niedziela, 11 września 2016

Na wrześniową nutę.

Jeśli myślałam, że będę mieć więcej czasu, gdy chłopcy pójdą do przedszkola, to byłam w błędzie... Półtora tygodnia zleciało jak z bicza strzelił. Pewnie ani się obejrzę, a zrobi się zima.

Póki co mamy piękną końcówkę lata. Dziś upał był taki, że dopiero po południu wyszliśmy na spacer. Na lody. Mimozy kwitną i pachną jak złoty miód, świerszcze grają w trawach. Będzie mi brakować tych zapachów i odgłosów, kiedy wszystko zrobi się szare i gołe. I cieeeepłaaaaa...

Co poza tym. Zalałam sobie laptopa herbatą z sokiem malinowym (uroczo się kleił) i teraz piszę na jakimś starym sprzęcie, który nie zawsze chce działać (np. czasem nie mogę pisać komentarzy pod tekstem). Laptop czeka na naprawę. Ale w sumie to dobrze, że go nie ma, bo czasu na kawkę przed kompem też brak. 

Ela bardzo przeżywa brak chłopców w tygodniu i potrafi wymyślać takie numery, że muszę na nią uważać. Już więcej wolnego czasu miałam w wakacje, kiedy bawili się wszyscy razem, a ja mogłam siedzieć obok i czytać książkę. Teraz muszę czytać Eli, albo wymyślać jakieś zabawy ciągle. Kurcze, jak sobie radzą mamy jedynaków? Masakra jakaś. Coś mi się wydaje, że za rok Ela wypruje do przedszkola równie ochoczo jak Rafałek. W sumie to mogłabym ją puścić już teraz, ale... moim zdaniem miejsce takich maluchów jest jeszcze w domu. Na integrację przyjdzie czas (całe życie...). A dzieciństwo i domowe ciepełko jest bezcenne.

Pod poprzednim tekstem pojawiło się pytanie, czy nie schizowałam się, że czteroletnie dziecko się zacina. Hmm... no, nie. Nie dlatego że mam jakąś olewkę, tylko dlatego, że podobny etap miał wcześniej Gabryś. Próbował powiedzieć tyle rzeczy na raz, że z wrażenia się jąkał. Po jakimś czasie mu samo przeszło. A ja się cieszyłam, że zamiast fundować mu traumę i ganiać po lekarzach, poczekałam cierpliwie. Pewnie że się martwię kiedy komuś się coś dzieje, ale czasem zamiast panikować lepiej obserwować i czekać (oczywiście nie zawsze :P). Rafałek na wiosnę zacinał się straszliwie, bo też próbował opowiadać różne historie i brakowało mu słów, albo chciał powiedzieć wszystko na raz. Wystarczyło kilka miesięcy i sam zaskoczył, jak mówić bez jąkania. A co do wyraźnego mówienia, to za jakiś czas wrócimy do wizyt u logopedy, bo dzieci je lubią :) Bardzo pomogły Gabrysiowi, więc teraz czas na młodszego. A panią mamy bardzo fajną ,z dobrym i spokojnym podejściem do dzieci. Też bez żadnego ciśnienia, że dziecko ma od razu mówić wszystko idealnie.

Sara dziś skończyła trzy miesiące. Śliczna z niej niebieskooka kluseczka :)) Właśnie mamrocze coś w łóżku i pewnie zaraz będę musiała do niej iść. Generalnie jest bardzo spokojna i pogodna. I mogę z nią zrobić to, co z żadnym dzieckiem do tej pory się nie udawało - po nakarmieniu odłożyć do łóżeczka i zająć się innymi rzeczami. Zasypia zazwyczaj sama. No niesamowite normalnie, chyba czuje że musi się czasem zająć sobą, bo inaczej nie ogarnę :P Nie to, co poprzednie trzy wyjce. A najbardziej zapadł mi w pamięć Rafałek, może dlatego, że dopiero się uczyłam robić wszystko jedną ręką, bo musiałam się zająć dwójką. Przy Eli jakoś nie było to już takie trudne. Teraz to już w ogóle pikuś. Szkoda tylko, że się tego nie wie, kiedy się ma jedno czy dwójkę, że potem jest łatwiej. Można się przestraszyć i przegapić okazję do lajtowego rodzicielstwa, nie poszerzając rodziny.

Dobra kończę, bo mi ciepło i nawet mi się pisać nie chce... Tylko chciałam dać znać niektórym, że żyję. Chociaż coraz bardziej mi melancholijnie, kiedy patrzę na opadające liście (cholerne bezwstydne topole...).

