No tak, jakoś mi nostalgicznie ostatnio i ta nuta o wrzosowiskach się przypomina. Dla kogoś, kto ma tendencję do pamiętania zbyt wielu rzeczy i analizowania bez końca, wizja zapomnienia jest kusząca... Może przez chwilę byłabym spokojniejsza. Chociaż nie oszukujmy się, to właśnie z tego kłębowiska myśli i emocji biorą się książki. Gdzieś musi być ujście...
Zmienił mi się rytm dnia. I mocno odczuwam tą zmianę. Bo z jednej strony super, po wieeelu latach wreszcie czas tylko dla siebie. Można wypić kawę, zjeść spokojnie, poczytać, pomodlić się, popracować, ogarnąć dom, pozałatwiać różne sprawy, a jeśli trzeba – po prostu się zdrzemnąć. Korzystam, nadrabiam...
Z drugiej strony, właśnie w związku z tym, mam sporo czasu na przemyślenia. I są to głównie przemyślenia o przemijaniu :P Bo babcia... Bo wrzesień, bo szkoła, przedszkole, bo dzieci jakieś większe, a my coraz starsi. Patrzę na najstarszego wracającego z próbnego egzaminu ośmioklasisty, na Anię biegnącą z plecaczkiem do przedszkola... i oczywiście środkową czwórkę, ale Anulencja i Gabryś to na razie takie dwa nawiasy moich przygód związanych z byciem mamą. W odnowionym salonie zawiesiłam ramki ze zdjęciami, z różnych lat i naszych rodzinnych "epok". I do mnie dotarło, jak szybko to minęło i że już nie wróci. Dzieci wyfruwają. To, co wydawało się dopiero zaczynać, jakoś przyspieszyło... I niby jeszcze wiele przed nami. Ale za nami też całkiem sporo.
A ja na szczęście mam pomysł na siebie. Na taką siebie nie-tylko-mamę. Siedzę, piszę, notuję... Wyciągam pewną historię sprzed roku, która napsuła nam krwi, i podam ją w nowym literackim sosie ku przestrodze. Lepiej nie zadzierać z pisarzami :P Zmilczą, ale co potem napiszą, to ich.
Na razie polecam Wam "Schronisko pod Srebrnym Aniołem". Też szczere, przepracowane, momentami trudne, ale ogólnie dające nadzieję i pokazujące drogę do przebaczenia i do wiary. Jest też wątek romantyczny, po raz pierwszy w mojej powieści dla dorosłych :) Taki nie-małżeński, bo do tej pory o małżeństwach było. A że to moja książka, to będzie... specyficznie ;) I z humorem. Z psem, ze świeżym chlebem prosto z pieca i z górami za oknem. O! I wrześniem oraz październikiem, więc w sam raz na jesienną porę.
Wrzesień przez wiele lat był dla mnie jednym z najtrudniejszych miesięcy. Ogarnianie szkoły, tworzenie skomplikowanej układanki zajęć dodatkowych, kupowanie ton rzeczy potrzebnych na lekcje. Teraz to już tylko wspomnienia. I w tym aspekcie (a także w wielu innych) przemijanie mnie cieszy.
OdpowiedzUsuńTak, wejście w szkolno-przedszkolny rytm to po zbyt krótkich wakacjach wyzwanie :) Zajęcia dodatkowe dla pięciu osób i adaptacja trzylatki... Czasem zastanawiam się, czy nie bierzemy udziału w jakiejś parento-olimpiadzie. Tylko medali nikt nie rozdaje :D
UsuńRivulet
Witaj Strumyku
OdpowiedzUsuńWędrówka po wrzosowiskach... Moje jeszcze niespełnione marzenie.
Tak i dla mnie kiedyś wrzesień był trudnym czasem jako dla uczennicy, s potem przez kilka lat nauczycielki. Teraz to czas mi jego urlopu.
Pozdrawiam początkiem jesieni
Dziękuję! Jesień jako czas na odpoczynek brzmi pięknie :) Może doczekam i takiego momentu ;)
UsuńUściski!
Rivulet
Przepraszam za literówki:)))
OdpowiedzUsuńWidziałam w boskich książkach, trzeba zamówić oczywiście, wiem, że jest świetna, jak zawsze.
OdpowiedzUsuńDziękuję! <3
UsuńNatalia
Po książkę chętnie sięgnę. Póki co słucham "Imienia dla Róży" A jeśli chodzi o wrzesień, chyba każdy mój wrzesień od skończenia studiów jest intensywny. I będzie tak pewnie do emerytury. Ale nie narzekam, bo dobrze pamiętam, jak było trudno, gdy miałam początek roku szkolnego w pracy, a w domu rozpoczęcia szkoły dzieci. Duże wyzwanie. A teraz im jestem starsza, tym chętniej wspominam, podsumowuje, obliczam, ile tych początków roku szkolnego już za mną:) To taki świetlisty, złoty czas.
OdpowiedzUsuńDobrego dnia!
mama trójeczki
Dobrego świetlistego czasu! :) Niech mimo wszystko będzie spokojny :)
UsuńRivulet