piątek, 20 października 2017

Złote pióropusze na drzewach i ogrzewające ręce Boga.

Dziś za oknem szaro. Ale nie narzekam. Po smętnym, deszczowym wrześniu październik nas rozpieszcza. Nie sądziłam, że jeszcze będę pomykać na spacerki w sukience i sandałkach. I że przydadzą się jeszcze koszulki z krótkim rekawem. Lubię takie niespodzianki :) Do tego błekit nieba, światło barwy miodu i te bajeczne kolory na drzewach i krzewach... Ostatnie jesienne róże, wychylające łebki z ogrodów. Pięknie jest. A tak się zawsze wściekałam na Anię Shirley, która dziekowała Bogu za październik - ja go jakoś nigdy nie lubiłam. Ale faktycznie, nawet ten miesiąc potrafi być urzekający. Wystarczy trochę światła...

Za nami wyjazd ze wspólnotą nad Zalew Czorsztyński. Pogoda jak wyżej opisana, stada owiec na łąkach i błyszczące w słońcu wody zalewu. Pan Bóg to potrafi stworzyć romantyczny, randkowy klimat na spotkanie. Nie spodziewałam się, że aż tak bardzo mnie ten wyjazd poruszy i zmiękczy serce. Co by nie mówić, chyba wszyscy tak mamy, że moment wystarczy, a serce kamienieje, staje się podatne na lęki, drażliwe i myśli tylko o sobie. Dobrze je ogrzać w rękach Boga, żeby znowu stało się odważne i ufające, jak serce dziecka.

W tym tygodniu w środę wzruszałam się w szkole Gabrysia - pasowanie na uczniów :) Łez wprawdzie nie było, bo to już pełna powaga, a nie małe dzieciaczki i nawet moje oczy pilnowały, żeby obciachu nie narobić. Ale no... Poruszające, patrzeć na kolejny etap. Tyle już za nami, a tyle jeszcze przed nami. Ostatnio na wykładzie o wychowaniu dzieci usłyszałam najpiękniejsze zdanie na ten temat ever - że nie wychowujemy dzieci dla siebie, ale do wieczności. Mamy im pomóc tak żyć, żeby potem po przeżyciu swojego życia wskoczyły do nieba. Piękne, z tej perspektywy to i nocne wstawania, i strach o dzieci, i wszystkie wychowawcze troski łatwiej unieść.

Ostatnio w drodze do szkoły Gabryś zauważył tablicę z napisem "Aborcja zabija". I oczywiście zapytał, co to takiego. Fanką takich krwawych plakatów nie jestem, ale wbrew temu, co się ostatnio próbuje wmówić - dzieci na te plakaty reagują spokojnie, to raczej dorośli mają problem. Młody przestraszony nie był, raczej coraz bardziej zdziwiony, że jak to - można zabijać małe dzieci w brzuchu? Te, za które tak często się modlimy, żeby przeżyły? Wyjaśniłam mu spokojnie i bez drastycznych szczegółów o co chodzi, ale szczerze mówiąc dopiero podczas tej rozmowy dotarło do mnie tak ostro, jakim aborcja jest złem. Dorośli mogą do siebie mówić hasłami, podpierać się ideologiami i skrajnymi przykładami. Dla siedmiolatka fakt, że można zabić maluszka, jest... No, tu nie ma dyskusji.

 Rozumiem te kobiety, które się boją - strach potafi z nami robić naprawdę różne rzeczy i wpływać na decyzje. Jest koszmarnym doradcą, ale kiedy obok nie ma pomocnej dłoni, jest doradcą jedynym. Ale jak o tym myślę, to chyba jedynym powodem, dla którego tak łatwo być pro-choice, jest fakt, że te dzieci na początku swojego życia nie są różowymi usmiechniętymi bobasami. Coś, co jest czerwone i dziwnie wygląda łatwiej zabić niż takiego słodziaka. Coś, co wydaje się obce, inne. Ale kurczę, tyle się mówi o tolerancji, dlaczego tak trudno tolerować kogoś, kto jeszcze nie umie sam oddychać czy się uśmiechać - ale będzie, trzeba tylko dać mu szansę. No i tyle. Nie chcę tu nikogo namawiać ani oskarżać, bo nie o to chodzi. Po prostu strasznie mi żal tych maluchów, którym nie dane było się przytulić do mamy - bo były chore, bo nie w porę, bo ojciec był świnią. Więc nie piszcie mi proszę w komentarzach, że jesteście "za wyborem", tylko na spokojnie się nad tym wszystkim zastanówcie, albo pomódlcie. To nie panel dyskusyjny, tylko moje osobiste przemyślenia po rozmowie z synem :)

"Tym, co najbardziej niszczy pokój we współczesnym świecie, jest aborcja, ponieważ jeżeli matka może zabić swoje własne dziecko, co może powstrzymać Ciebie i mnie od zabijania się nawzajem? Najbezpieczniejszym miejscem na świecie powinno być łono matki, gdzie dziecko jest najsłabsze i najbardziej bezradne, w pełni zaufania całkowicie zdane na matkę" św. Matka Teresa

14 komentarzy:

  1. pięknie to napisałaś. O wyborze tez ktos dobrze napisał - wybór jest taki, czy to dziecko ma być żywe, czy martwe. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rzeczywiście celnie napisane... Jedyny dobry wybór to ten, by było żywe.

