piątek, 17 lutego 2017

Poranek.

  Boże, Tyś jasnością niebios,
Światło siejesz we wszechświecie,
Podtrzymujesz go w istnieniu
I ojcowską chronisz ręką.

  Oto zorza gasi gwiazdy
I czerwienią barwi niebo,
A poranny wiatr przynosi
Rosę, która zwilża ziemię.

  Już pierzchają nocne cienie,
Razem z nimi mrok przemija,
Słońce zaś, Chrystusa obraz,
Do powstania dzień przynagla.

  Tyś jest dniem i dni początkiem,
Światłem światła, jego źródłem;
W Tobie jedność i potęga,
Boże w Trójcy wszechmogący.

  Zbawicielu, przyjmij pokłon
I modlitwy sług pokornych,
Kiedy hołd składamy pieśnią
Tobie, Ojcu i Duchowi. Amen.

Ostatnio co ranek podczas czytania hymnu w jutrzni czuję się jak Samwise Gamgee, mówiący że gdzieś tam nad cieniami nocy króluje słońce, a gwiazdy nigdy nie zgasną. Piękne są te hymny i nastrajają na kolejny dzień. Moje noce ostatnio trudne, bo raz że krótkie, a dwa że ciemne - dosłownie i w przenośni. W środku nocy, kiedy największy mrok, czuję też największy strach o nas, o dzieci. Rozumiem dobrze wołanie Gabrysia: "Mamo, zapal światło, bo boję się ciemności". Ja też ciemności nie lubię i bałam się jej jako dziecko. Teraz po prostu czekam na wschód słońca, kiedy obawy znikają jak sen i można zacząć nowy dzień.

A kiedyś tak lubiłam siedzieć po nocy, czytać książki aż do świtu (i potem odsypiać do południa, jak się dało :P). To był mój sowi czas. Tylko ja i moje marzenia.

Teraz zdecydowanie wolę nie spać i żyć naprawdę. A marzyć można równie udanie podczas zmiany pieluchy czy gotowania obiadu. No i prawdą też jest, że większość moich marzeń - tych najgłębszych - się spełniła.

Po jutrzni mam swój ulubiony moment dnia. Śniadanie :D Dawniej go nie było, bo zwlekałam się rankiem ze ściśniętym z nerwów żołądkiem, piłam parę łyków herbaty i jechałam na lekcje czy zajęcia... albo potem do pracy. Pierwszym posiłkiem był obiad, też zwykle jedzony gdzieś w pośpiechu podczas przerwy.

Teraz zanim przygotowuję śniadanie, sprzątam kuchnię z bajzlu. Dzieciaki zawsze coś jedzą wcześniej i wszędzie pełno okruszków oraz niedojedzonych kanapek. I zwykle trochę porozlewanej herbaty czy zbożówki. Więc uwijam się, żeby potem móc celebrować poranny posiłek przy czystym stole i z czystą podłogą pod stopami. Później ładny kubek, ładny talerzyk. Kanapki lub tosty. Do tego kawa w wysokim kubku i obok herbata z miodem (po całej nocy karmienia rano strasznie chce mi się pić). Książka przed nosem lub muzyczka puszczona na youtube. A dzieciaki bawią się w pokoju, bo jeszcze się nie znudziły. Chwila dla mnie.

Macierzyństwo kojarzy mi się ze śniadaniami :)

Wieczory są inne niż w czasach przedślubnych. Po całym dniu brak sił na długie czytanie czy oglądanie filmu. Często z Krzyśkiem w coś gramy albo oglądamy, kiedy już uda się położyć dzieciaki spać. Ale zwykle po tylu godzinach pracy od rana najpierw prosi drugie: "Błagam, pomasuj mi plecy...". Więc się wzajemnie reanimujemy, jak para staruszków :P Przynajmniej nabierzemy wprawy przed prawdziwą starością.

(łomot... to Ela celuje plastikowym mieczem świetlnym w zawieszki na kuchennej lampie)

Tak, odkąd mamy dzieci, nasze życie ma zdecydowanie inny rytm. Ale, choć czasem przyjemnie jest powspominać dawne czasy, na tu i teraz nasz rytm nam się podoba.

Nawet luty, który dawniej był miesiącem ciemności, depresji i zrzędzenia "kiedy wreszcie będzie ta wiosna...", teraz jest kolejnym miesiącem bycia razem, cieszenia się dziećmi i załatwiania kolejnych spraw, które już dawno powinny być zrobione. A wiosna? Widać ją w ogrodach, tylko trzeba się dobrze przyjrzeć. Magnolie, bzy, forsycje i pigwowce już się budzą. Ptaki też wiedzą, że to już wkrótce.

