piątek, 21 marca 2014

Dobre, dobre, bardzo dobre... czyli wielkopostnie.

Już wieczór. Faceci śpią, wszyscy. Padli jak stali, bo chorzy. To znaczy Rafałek powoli chyba lepiej, Gabryś ma apogeum kaszlu, ja jestem tuż za nim. Przy kolacji na ból gardła zaczął się skarżyć Krzysiek. Także nie wiem, co będzie jutro, ale mamy domowy szpital. Dziś dom ogarniał Wilkołak, który pozbierał się nawet po zębowej akcji, choć nie może się schylać, ani podnosić niczego ciężkiego. Ja w schylaniu i podnoszeniu też pomocna nie jestem, a poza tym od rana mam jakiegoś wrednego jeża w gardle i ledwo mówię i przełykam. Poza tym wypełzałam z łóżka tylko żeby zadziałać w kuchni, bo inaczej z głodu byśmy padli. A zaraz potem wracałam, powalona przez dreszcze i łupanie w kościach. I tego #^&%*(& jeża :)

O dziwo, choć czuję się fizycznie koszmarnie, widzę w tym wszystkim działanie Pana Boga. Bo jesteśmy razem, mamy czas dla siebie, a ja chcąc nie chcąc leżę - także może donoszę dzieciątko do kwietnia. Ja z tych, których trzeba zwalić, żeby nie wstawali. Inaczej podnosi mnie cholerne poczucie winy, że nic nie robię, wyniesione z domu rodzinnego.

W ogóle jak to zawsze pod koniec ciąży, czuję się bliżej Boga niż dotychczas. Jakby zamykał mnie w dłoni na ten czas. Strach i wątpliwości są jakoś usuwane przez ufność, której własnymi siłami bym nie wykrzesała. I jakoś nagle mam otwarte serce na słowo, chętnie słucham rekolekcji (zwykle się wykręcam), no ciągnie mnie strasznie do źródła. Nie do bycia obok Boga, mówienia o nim innym. Do zamknięcia się i bycia tylko z nim.

Od wczoraj pomagają mi nagrania odkryte dzięki Agulkowi. Leżę spokojnie i słucham. Polecam każdemu, TUTAJ jest link. Mnie póki co najbardziej ruszyły konferencje z Rut i Ewangelii dla nienormalnych. Tak dziwnym trafem ;)

Poza tym bida z nędzą, bo z chorymi dziećmi więcej spięć i ja też jak jestem w gorszej formie, to się robię jędzowata. Także bajka nasza w tym momencie uboga niczym stajenka betlejemska. Widocznie tacy mamy czekać na narodziny maluszka i Paschę (no takie nasze czekanie teraz...), a nie zadowoleni i zgodni. Choć rzecz jasna się godzimy i przepraszamy. Ja z moim charakterkiem naprawdę nie rozumiem mam, które dumnie obnoszą się z hasłem: "Kocham, nie biję!". Nie dlatego, żebym latała za moimi dziećmi z kijem, bo sama nie lubię ich nawet strofować, choć wiem że trzeba. Ale do mnie pasowałoby raczej: "Kocham, ale czasem mam ochotę obedrzeć ze skóry". Nie wprawiałoby innych mam w kompleksy i lepiej ukazywałoby prawdę o mnie.

W każdym razie jak już ochłonę, to też widzę, że to jest dobre, ta sytuacja :)

I taki to mój dzisiejszy wpis, w kruchości, wielkopostnie. Bardzo Wam dziękuję za wsparcie w komentarzach i mailach, nawet nie wiecie, jak mi czasem tego potrzeba... Staram się być na bieżąco, ale w tym chaosie wybieram szybką lekturę i powrót do rzeczywistości. Albo kolejnych rekolekcji ;)

10 komentarzy:

  1. Kochana! Myślałam ostatnio o Tobie jak tam się czujecie, Ty i Maleństwo...a tu dziś post:)
    Życzę Wam wszystkim szybkiego powrotu do zdrowia!!
    Odpoczywaj i zbieraj siły!
    Myślami i serduchem jestem z Tobą!
    Pozdrawiam wiosennie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Czekanie będzie nagrodzone i to największym Skarbem na świecie...
    Ja też jestem jędzowata od przedwczoraj :/

    OdpowiedzUsuń
  3. Przewróciło się niech leży :) Może dzieci podniosą skoro rodzice w rozsypce. Wiosna idzie, ciepełko za oknem aż by się chciało na podwórko. U nas jedna zasmarkana a druga z dziwnymi wypiekami, które jak nic przyniosą gorączkę. Kurujcie się szybciorem, bo wiosna czeka!!

    OdpowiedzUsuń
  4. Hm, ja też mam czasem ochotę obedrzeć ze skóry swoje dziecko i też cholernie mi ciężko czasem. Nawet nie wiesz jak.
    Ale nigdy, NIGDY nie uderzyłam swojego dziecka. Bo chronić życie i dbać o nie należy również po urodzeniu.
    Życzę Ci wiele spokoju, odpoczynku na tę końcówkę ciąży, i aby poród udał się szczęśliwie. Aby Twoje dziecko urodziło się zdrowe, a Ty abyś jak najszybciej doszła do pełnej formy :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Moje hasło brzmi "Kocham. Ale czasami jedynym powodem dla którego nie urwę łba jest to, że boję się na miejsce urwanego odrosną dwa nowe" ;).

    OdpowiedzUsuń
  6. Kocham... ale czasami bym pozabijała. No prawie :)
    Zdrowiejcie! To już prawie 37tydzień, dacie radę!

    OdpowiedzUsuń
  7. No widzisz? Bóg działa na najróżniejsze sposoby, a najczęściej te niewidzialne na pierwszy rzut oka... Nawet w chorobie może być coś dobrego :)

    Zdrowiejcie wszyscy czym prędzej a Ty nie szalej tylko ODPOCZYWAJ. I to bez wyrzutów sumienia! Maluszek teraz najważniejszy.

    Dzięki za ten akcent na koniec :) Hayley to jedna z Celtic Women :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Zdrowiejcie szybko i trzymam kciuki za donoszenie :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Na temat Boga się nie wypowiadam, bo nie wierzę, ale życzę wszystkiego dobrego i pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń