wtorek, 5 listopada 2019

Listopad.

I zaczął się ten ciemny miesiąc, który trzeba rozświetlać lampkami i świecami. Szukać ognia i ciepła...

Zanim wpadniemy w grudniowe oczekiwanie na podchoinkowe przyjemności, czas utyka w listopadzie. W sumie nie dziwię się, że wiele osób łapie depresja w tym miesiącu. Zmiana czasu na zimowy daje w kość (ja nie mogę się przyzwyczaić). Początek miesiąca to spacery po cmentarzach i wspominanie. Sytuacje są różne, ale może to być moment rozdrapywania ran i przypominania sobie o tęsknocie...

Ale ja ten listopad lubię. Pewnie głównie dlatego, że to mój miesiąc urodzinowy. Bo tak normalnie to kocham przecież wiosnę i lato... Kwiaty, szelest traw i liści, zapachy... Nie ma już tego wszystkiego. Przyroda została goła i nic już nie pachnie. A ciemno robi się o piątej - i wtedy od razu chce mi się spać. W lecie o piątej to jeszcze pół dnia niemal było przed nami...

Jednak jest coś cudownego w tym odartym z przyjemności czasie. Przychodzą do głowy myśli, które wcześniej były spychane na margines. Jest więcej czasu na książkę i posiedzenie przy ciepłej herbacie - bo godzinne spacery wieczorami nie wchodzą raczej w grę. Zwłaszcza gdy z nieba leje się zimny deszcz.

I właśnie teraz dobrze jest poszukać tego prawdziwego światła... Nie tego z ikeowych lampek (choć te wszystkie świecące duperele strasznie mi się podobają) czy świeczek pachnących cynamonem. Iść na katechezy, poszukać rekolekcji w necie, gdy dzieci chore i trudno wyjść z domu. Wyrwać się na moment na wieczorną mszę... Jest światło, które nie podlega zmianom czasu czy porom roku. Zawsze takie samo i tak samo kochające.

Nie mam jeszcze takiego doświadczenia palącej tęsknoty za kimś, kto po drugiej stronie - najbliższe osoby są w komplecie przy mnie. Ale jeśli nie odejdę pierwsza, to prędzej czy później trzeba się będzie z tym zmierzyć. I chociaż to trudne, a ja jestem osobą, która w takich sytuacjach wyje po nocach i nie kryje łez - to też w sumie dobrze wiedzieć, że tu jesteśmy tylko na chwilkę. Nie da się wiecznie być w ciąży, bóle porodowe muszą w końcu nastąpić. Podobnie jest z życiem tutaj. Wieczność i brak bólu - są dopiero tam.

Kilka dni temu odszedł (wróć, złe słowo - poszedł) tam bliski nam starszy pan. Zasnął, słuchając w radiu transmisji mszy świętej.

Tak chciałabym odejść. Bo boję się bólu, tego przejścia, nie jestem bohaterką. Ale może Pan Bóg da wersję easy, tak jak dał błyskawiczne przyjście na świat dzieci. A jeśli nie - to da siłę w odpowiednim czasie, by znieść to, co trzeba.

O tym wszystkim raczej nie myślę w lecie, grzejąc się w lipcowym słońcu czy pijąc wieczorami bezalkoholowe piwko z sycylijską pomarańczą. A czasem warto do siebie dopuścić i takie refleksje. Nie żeby się dołować, ale żeby żyć bardziej świadomie. Dobrze, że jest listopad.

8 komentarzy:

  1. Listopad to wyjątkowy miesiąć i czas
    Czas refleksji, nostalgi, zadumy nie tylko spowodowany uroczystościami jakie obchodzimy w tym miesiącu ale ogólnie, chociaż one pewnie mają wpływ.... wyjątkowy czas w którym człowiek jest ze swoimi myślami...

    Odeść we śnie to piękne odejście i wyrudzenie w drogę ku Panu... chyba każdy "marzy" właśnsie o takim odejściu bez bólu a w spokoju

    OdpowiedzUsuń
  2. I już wiem skąd we mnie od paru dni pęd do palenia świec :)

    Dobrze jest myśleć o śmierci bez dodatkowego przerażenia, bez otoczki rozpaczy - troche trudno mi to nazwać. Ale można myśleć o śmierci jako o przejściu właśnie, odejściu do domu... Daj Boże, aby to dla nas było jakoś tak normalne. Ale to oczywiście nie niweluje jakiegoś lęku - człowiek zawsze (chyba?) lęka się nieznanego przecież, no i nie niweluje tęsknoty za tymi, którzy odeszli, których tak rozpaczliwie czasem brakuje. Ale jest nadzieja...

    OdpowiedzUsuń
  3. Chyba mniej się boję własnej śmierci, niż braku - odejścia bliskich. Boję się cierpienia przed śmiercią, niesprawności, obciążania innych własną fizjologią. Może Pan da łaskę ...

    OdpowiedzUsuń
  4. Taki czas ciemności i szukaania światła to piękna przeciwwaga dla letnich miesięcy, kiedy światła i ciepła mamy aż nadto. A listopad też uwielbiam - nie tylko ze względu na zadumę, wspomnienia, szelest i kolory liści spadających z drzew, ale także własne urodziny :D Sporo bliskich mi osób również w tym czasie świętuje (miedzy innymi Ty :D ).

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja tam lubię listopad. Właśnie za mrok, półmrok, miękkie światło świec.
    Za zwolnienie tempa w przyrodzie i przypomnienie, że wszystko ma swój czas.

    OdpowiedzUsuń
  6. A ja nienawidze listopada, mimo, ze to tez moj urodzinowy miesiac. Dla mnie jest, nawet nie smutny, on jest ciemny, ponury, mokry i po prostu nieprzyjemny. To taki miesiac kiedy swiat jest brzydki, pozbawiony kolorow i czeka tylko na przykrycie bialym kozuchem sniegu. Ktorego niestety zwykle jest jak na lekarstwo. ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. lubie listopad, ma w sobie wiele uroku :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Ja bardzo lubię listopad. To i mój miesiąc urodzinowy i Tygrysa również. Ale nie tylko dlatego. To taki czas, kiedy można zwolnić. Mniej intensywny niż lato.

    OdpowiedzUsuń