poniedziałek, 7 lipca 2025

Wakacje...

Zaczęły się z przytupem. Raz mamy falę upałów i ponad 30 stopni w cieniu, innym razem te kilkanaście stopni i burze zalewające nam uliczkę...

Poza tym czekamy na decyzję liceum o przyjęciu najstarszego. Zmiany, zmiany... Tak sobie myślę, że dobrze, że mam co robić (książki), bo pewnie melancholia by mnie pokonała. Dawno przestałam być młodą mamą... Okej, młodą duchem pewnie zostanę, ale nie da się ukryć tego, że czas leci, a za nami już tak wiele zakrętów. Patrzę na najmłodszą parkę i sobie myślę: kurczę, ani się obejrzę, a oni też skończą podstawówkę i będą szukać swojej drogi. Doceniam ten czas razem, ale już nie mam złudzeń. On minie... Kiedyś wydawało mi się, że tak będzie bez końca. Ja i malutkie dzieci. Doświadczenie posiadania w domu nastolatków skutecznie leczy z tego wrażenia. I to nie o to chodzi, że źle mieć w domu nastolatki. Jest pięknie, ale ta świadomość przemijania...

Przed nami wiele wakacyjnych wypraw, z których mam nadzieję  wrócimy zdrowi, zadowoleni i pełni sił do dalszej walki :) Lipiec w rozjazdach, sierpień wspólnie, jak zawsze... od szesnastu lat. I niech tak będzie jak najdłużej. Te letnie wyjazdy bardzo nam pomagają. Tym razem kierunek: kochane Kaszuby. Tak bardzo tęsknimy już za morzem!

Na początki lipca świętowałam premierę nowej powieści. Jeśli jeszcze nie czytaliście, polecam Wam z całego serca, bo to piękna historia. Druga część serii "Historie galicyjskie", czyli kontynuacja "Domu pod kasztanem" – chociaż można je czytać oddzielnie. Z góry dziękuję Wam za polecanie, recenzje i każdego rodzaju wsparcie, bo to dla mnie bardzo ważne :*

W ogóle tak patrzę wstecz i jestem Panu Bogu wdzięczna za to, że zawsze da mi do roboty dokładnie to, czego mi trzeba. Wszystko jedno, czy to dorabianie w sklepiku ze zdrową żywnością w studenckich latach, zmienianie pieluch czy ogarnianie dużej już rodziny i pisanie książek w każdej wolnej chwili... Może to mało spektakularne, ale dobre i właśnie takie, jak potrzeba. Podobnie jak ludzie wokół. Mam coraz mocniejsze przekonanie, że albo wskoczę do Nieba z bliskimi, albo... wcale. Bo i po co Niebo bez nich? I jak?

Zostawiam Was z jedną z recenzji... Dajcie się zaprosić do Brzyska :)

"„Pod wspólnym dachem” to kolejna część „Historii galicyjskich” i aby w pełni cieszyć się lekturą warto zacząć swoją przygodę z bohaterami od pozycji „Dom pod kasztanem”. Nie jest to książka, w której wir wydarzeń trzyma w napięciu od pierwszej do ostatniej strony, a multum emocji uderza w czytelnika raz za razem. Te emocje są, jednak pod powierzchnią, buzują delikatnie, a jednak oddziałują zarówno na odbiorcę książki, jak i bohaterów. Rytm powieści wyznacza natura, spokój wiejskiego życia i troski dnia codziennego, z którymi można się utożsamiać, bowiem Autorka kreuje postaci z krwi i kości, realne, tak bliskie nam, czytelnikom i do nas podobne. Znajdziemy tu sporo nostalgii, która wprawi w zadumę, pozwoli na chwilę się zatrzymać i skłoni do przemyśleń nad tym, co w życiu ważne. Pani Natalii udało się wykreować świat, który wciąga swoim wyjątkowym klimatem, robiąc to niepostrzeżenie, z delikatnością trzepotu skrzydeł motyla; pełen ciepła, które otula niczym herbata w mroźny wieczór oraz rytmu pełnego spokoju i dawnych piosenek mających przekaz, który koi zbolałą duszę. Co ważne, w książce nie wszystko jest kolorowe, a życiowych perypetii bohaterów nie omijają podstępne koleiny na krętych drogach. Autorka w swojej powieści porusza wątek tego, jaką moc ma słowo, jak wiele krzywdy może wyrządzić pomówienie i jak trudna i bolesna jest walka z kłamstwem. Ponadto przypomina, że warto gonić za marzeniami, że miłość czasem wymaga cierpliwości, że szukanie własnej ścieżki to nic złego, a najistotniejszym jest życie tak, by odnaleźć zarówno spokój i szczęście. A wszystko to otrzymujemy w towarzystwie poezji, historii przodków i niebywałej atmosfery, którą stworzyć może tylko naprawdę utalentowany pisarz. Gorąco polecam!"

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz