niedziela, 22 marca 2020

Przyczajka.

Jeszcze szaro, jeszcze zimno... Ale chociaż świat żyje w strachu, to małe kwiatki już przypominają - po czasie mroku przychodzi nowe życie.

Ciekawe swoją drogą, że najpierw wychodzą te najmniejsze i niepozorne (nie mogę się napatrzeć na fiołki w ogrodzie!). Dopiero potem pojawia się reszta...

Ubiegły tydzień był iście wiosenny - temperatura doszła nawet do 20 stopni w słońcu. Mamy to szczęście, że możemy wymknąć się z czterech ścian i zaszyć w miejscu bezludnym, wśród chaszczy. I błota. Wracamy potem cali w mchu i liściach, ale szczęśliwi.

Dziś z kolei przymrozek i trochę poprószyło z nieba. W marcu jak w garncu, powtarzają dziewczynki...

Nie wiemy, co będzie. Chyba pierwszy raz od bardzo dawna nasz domowy grafik jest wyczyszczony. Zero planów, zero spotkań.

Rekolekcje zamknięte.

Czasem mamy dość. Bo chaos, bo hałas... Bo my wszyscy ściśnięci w domu, więc w końcu ktoś wybuchnie, inny odbuchnie i afera gotowa.

Ale się przepraszamy. I w sumie dobrze bawimy, na razie. Mamy jeszcze nadzieję, przyczajeni, że ten straszny wirus przejdzie bokiem...

I że przyjdzie czas, gdy wrócimy. Do szkoły, do przedszkola, do pracy. Do normalnego trybu. Że w maju będzie komunia Gabrysia. Bo Pascha chyba jeszcze w domu, pierwszy raz od kilkunastu lat... Chociaż pewnie zrobimy jakieś domowe nocne czuwanie z dziećmi, ze świecami i w ogóle. Zwłaszcza teraz trzeba mocno pamiętać, że po śmierci jest zmartwychwstanie.

Szczerze mówiąc - po tym tygodniu mam dość edukacji domowej :P Zawsze czułam, że to nie moja bajka, a teraz przekonałam się o tym na własnej skórze. Uwielbiam dzieci, lubię pomagać im w zadaniach, ale to pamiętanie o wszystkim i żonglerka między normalnymi obowiązkami (a że Michaś zasmarkany, to dochodzą mi rytuały lekowe, inhalacyjne i odciągające katar - niby pikuś, ale kiedy wszystko na mojej głowie...) a szkolnymi... Aaaa! Odreagowuję wieczorem, mocząc się pod prysznicem dłużej niż zwykle, a potem pijąc puszkę piwa 0% i wyobrażając sobie, że to normalny Żywiec :P

Także tego... Aha, Michaś się przymierza do chodzenia. Robi kroczek, a potem się przewraca. Jeśli dobrze pójdzie (i wirus też sobie pójdzie), to po czasie zarazy wybierzemy się na spacerek. Każdy na swoich nóżkach. Bez noszenia. Mój kręgosłup trochę odpocznie ;)

Okej będę kończyć... Czas zrobić brownie. A potem pewnie wspólne oglądanie "Shreka". Jakoś trzeba dbać o nastrój...

14 komentarzy:

  1. Treaz czekamy... nie pozostaje nam nic innego.
    I wierzyć, głeboko i całym sercem
    Pan ma swój Plan

    Zdrowia dla Was.... dbajcie o siebie i uważajcie :*

    PS Michaś dorasta <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Przyszłam się ogrzać w cieple Waszej rodziny :) Spóźnione najlepsze życzenia dla Rafałka! Bardzo mnie wzruszył ten album z jego zdjęciami, to, jak czas leci, a Wasza rodzina coraz bardziej pełna :) Ściskam Was serdecznie, nie dajcie się epidemii, musi być dobrze!

    OdpowiedzUsuń
  3. Aha, do Mamy Trojeczki: czy doszlo zaproszenie na bloga? Coś tam się rozwaliło z listą czytelników, jak widać bałagan trzyma się mnie nawet w internecie. Zresztą, lepiej mnie nie czytać, same smęty u mnie ostatnio.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za zaproszenie:) Już trafiłam :)

      Usuń
    2. Matko Kaszubko, ale ja nie mam dostępu.Proszę wyślij mi zaproszenie.

      Usuń
  4. Matko Kaszubko, przepraszam Was obie, że nękam tutaj, ale od dłuższego czasu mam odmowę wejścia na blog. Czy możliwe byłoby jeszcze zaproszenie? I jak się kontaktować? Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. Przepraszam Rivulet, że przez Twój blog, ale jakoś muszę odpisać: kto chce zaproszenie, niech poda adres mailowy, inaczej się nie da. W ogóle planuje jakieś porzadki na blogu kiedyś. Bo jest bardzo osobisty, rodzinny, kilka osób komentuje i zaczęłam traktować ich jak przyjaciół, a dziwnie mi z myślą, ze ktoś czyta i nie odpowiada, to tak jakbym stała na ulicy i opowiadała o sobie obcym.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozumiem. Czytam Cię od dawna, ale faktycznie bardzo rzadko komentuję,tak mam. Życzę wszystkiego najlepszego. Przepraszam Rivulet,że zajmuję konentarz na Twoim blogu. Pozdrawiam serdecznie Was obie.

      Usuń
    2. Przepraszam, że pisze tutaj, ale nie mogę skontaktować się w inny sposób.Ja czytam Matko Kaszubko, ale przyznaję nie komentuję. Jeżeli będziesz chciała, to proszę wyślij mi dostęp do swojego blogu: f.mituraf@wp.pl

      Usuń
  6. Świat stanął na głowie. Ale Moi Rodzice dalej muszą chodzić do roboty :( Buddy na spacery, a natura (jak widać też u Ciebie) dalej toczy się swoim rytmem... Mimo wszystko jest jakieś pocieszenie, jakieś pozytywy w tym wszystkim. Więcej słońca, dłuższy dzień, Międzynarodowe Czytanie Tolkiena dzisiaj :)

    Przetrzymamy to! Bądźcie dobrej myśli i uważajcie na siebie :)

    OdpowiedzUsuń
  7. U Was kwiatki, u nas niedzwiedzie. ;) Nie, no kwiatki tez pomalu kielkuja i kwitna, zanim jednak pojawily sie pierwsze krokusy, to juz niedzwiedzie zaznaczyly swoja obecnosc, rozwalajac sasiadom smietnik. Niedzwiadki pobudzone, znaczy wiosna idzie. :D

    OdpowiedzUsuń
  8. Nas to, co widzimy za oknem (nie mówię u ruchu u sąsiadów) napawa nadzieją. Natura żyje swoim rytmem. Codziennie obserwujemy dwa żurawie na łące. Ruch mniejszy, więc czują się jak u siebie. Zresztą to prawda. To my z domami wtargnęliśmy na ich teren. I wypatrujemy bocianów. Już kołują. Serdeczności dla całej Rodziny. Dużo sił i opieki Matki Bożej.

    OdpowiedzUsuń
  9. Matko Kaszubko, bardzo lubię Cię czytać, choć nie komentuję. Proszę o dostęp: a_lewandowska_1982@o2.pl
    Pozdrowienia dla Ciebie i Rivulet!

    OdpowiedzUsuń