A dzięki porannemu wstawaniu (od jakiegoś czasu budzi nas skowroneczek Sara, wydając odgłosy jak gwizdek) także w lutym łapię dużo światła, bo nie przesypiam połowy dnia.

Na dobry dzień piękna piosenka i piękne obrazy:

12 komentarzy:

  1. moje chłopaki już się tak ciemności nie boją bo wiedzą jak wyglądają Anioły że ich strzegą i jeśli coś czują to właśnie nic złego tylko Anioła swojego... :D Ja ze śniadaniem zawsze czekam na chłopaków w sumie to i tak chłopaki jedą sami a ja pomagam Szymkowi w jedzeniu więc faktycznie zjadam jak chłopaki zjedzą dokładnie też lubie jadać w czystości choć nie zawsze mi to wychodzi :p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moi też o aniołach wiedzą, ale w ciemności czasem trudno się nie bać, nawet z aniołem obok :)

      Usuń
  2. Wspólne śniadanie to zdecydowanie coś, co lubię. I czekam na nie cały tydzień, bo niestety tylko w weekendy możemy spokojnie je celebrować. A teraz, jak młody coraz bardziej sprawny, to już wogóle sama przyjemność.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No z takimi większymi dziećmi fajnie siedzieć przy stole :) O ile nie robią bitwy na widelce, albo nie mówią, że obiad który robiłaś godzinę jest obrzydliwy :D

      Usuń
  3. Puk, puk :) Chciałam się pochwalić, że za trzy tygodnie będę w Krakowie :) Może udałoby się spotkać, na przykład w niedzielę po południu?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No ba, pewnie :D
      rivulet@poczta.onet.pl
      Pisz na maila, to się umówimy konkretnie :)

      Usuń
  4. Wychowałam się na Sdm. ☺ albo Bóg mnie wychował. Jeszcze kilka lat temu u nas było podobnie. Teraz dzieci dorosły i jest inaczej. Inaczej piękne życie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lubię czytać co u Was, bo dociera do mnie, że kiedyś i nasze dzieci urosną, będzie trochę spokojniej ;) Na razie taki sajgon jest fajny, ale dobrze będzie kiedyś trochę odsapnąć. No i z takimi większymi dzieciakami to porozmawiać można, mieć wspólne hobby, na wycieczki bardziej szalone jeździć. Będzie się działo :)
      Też się wychowałam na SDM :)

      Usuń

  5. Ku pamięci przesyłam wysłany mailem komentarz Celta Pitera:

    "Piękny jest ten hymn na jutrznię :)

    Ja zawsze noc lubiłem. Jest wtedy dużo spokojniej niż za dnia, myśli bardziej błądzą, wspomnienia przychodzą. Kiedyś nawet podziękowałem Bogu wierszem za noc. Bo to jest piękna pora. Pan oddzielił światłość od ciemności, ciemność uświęcił i nazwał ją Nocą.

    Ale mnie też brakuje słońca i światła powiem Ci.

    Teraz masz naprawdę fajne życie, powiem Ci. Dzieciaki, mąż, muzyka, książki. Nie masz powodu o nic się bać. Radzisz sobie świetnie :)

    Trwa u mnie Polankowy Jubileusz - jeszcze tylko Ciebie brakuje do pełni świątecznej atmosfery :) Zapraszam: https://zyciecelta.wordpress.com/2017/02/17/jubileuszu-ciag-dalszy/

    :)"

    OdpowiedzUsuń
  6. U nas poranki są skrajnie inne ;) Pobudka skoro świt (a często jeszcze nie świt, lecz ciemna noc), potem zejście z sypialni na dół, leniwe rozmemłanie, kilka minut później gonitwa za dziećmi, by przebrać ich z piżam w ubranka, potem dzieci jedzą śniadanie, a potem, gdy matka próbuje po cichu w spokoju zjeść własne śniadanie i może troszeczkę choć poczytać książkę, to dzieci atakują ją propozycjami zabawy lub usilnie próbują wgramolić się na kolana, by się poprzytulać i pogrzebać palcami w matczynych kanapkach. Well ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak będziesz mieć choć jedno trochę starsze, to się zmieni... Odkąd chłopcy są na tyle duzi, ze sami wymyślają zabawy (a maluchy się bawią z nimi, albo obok), mogę sobie jeść spokojnie i czytać książki :) Cierpliwości, będzie lepiej.

      Usuń
  7. Oj tak, życie się zmienia po założeniu rodziny. Ale nie można powiedzieć, ze jest gorzej albo lepiej.. Jest inaczej ☺ i jest dobrze. U nas jest problem z wspólnymi posiłkami. Mam nadzieję, ze to przejdzie małemu buntownikowi.

    OdpowiedzUsuń