piątek, 28 marca 2014

Kończymy chorowanie (?). Przyszła wiosna!

To był ciężki tydzień... Spędziliśmy go - podobnie jak poprzedni - chorując na zmianę. Tylko Rafałek uniknął antybiotyku. Ja w weekend posypałam się całkiem i w poniedziałek ledwo dowlokłam do przychodni (zamiast na umówione ktg do szpitala). Kolejne dni też były trudne, bo źle poczuł się Krzysiek i właściwie nie było wiadomo, kto jest w gorszej formie i kto ma się kim zajmować. Ranki zaczynaliśmy zgodnie poczwórnym kaszlem, potem każdy dostawał swoją porcję leków... Bywały momenty bardzo ciężkie i naprawdę miło ze strony Maleństwa, że postanowiło poczekać - bo miałam już czarne wizje, że się urodzi i trafi do takiej kaszlącej i kichającej rodzinki, a potem prosto do szpitala z zapaleniem płuc.

Teraz na szczęście ciut lepiej, choć boję się to mówić głośno - za każdym razem, kiedy wydawało się, że jedno z nas zdrowieje, następnego dnia było jeszcze gorzej, gorączka i takie tam. Dawno nas tak nie uziemiło, w sumie to chyba ostatni raz po urodzeniu Rafałka takie cyrki były. Ech.

W tak zwanym międzyczasie przyszła do nas wiosna. Widzimy ją co prawda tylko przez okno, ale pączki na krzewach, kwitnąca forsycja i fiołki wyzierające z traw poprawiają nam humor. Mnie udało się wyrwać z domu wczoraj, więc skorzystałam (musiałam zrobić w końcu zaległe ostatnie badania przed porodem). W szoku byłam, jak bardzo świat się zmienił przez ten czas. Znajoma zielona mgiełka na krzewach, kwiaty w ogrodach, ptaki drące pyski - wszystko było aż zbyt piękne... Muszę przywyknąć, jak co roku, że szarość się skończyła. W dodatku do zagajnika za torami przychodzą sarny - rzut beretem od naszego domu! Tylko jednego mi do szczęścia jeszcze potrzeba i mogę się cieszyć wiosną na całego. 

Bo póki co to jestem cały czas spięta wizją narodzin Trzeciaczka. Chciałabym mieć to już za sobą, a tak to trochę jestem jak student przed sesją. Gdzieś tam mi się żołądek zwija w supeł. Najbardziej boję się szpitala - nienawidzę szpitali od dzieciństwa. Niestety w moim przypadku rodzenie w domu odpada, nie ryzykowałabym zdrowia dziecka... Poza tym niedawno znajoma zaczęła rodzić w domu (mając traumę po ostatnim szpitalnym porodzie), ale  szybko się okazało, że są komplikacje i w trakcie trzeba było ją wieźć do szpitala. Także zamiast być spokojniej, było jeszcze gorzej. Ech, nie jest łatwo wydobyć dziecko na drugą stronę...

Jak już wspomniałam, wczoraj mimo upiornego kaszlu zrobiłam sobie dzień wolny od moich zasmarkanych facetów. Po badaniach poszalałam z Renfri, pomagając w przygotowaniach do ślubu :) Kupiłyśmy buty, biżuterię, byłam przy przymiarce sukni - czułam się fizycznie kiepsko, ale dla psychiki było to prawdziwe SPA. Niewiele rzeczy tak poprawia mi humor, jak takie ślubne drobiazgi, patrzenie na te piękne rzeczy, wspominanie itd. Mam cichą nadzieję, że Maleństwo zdąży przyjść na świat na tyle wcześnie, że będę mogła za ten miesiąc świadkować. Chciałabym strasznie...

Poza tym mogłam zobaczyć znowu świat poza naszymi czterema ścianami. Planty jak zwykle o tej porze zachwycają... Najbardziej delikatne pierwsze kwiaty na drzewach, białe, żółte i różowe. Aż żal, że zapachów nie czuję przez zapchany nos. Nie mogę się doczekać, kiedy w naszym ogrodzie zakwitnie magnolia i migdałek.

Aha, z wczorajszych przyjemności - kupiłam śliczny zestaw trzech body dla Maluszka. Tak, żeby sobie czekanie umilić. No bo co w końcu, kurcze blade - to, że mam wszystko dla dzidziusia (bo dostałam albo zostało po chłopakach), nie znaczy, że chociaż małego drobiazgu nie mogę dokupić. Oczywiście miałam zgryza przy wyborze, bo wszystko albo różowe, albo kolorowe z napisem w stylu "I'm a boy!". Tyle się mówi na temat gender, ale jak patrzę na ciuchy dla dzieci, to zagrożenia nie widzę. Ubranka uniwersalne znaleźć trudno. Na szczęście wypatrzyłam w końcu takie ładne jasne z żyrafką, w sam raz dla Niespodzianki. Właśnie schnie na suszarce. Aaaa, chcę je zobaczyć już na Maluszku!

W każdym razie gotowi jesteśmy jak nigdy. Akcesoria dla noworodka są, plecak do szpitala spakowany, łóżeczko czeka na skręcenie, nasz wózek-tramwaj cieszy się, że znowu wróci do łask. Zwykle zostawialiśmy wszystko na ostatnią chwilę (nie ma jak kupować łóżeczko czy wózek, kiedy dzieciątko z mamą już w szpitali na wypis czeka), ale tym razem nie wyszło. No może jedno się udało - zdrowiejemy powoli, właśnie tak żeby element niepewności utrzymać. Taka tradycja :)

11 komentarzy:

  1. Zdrówka zdrówka i spokoju przed wielką chwilą.

    OdpowiedzUsuń
  2. Kochana dużo zdrówka dla Ciebie i całej Waszej Rodzinki!
    Odpoczywaj i zbieraj siły!!
    Jeszcze chwila, moment i będziecie się cieszyć wiosną w pełnym Gronie :)
    Serduchem jestem z Tobą :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Czekamy na wieści i modlimy sie za Was!:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Zdrowiejcie tam, niech maluch z narodzinami przytarga ciepłe dni :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Patrzę na Wasz suwaczek, Maluszek już rzeczywiście TUŻ TUŻ!!!!
    Dużo sił kochana!
    A to choróbsko... współczuję, ja w lutym zrozumiałam co to chorowanie... dobrze, że Wasze Maleństwo jeszcze bezpiecznie w brzuszku przyczajone!

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja szukając w sklepach nie różowości także dochodzę do wniosku, że gender u nas nie przejdzie. Jacie Trzeciaczek będzie lada moment, nie mogę się doczekać TEJ NIESPODZIANKI :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja też czekam z NIECIERPLIWOŚCIĄ :) Zdrówka Wam życzę i spokoju... :) I uroczej Niespodzianki :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Zdrówka dużo Wam życzę.
    Nie długo będziesz miała już dzidziusia.. Szybko czas leci ! :>

    OdpowiedzUsuń
  9. Czyli tak: kończycie chorowanie powoli, a wszystko co potrzebne do akcji okołoporodowej już pod ręką :) Nic, tylko rodzić!

    OdpowiedzUsuń
  10. Oj bo to już naprawdę niedługo! Mocno kciuki zaciskamy :)

    OdpowiedzUsuń