Także ten, siedzę z kawą, żuję kanapkę i się regeneruję :P Dzień dopiero się zaczął, trzeba nabrać mocy... Zaraz modlitwa, potem zajmowanie się młodszą trójcą (podsmarkany Sarulec jest w domu), nauka katechezy, obiad i pewnie odbiór starszaków... Żonglerka codzienna.
Mam ostatnio poczucie, że już niczego nie mogę zaplanować, bo i tak wychodzi zupełnie inaczej.
Na przykład taka sobota... Ja z Elą i Anią odwozimy Rafcia na przygotowanie komunijne. Krzysiek ma nadgonić parę rzeczy w domu w tym czasie. I nagle tink!, sms. "Jestem w szpitalu z M, wsadził sobie coś do nosa".
A ja myślałam, że takie rzeczy to tylko w filmach :P
Tyle dobrze że w niedzielę udał nam się spontaniczny wypad do lasu. Zielono, kwiaty i myyy... Największa atrakcja - skakanie przez strumień. Udało mi się wpaść do wodno-błotnej mazi aż po kostki. Pewnie przeskoczyłabym nad nią, gdyby nie Ania w nosidle i uwieszona na mojej ręce Sara. No nic. Szczerze mówiąc też się tym cieszyłam, jak dziecko. Wróciliśmy brudni, zmęczeni i szczęśliwi :)
Żeby w tym wszystkim zachować świeżą głowę, gdy tylko się da - czytam, słucham muzyki, uczę się, piszę... Bez tego bym nie mogła funkcjonować.
Z tym czymś w nosku pewnie dobrze się skończyło ale stres - wyobrażam sobie.
OdpowiedzUsuńTo na pewno taki czas, ze nie da się za wiele planować Ale Ty umiesz cieszyć się tym co na bieżąco i co ważne. Dostrzegać to. I to jest super.
Tak, lekarka szybko wyjęła, problem był bardziej z logistyką... A Michał to silny facet i w warunkach domowych nie dało się wyciągnąć koralika, tak się wyrywał :)
UsuńJak słodko wygląda w tym cieniu rzucanym przez liście. To zaokrąglenie niemowlęcego policzka - perfekcyjne.
OdpowiedzUsuńO tak, uwielbiam te zdjęcia z lasu :)
UsuńJa mam poczucie ostatnio, ze z niczym nie nadazam. Biegam z jednych zajec na drugie (nie moich, dzieci), dzis pracownik z budynku w pracy (maslo maslane, wiem :D) powiedzial, ze wygladam na zmeczona. Ups. Jak obcy czlek mowi, ze sie zle wyglada, a tego dnia nawet machnelam oko (!) to chyba jest kiepsko. Zwale to na okres. :D
OdpowiedzUsuńHaha, poplułam się kawą :P
UsuńWitaj :) Nie jesteś sama, ja też mam poczucie, że z niczym nie nadążam. Czas leci, dzień noc dzień noc i tak w kółko, a pracy w domu cholerę. Wasza Ania rośnie jak na drożdżach :) Dużo zdrówka dla Waszej Rodzinki.
OdpowiedzUsuńDzięki i wzajemnie!
UsuńJa też nie nadążam że wszystkim.
UsuńA za lasem zatęskniłam.
Pozdrawiam nadzieją na słońce po zimnej Zośce
Hm mam wrażenie, że dzieci zwłaszcza młodsze i plany jakoś się wzajemnie wykluczają:))
OdpowiedzUsuńHm, moi nic do nosa nie wkładali, ale ja pamiętam swoją przygodę z kawałkiem kredki w nosie:D
U nas to pierwszy raz :P Czyli nawet piąte dziecko potrafi czymś zaskoczyć. Ciekawe, co wymyśli Ania... :D
UsuńStres..... współczuje ren to potrafi wyniszczyć :( A ostatnio u mnie zbyt wiele siędzieje ichyba nie wyrabiam
OdpowiedzUsuńCzasem trzeba zwolnić, jeśli tylko się da... Przytulam :*
UsuńOczywiście <3
UsuńNajpiękniejsze jest to, że w tym wszystkim potrafisz dostrzegać drobiazgi i się nimi cieszyć.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Dzięki, ściskam Was :)
Usuń