      Usuń
  2. Bardzo potrzebne jest wielowyiarowe wsparcie aby życie zawsze zwyciężało.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I wsparcie (zwłaszcza finansowe! choć inne też konieczne) dla rodziców chorych dzieci, bez tych wszystkich utrudnień, komisji i upokorzeń...

      Usuń
  3. jestem po dwóch tygodniach zbierania podpisów pod ustawą za życiem i jest mi bardzo smutno, że tak mało osób się podpisuje i że ludzie jakby nie rozumieją że o życie jest walka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też podpisywałam, razem ze znajomymi - choć obracam się w takim środowisku, że nie spotkałam się z odmową :P No ale też tym, o których wiem że nie są za życiem, po prostu nie proponowałam.
      Do tego codziennie różaniec w intencji zagrożonego dziecka - trzeba walczyć ile się da :)

      Usuń
    2. w moim środowisku to pozbierałam, ale w parafii zbierałam po Mszach i tam własnie tak kiepsko... genralnie modlitwa jest dobra na wszystko :)

      Usuń
  4. Jak dobrze po zagonieniu wejść na Twojego bloga i odetchnąć, że są jeszcze ludzie, którzy myślą podobnie, że świat jednak nie zwariował do końca.
    Ucałowania dla Gabrysia :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też lubię po zagonieniu poczytać/posłuchać normalnych ludzi ;) Zło potrafi być tak wrzaskliwe, że czasem się zdaje, że dobra i normalności już nie ma - a tymczasem dobra zawsze jest więcej, tylko że jest ciche. Dzięki!

      Usuń
  5. Ostatnio miałam tak samo. Właśnie po akcji podpisów, gdzie przy stoliku siedziała mama chłopca z porażeniem mózgowym, mój syn zapytał: "Mamo czy mama Kacperka zbierała na nowe łóżko czy wózek dla niego?" Na co ja odpowiedziałam, że nie że zbierano podpisy w sprawie aborcji. Jakież było jego zdziwienie gdy tłumaczyłam mu co to jest choć starałam się używać łagodnych słów on skwitował to tak: Ale jak to mama zabija swoje dziecko? Przecież Kacper pomimo że nie chodzi to jest super, choć mówi nie wyraźnie to uśmiecha się do nas, jeździ z nami na mecze choć nie biega za piłką. Bardzo go lubię, choć nie jest taki jak ja..." A później siedziałam na boisku, na ławce przysiadł się pan w średnim wieku i sam zaczął dyskusję pytając mnie co sądze o czarnym proteście, bo jak on widzi hasła :Moja macica moja sprawa, to zadaje mi pytanie czy on ma traktować kobietę jako obiekt seksualny, czy jak widzi kobietę to ma widzieć macice, kopulacje czy raczej to jakie ma wnętrze, duszę okazywać jej szacunek i uczucia. Kobiety, które teraz są tam na tych zgromadzeniach same doprowadzą do tego że w przyszłości będą bardzo samotne. Bo jeśli mają dzieci to one mogą powiedzieć,radź sobie sama, moje życie moja sprawa. A życie niesie wiele niespodzianek, wylewy, nowotwory itp

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O właśnie! I te hasła "ratujmy kobiety!". Przecież to właśnie małe kobiety (i mńężczyźni oczywiście też) są zabijane. Wiele znajomych młodych mam jest przerażonych taką manipulacją ("jesteś za zdrowiem kobiet? podpisz protest!" - no kto normalny nie podpisze, a że protest chce zabijać a nie dawać zdrowie, to już szczegół). Ratować to trzeba tych, co się sami nie obronią, najmniejszych i najsłabszych.

      Usuń
  6. Twój post wywołał we mnie okropna sprzeczność. Bo wiem,ze masz rację. Pisałam u siebie niedawno na blogu. Nie wiem czy mogę nazywac siebie przeciwnikiem aborcji. Takim się czuje. Jestem przeciwko. Jedynie aborcję eugeniczna jako jedyna dopuszczam... i wcale mi nie jest z tym komfortowo. Myśląc o tym czuje się podle. I ten strach o którym piszesz nakazałby mi przerwać ciążę gdyby były wady ciężkie lub letalne u dziecka. To okrutne i wywołuje we mnie bardzo ciężkie emocje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kochana pamiętaj, że co byśmy głupiego nie zrobiły i nie napisały, to Pan Bóg nas zawsze kocha do szaleśtwa ;) Jest w Tobie walka, ale bardzo dobrze, że to widzisz i nie udajesz, że jest ok. Sama strachowi nie dasz rady, ale proś Pana Boga żeby Ci pomógł zaufać i się nie bać - On takim prośbom nie odmawia i może dać Ci pokój serca.
      Uważaj tylko na to, co piszesz - na swoim blogu tak wyraźnie się opowiedziałaś za aborcją, że ktoś kto to przeczyta może stwierdzić: "o, katoliczka też uznaje aborcję, to ja też mogę" i nieświadomie kogoś poprowadzisz na złą drogę.
      Odwagi :))

      Usuń
  7. pasowanie na ucznia to było rok temu a ja nadal to pamiętam :D ach te wspomnienia... dzieci są mega i czasami my czegoś nie ogarniamy przyjmujemy ze złością a dzieci ze spokojem powagą...

    OdpowiedzUsuń