- Mamooo… a jak się pisze „wojna”?
Gabryś właśnie robi komiks i
dopieszcza stronę tytułową. Sądząc z obrazków, będzie to coś o walkach statków
kosmicznych. Hmm… Tak to jest, jak się codziennie ogląda kolejną część „Gwiezdnych
Wojen”. Robimy się monotematyczni. Zabawy chłopaków polegają głównie na
wcielanie się w różne postaci z sagi i walki rycerzy Jedi. Nooo dobrze, czasem
zamiast tego są walki piratów i chłopców z Nibylandii. Jak to przeczytałam dziś
w Wymarzonym Domku Ani Montgomery: „Czy
to nie dziwne, że takie niewinne stworzenia jak dzieci lubują się w
najkrwawszych opowieściach?”
O, właśnie na kartce powstaje
kolejny statek, bardzo przypominający statek Imperium. A obok na innej kartce
podobny, tyle że rysowany ręką
czterolatka. Wreszcie nie ma kłótni o to, że Rafałek odgapia, Gabryś pozwala mu
rysować to samo. Czyżby moje gadanie (w kółko… i w kółko… i jeszcze raz), że
młody w ten sposób się uczy, przyniosło wreszcie efekt? Eee… pewnie to
przypadek i przypływ dobrego humoru :P
Na stole oprócz bloków
rysunkowych i sterty kredek (a także mojego komputera) pyszni się piękny pojazd
kosmiczny zrobiony z klocków Lego przez obu chłopców.
I motyl w szklanej gablotce.
Ela jest fanką motyli. Inne
dziewczynki mają w tym wieku już fazę na koniki (pozdrawiamy Puławy ;)), ona
póki co wielbi owady J
Często tańczy po pokoju i krzyczy „Jestem motylem!”. Co ciekawe, określenie „motyl”
miewa czasem w jej języku znaczenie pejoratywne – i kiedy chce komuś
(najczęściej braciom) dopiec, celuje paluszkiem w delikwenta, marszczy brew i
mówi złowieszczo: „Ty jesteś… motylem!”. Jest to o tyle skuteczne, że dla
chłopaków faktycznie nie ma większej obelgi („Mamoooo, ale ja nie chcę być
dziewczyną… To dziewczyny są motylami…”).
Podczas ostatniego wypadu do
centrum byłam z chłopcami w Muzeum Żywych Motyli, gdzie duże egzotyczne okazy
można oglądać, a nawet brać na ręce. Ela niestety była wtedy przeziębiona, ale
kupiliśmy jej motylka za szkłem. Charaxes
atambolou z Madagaskaru. Teraz to jedna z jej ulubionych „zabawek”,
przytula ją i całuje (znaczy szkło całuje… może motyl w końcu ożyje, jak w
bajce o Śnieżce ;)).
Za nami dwa tygodnie ferii. Spędziliśmy
je w domu, doleczając katary i przeziębienia. Sara po raz pierwszy od dłuższego
czasu nie ma kataru, Ela też. Rafał jeszcze kaszle, ale on potrafi kaszleć
nawet do miesiąca po chorobie, tak już ma… Poza tym o dziwo dzieciaki zdrowe.
Za to ja od paru dni pociągam nosem i mam tylko nadzieję, że ich nie pozarażam –
wtedy cala zabawa zacznie się od początku… Posiadanie dużej grupy małych dzieci
w miesiącach zimowych to życie w czasach niekończącej się zarazy…
Od poniedziałku znowu
przedszkole. Może sobie trochę odpocznę?
A już jutro Sarze stuknie osiem
miesięcy. Szok J W
tej chwili śpi. Dlatego mam chwilę spokoju ;) Jak nie śpi, to się rusza. Coraz
szybciej. Po pokoju na razie pełza jak błyskawiczny różowy robaczek. Ale pewnie
niedługo opanuje klasycznego raczka, bo już się przymierza kolanami. I zaczyna
się podciągać na łapkach. Kontemplowała już widoki przez drzwi do ogrodu, do
których sama dotarła (póki co widoki jak to w lutym… bure badyle, trochę śniegu
i lodu… czekamy z utęsknieniem na wiosnę, pierwsze przebiśniegi i krokusy, a
potem płonące krzewy forsycji i czerwone pigwowce).
Sara, podobnie jak nasz pierworodny,
żywi się dalej głównie mleczkiem od mamy. Inne pokarmy raczej wypluwa. Rafał i
Ela już w tym wieku smakowali kolejne dania i często ściągali mi coś z talerza.
No cóż, poczekamy… Gabryś też długo gardził innymi potrawami i dopiero koło
pierwszych urodzin mu się przestawiło. Ależ się wtedy martwiłam o niego… Teraz
już się nie martwię. Jednak najtrudniej jest coś przeżywać po raz pierwszy.
Sara… Jasne włoski i cera
Gabrysia, lekko zadarty nosek Rafałka, jasnobrązowe oczy Eli… A w tym wszystkim
jedyna w swoim rodzaju. I już pokazuje charakterek – kiedy Ela zabiera jej
zabawkę, słychać wrzaski w całym domu. Kobieta musi umieć sobie radzić ;)
Nie mogę się doczekać, kiedy
będzie już biegała po domu i tworzyła z Elą taki duet, jak Rafał z Gabrysiem. Czasem
kłócąc, ale głównie bawiąc razem. Królewny i rycerze.
Oby rośli szczęśliwie na dobrych
ludzi.
oj już 8 miesięcy rety kiedy to zleciało? moje chłopaki póki co uwielbiają samochody traktory Szymonek im dzielnie dotrzymuje kroku oj jaka z niego papużka :D My niestety chorzy cała trójka siedzi w domu więc jest zabawa tak jak u Ciebie kiedy najmniejsze śpi ja mam chwile dla siebie :P chłopcy cicho się bawią w swoim pokoju :D a ja delektuje się kawusiom.. Zdrowiej kochana miłego dnia
OdpowiedzUsuńI u nas chorobowo. Mąż śpi, Synek u Babci (póki co się trzyma, więc izolujemy Go), a ja korzystam z tych chwil tylko dla siebie, choć na zbyt wiele nie mam siły.
OdpowiedzUsuńU nas na czasie strażacy, a z owadów pszczółki.
Uściski
Strażaków też kiedyś przerabialiśmy :)
UsuńSerdeczności! Bądźcie zdrowi. Moje dzieci tak jak opisujesz przeżywały czytanie Narnii. Do tej pory pamiętam "Wędrowca do świtu" z klocków Lego. fajne to było ;)
OdpowiedzUsuńMy Narnię jakiś czas temu skończyliśmy całą i dzieciaki też uwielbiają. Ale jakoś z klocków jej nie budują :)
UsuńJak byłam w wieku chłopaków, to na topie był "Królik Bugs" i "Smerfy" :). A do krakowskiego Muzeum Motyli wybieram się na wiosnę. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńNiby tylko jeden pokój z motylkami, ale warto zobaczyć :)
UsuńOdwiedziłam tego bloga rano i myślę sobie, dawno nie było wpisu,pewnie będzie wieczorem. Wchodzę teraz i juupii - jest :). Ale fajnie! Serdeczności dla całej rodziny!
OdpowiedzUsuń:))
UsuńNawet dwójka to niekończąca się zaraza...Uroki zimy. Czasem się zdarza, że dziecko nie lubi innych potraw i konsystencji przez nadwrażliwość jamy ustnej. Moja siostrzeniczka tak miała, pomógł neurologopeda, są ćwiczenia i techniki podawania jedzenia. To jakbyś się martwiła albo mała nie przybierała na wadze :) Ale skoro się nie martwisz, może sama się przekona do jedzenia :)
OdpowiedzUsuńZ jedzeniem powili lepiej.
UsuńDokładnie, z jednym dzieciakiem łatwo, ale już przy dwóch niekończące się zarażanie...
jak się wychowuje królewny? u nas rządzą lwy, koty i rekiny ;)
OdpowiedzUsuńRekiny w związku z Józkiem pełzającym wszędzie, awansował ostatnio z rekna-dziecko na tatę - rekin ;)
pozdrawiamy serdecznie :)
Królewny trochę inaczej, choć Ela lubi się bawić też mieczami świetlnymi i dinozaurami :)
UsuńMoj Nik mial okres, jako mnie wiecej dwulatek, gdzie upieral sie, ze tak jak siostra jest "ksienznickom" i domagal sie ubierania w sukienki. ;) Teraz dawno mu przeszlo, ale nie chce byc ani ksieciem, ani nawet rycerzem. Jest moim Kokusiem i koniec. ;)
OdpowiedzUsuńRafał długo utrzymywał, że jego ulubionym kolorem jest różowy - ale na szczęście już mu przeszło, bo akurat różowy nijak do niego nie pasuje :)
Usuń