Zostaje cieszyć się resztką lata. A potem grzać tym ciepłem, które generujemy w domu pełnym dzieci i drobiazgów. Swoją drogą po ostatnich zmianach i remontach domek wygląda naprawę fajnie. Jest jasno i kolorowo. Warto było czekać :)

27 komentarzy:

  1. Jak tak Ciebie czytam, to przestaję obawiać się trzeciego dziecka :) Póki co jestem na etapie- chciałabym i boję się ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Pamiętam doskonale jak byliśmy rodzicami jedynkaczki, która non stop angażowała nas w swoje gry i zabawy. Teraz nas wyręcza w tym siostra, chociaż razem też gramy chętnie, tyle że mniej. Zawsze to podkreślałam, że cudonwnie mieć rodzeństwo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. My też lubimy razem się bawić, ale fajnie czasem mieć chwilę dla siebie, kiedy dzieciaki zajmują się sobą :)

      Usuń
  3. Wiadomo, że w grupie lepiej. Ja sobie nie wyobrażam wakacji sama+jedynak, a przerabiałam wyjazd sama+ dwójka nad morzem i było świetnie. Chłopcy bawili się razem i zajmowali się sobą zamiast zajmować mnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hehe pewnie, w dodatku z bratem/siostrą to jednak inne zabawy i bardziej szalone, niż takie z mamą.

      Usuń
  4. Wiem, że nie przepadasz za jesienią, ale w Waszym odświeżonym domku, będzie przyjemna, a na pewno gwarna w długie wieczory. Ja lubię jesień, choć oczywiście nie tę deszczową.
    Faktycznie, jedynak jest dość absorbujący. Nie ma mowy, żeby usiąść choć na chwilę. I tak cieszymy się z tych wspólnych chwil, bo tak naprawdę nie mamy ich za dużo. Ale dziś trochę serce nam pękało, jak patrzyliśmy na Tygrysa szalejącego z siostrzeńcem mojej siostry i mieliśmy świadomość, że być może nie będzie miał rodzeństwa. Choć Pan Bóg pisze różne scenariusze, więc kto wie co nam zaplanował?
    Dobrego tygodnia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla Boga nie ma rzeczy niemożliwych, może i Tygrys doczeka się rodzeństwa :)
      Też liczę na to, że mimo jesieni będzie nam wesoło :)

      Usuń
  5. ja tam nie mam sił w taką pogodę ostatnio tak żle się czułam z powodu upału że prawie nie zemdlałam.... dokładnie z jednym dzieckiem to jest mama pobaw się ze mną a jak jest już 2 czy trójka to się ma więcej czasu dla siebie...

    OdpowiedzUsuń
  6. Jak na razie jestes jedyna, ktora obiecuje ze im wiecej tym latwiej sie ogarnia... Zadna ze znanych mi matek tego nie potwierdza, a nawet ostrzegaja, ze jak sie nie ma nikigo do pomocy to lepiej mierzyc zamiar podług sił...Masz szczegolne predyspozycje:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To ja potwierdzę. :) Im więcej tym łatwiej. Tzn. pewnie każdy ma swój limit, ale naprawdę jest łatwiej. Tylko chyba trzeba mieć w sobie generalnie akceptację rodzicielstwa i założenie, że pewnych rzeczy z dziećmi po prostu nie da się zrobić, bo jednak dzieci i ich wychowywanie jest ważniejsze. No i konieczne jest by rodzice miedzy sobą starali się dogadywać i budować jedność. Pozdrawiam.

      Usuń
    2. Heh dzięki Agaja :)
      I znam też inne kobiety, które by to mogły potwierdzić ;)

      Usuń
  7. Lubię czytać o macierzyńskie, kóre jest takie normalne :) Jasne, że nie jest łatwo (kto obiecywał?) ale też jest pięknie, O ile chcemy to widzieć :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Pójście na konsultację do logopedy to trauma...? Mnie osobiście zaniepokoiłoby jąkanie dziecka i na pewno chciałabym, aby logopeda obejrzał moje dziecko. Bo co jakby jąkanie samo nie przeszło? Ja bym absolutnie nie chciała ryzykować. W końcu jestem odpowiedzialna za to, aby dbać o moje dziecko. Traumą to by dla niego było, jakby jąkanie mu zostało. Takie rzeczy są dramatem dla dziecka później.
    Marysia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdyby jąkanie nie przeszło, to bym się martwiła i działała. Ale przeszło samo, więc problemu nie ma. Rozumiem Twój strach o dziecko, mam taki sam. Ale czasami naprawdę warto pozwolić dziecku się rozwijać po swojemu i nie działać pochopnie.
      Ja mam takie doświadczenie, że posiadanie nadopiekuńczej matki, która non stop czuwa nad rozwojem swego dziecka może być traumą. Dlatego staram się być odpowiedzialna, ale też umieć wrzucić na luz i czasem poczekać. Ty widocznie masz inne doświadczenie i tyle.

