piątek, 3 września 2010

Przemyśleń o dzieciach ciąg dalszy...

Echh chwila spokoju. Mały coś marudny ostatnio i trochę jestem zmęczona. Ale co tam :) Jak Bóg da, to od środy będziemy się włóczyć po Wysowej. Wreszcie wakacje :D I to w moim kochanym Beskidzie...

Właśnie piję kawę i wcinam tosty - nie ma jak zdrowe odżywianie ;) Ale czasem trzeba się wyluzować a kawa mi jakoś w tym pomaga. Ciągle mam mega ochotę na drinka. Alkoholu nie piję już od ponad roku, kiedy sobie obiecałam, że już nigdy nie będę na kacu. Wiedziałam, że lada dzień mogę zajść w ciążę i nie chciałam robić krzywy dziecku. W sumie wyszło mi to na dobre i chyba zostanę przy tej abstynencji. Przeginałam z piciem swego czasu... Kto wie, gdyby nie mały to może miałabym z tym problem do dziś. Czego się nie robi dla dzieci :)

Gabryś w środę był szczepiony i przy okazji ważony - już ponad 6,5 kilo! Rośnie mi super facet... Jutro stukną mu 3 miesiące od narodzin. A około 20 września minie rok, od kiedy w ogóle zaistniał na tym świecie ;)

Byliśmy wczoraj u moich rodziców. Od kiedy mieszkam sama, nasza relacja się jakby unormowała i już przyjemnie mi się tam jeździ, dzięki Bogu. Stwierdziłam, że mały nie będzie zniewieściałym bubkiem, wychowywanym w wianuszku kobiet. Ewidentnie pasuje mu męskie towarzystwo. Najbardziej lubi być ze swoim tatą :) I momenty, kiedy ten wraca z pracy. Polubił też mojego teścia i jak byliśmy w Lublińcu, to na rękach był tylko u niego. A wczoraj oszalał na punkcie drugiego dziadka :D Na wszystkich trzech reaguje totalnym wyszczerzem i zaczyna się śmiać i gadać. Uwielbiam na to patrzeć :) Tak trzymać, Gabryś! Jeszcze trochę i będą Cię zabierać na mecze...

To fotka z dzisiaj. Nie wiem, kto się teraz bardziej uczy - Gabryś ode mnie, czy ja od Gabrysia. On z każdym dniem poznaje świat coraz lepiej i widzę teraz wyraźnie, że jest mi dany tylko na ten czas i kształtuje się w nim odrębny, mający własną historię Człowiek. Kiedyś opuści dom i stanie samodzielnie na własnych nogach. Oby szedł z Bogiem. To naprawdę zaszczyt, że mogę się nim opiekować teraz.

On z kolei pozwala mi lepiej zrozumieć samą siebie, pewne wydarzenia z przeszłości, wspomnienia z dzieciństwa, relacje z rodzicami. I Boga, który sam jest rodzicem. Chyba nie da się zrozumieć rodzica, nie mając dzieci - fizycznych albo duchowych...

Natanael na swoim blogu (link po lewej) przypomniał pewną historię, o której ostatnio często myślałam, zwłaszcza tuż po urodzeniu Gabrysia. Myślę, że się nie obrazi, jeśli umieszczę ją i tu ;)

W brzuchu ciężarnej kobiety były bliźniaki. Jeden zapytał drugiego:
- Wierzysz w życie po porodzie?
- Jasne! Coś musi tam być. Mnie się wydaje, że my własnie po to tu jesteśmy, zeby się przygotować na to, co będzie potem.
- Głupoty! Żadnego życia po porodzie nie ma! Jak by miało wyglądać?
- No, nie wiem, ale będzie więcej światła. Moze będziemy biegać, a jeść buzią...?
- To przecież nie ma sensu! Biegać się nie da! A kto to widział, żeby jeść ustami! Przecież żywi nas pępowina!
- Nie wiem, ale zobaczymy mamę, a ona się będzie o nas troszczyć...
- Mama? Ty wierzysz w mamę? Kto to w ogóle jest?
- Przecież jest wszędzie wokół nas... Dzięki niej żyjemy. Bez niej by nas nie było.
- Nie wierzę! Żadnej mamy nie widziałem, czyli jej nie ma!
- Jak to? Przecież, jak jesteśmy cicho, możesz poczuć, jak głaszcze nasz świat. Wiesz, ja myślę, ze prawdziwe życie zaczyna się później...

Ja też tak myślę... Obyśmy wszyscy szczęśliwie się narodzili na nowo i spotkali tam, po drugiej stronie - gdzie jest Największe Światło. A na razie za nim tęsknili i próbowali rozmawiać...

Rivulet

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz