabryś jest dla niej prawdziwym Starszym Bratem :) Wpatrzona jest w niego jak w obrazek. Bo on nie uderzy, nie odepchnie, jak to średniemu się zdarza czasem w gniewie. Ale delikatnie się zaopiekuje młodszą siostrą i pobawi trochę tak, jak rodzice, bezpiecznie i ze zrozumieniem. Lubię patrzeć na ich zabawy.

Ech, Rafałkowi też by się taka dużo młodsza siostrzyczka przydała, żeby się mógł poczuć odpowiedzialny. Zresztą sam już kiedyś prosił o osobną, własną siostrę, żeby się z Gabrysiem mogli podzielić xD

10 komentarzy:

  1. Otóż to, kolejna kawa gorąca zaparzona, idę własnie z Tolcią pod kocyk na kanape, kominek skwierczy... aaaaa praca w domu jest cudowna :)

    o i remoncik, będzie pieknie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. No, to mi się podoba :) Był kopniaczek, i jest post :)
    Aj, bo jakoś tak szybko to zimno przyszło w tym roku. Za szybko! Ja na remont wciąż czekam i... pewnie jeszcze trochę poczekam. Kasa, ach ta kasa...
    Praca w domu, ech... Widzę tyle samo zalet, co wad ;) Ale to fakt, kiedy dopada mnie jakaś taka niemoc twórcza, to wiem, że ja mogę sobie zrobić tą pauzę, dziecku zapadać bajkę, a sama usiąść po prostu. W tej "prawdziwej" pracy to by nie przeszło :)

    OdpowiedzUsuń
  3. U nas śniegu jeszcze nie ma, ale już poranki chłodne. Zobaczymy co będzie dalej.

    OdpowiedzUsuń
  4. U mojej siostry też spadł śnieg, ale ona jakoś miała w sobie mniej zachwytu nad tym białym, co go musi z podjazdu zepchnąć :)
    "Osobna siostra" - padłam :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja z gór i śniegu nie ma :D

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie, nie, nie, ja nie chce czytac slowa SNIEG! Przynajmniej do grudnia... Bo w ogole to snieg bardzo lubie, a moje dzieci jeszcze bardziej, ale ZIMA! A do tej jeszcze daleko! ;)

    Ech, naszej lazience tez remoncik by sie przydal, ale w najblizszym czasie to niewykonalne...

    A wiec zycze, zeby Rafalek jak najszybiej doczekal sie tej wlasnej, osobnej siostry! :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Według mnie to najlepsza praca pod słońcem :) Osobna siostra jest najlepsza hehe
    A ta zimota przyszła w tym roku o wiele za wcześnie, ale co zrobić..
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  8. u nas też się zrobiło okropnie zimno i trzeba było cieplejsze kurtki bo temperatura szczególnie z rana była na -
    wiem remonty są okropne a zarazem takie fajne...
    praca w domu.... marzy mi się :D

    OdpowiedzUsuń
  9. No proszę :) W każdym miejscu, w każdej sytuacji można znaleźć jakiś pozytyw.... :)

    A u mnie kilka godzin zasłużonego odpoczynku od uczelnianego KIERATU (bo inaczej się tego nazwać nie da - robotę mam nawet jak siedzę w domu...) .

    A pogodą to fakt... Efekt cieplarniany daje w kość!

    Co do rodzeństwa, to czasami cholernie żałuję, że nie mam takiego biologicznego....

    Z tej okazji zabieram wszystkich w podróż po wiekach celtyckiej historii ;)


    Serdecznopści dla Ciebie i całej Rodzinki :-)
    Serdeczności

    OdpowiedzUsuń
  10. Nas śnieg ominął. Od dwóch dni jest szaro i ponuro, ale liście na kasztanowcach za oknem jeszcze się trzymają.
    Ja myślałam, że pracy będzie mi bardzo brakowało. Okazuje się, że czas z Synkiem jest tak cudowny, że nawet nie myślę o niej. Chociaż tak do końca się nie da, bo pracujemy razem z Mężem i pracę przynosi do domu. Najchętniej zostałabym dłużej w domu, ale niestety nie możemy sobie na to pozwolić. I Mąż skarży się, że dłużej sam nie wytrzyma z szefową :) Na szczęście do kwietnie jeszcze kilka miesięcy, chociaż wiem, że szybko zlecą.
    Zalew, Niedzica, Pieniny zajmują szczególne miejsce w naszych sercach. A nieopodal mamy rodzinę, u której w dzieciństwie spędzałam wakacje, ferie. Piękny czas. Pamiętam jeszcze lata, kiedy nie było elektrowni.
    Uściski

    OdpowiedzUsuń