      Usuń
    2. No i chyba nie doczytałaś, ale do logopedy chodzimy już od dawna na kontrole, więc tym bardziej stresu nie było :)

      Usuń
    3. Rozumiem. Może nie doczytałam, a może nie do końca jasno było to napisane...W takim razie, jeśli są regularne kontrole u logopedy, to chyba wszystko w porządku - specjalista najlepiej wie, kiedy trzeba zacząć się martwić i działać, a kiedy można poczekać.
      Jeśli natomiast chodzi o ilość dzieci...Ja też nie słyszałam, aby było coraz łatwiej im dzieci więcej. Moja ciocia zawsze mówiła obrazowo, że kłopoty rosną w tempie geometrycznym w stosunku do liczby dzieci, czyli 1 dziecko - 1 kłopot, 2 dzieci - 4 kłopoty, 3 - 9 kłopotów, 4 - 16, itd.

      Mi osobiście się wydaje, że pod pewnym względem może być łatwiej, a pod innym trudniej.
      No i jedynacy też dają rodzicom odpocząć np. na placu zabaw, bo wtedy bawią się z innymi dziećmi, a w domu również potrafią pobawić się sami.
      No i jedynacy też mogą wyrosnąć na dobre i empatyczne osoby. Do tego nie jest niezbędne posiadanie rodzeństwa. Wszyscy najwięksi egoiści i egocentrycy, których znam, to osoby posiadające czasem nawet liczne rodzeństwo, niestety...
      Co nie znaczy, że posiadanie rodzeństwa jest złe. Jest super i jest fantastyczne, jeśli rodzice potrafią wychować dzieci na kochające się i mające bliską relację.
      No i jeśli sami radzą sobie dobrze z wychowywaniem większej ilości dzieci.
      I na koniec - proszę, nie śmiejmy się z matek jedynaków i nie krytykujmy ich - nie zawsze to od nich zależy, ile mają dzieci. Często tak im się życie ułożyło, że nie mogły mieć więcej, np. samotne matki, kobiety z problemami z płodnością, zbyt późne macierzyństwo spowodowane późnym wyjściem za mąż. I wiele innych. A ich macierzyństwo też jest piękne i ich dzieci mogą wyrosnąć na wspaniałych, dobrych ludzi.
      Pozdrawiam.
      Marysia

      Usuń
    4. To mogłabym chyba ostro pokłócić się z Twoją ciocią :) Bo jeśli coś mi tu rośnie geometrycznie, to nie kłopoty, tylko miłość i szczęście. No i ewentualnie moja zdolność do poświęcenia się (nie w takim smętnym sensie, tonem umęczonej kury domowej, tylko w dobrym). Jest też więcej wstawanie w nocy do maluchów, ale do tego już się przyzwyczaiłam. Ale szczerze mówiąc nigdy by mi nie przyszło do głowy, żeby patrzeć na dzieci i widzieć w nich geometrycznie rosnącą liczbę problemów. Nawet teraz jak o tym myślę, to jednak mi się wydaje, że chociaż z każdym dzieciakiem kłopoty są inne, to jednak łatwiej mi je ogarnąć mając więcej dzieci, niż skupiać się i drżeć nad jednym czy dwoma. To moje osobiste doświadczenie oczywiście i być może ktoś ma inne...
      Hm, rzucam okiem na tekst i nie widzę nigdzie szydzenia z mam jedynaków - to o podziwie było jak najbardziej szczere. Gabryś szybko doczekał się rodzeństwa, więc nie miałam okazji zbyt długo być sama z jednym dzieckiem. Teraz jak zostaję sama z Elą naprawdę jest mi trudniej, niż gdy są w domu wszyscy, bo jest jej smutno bez braci. Mam nadzieję, że Sara dorośnie szybko i będą się wreszcie razem bawić.
      Zresztą, mój mąż jest jedynakiem. Bardzo mu przez to było trudno (i jest dalej, ja mam brata i coraz bardziej to doceniam, nawet jeśli widujemy się niezbyt często). Ale rodzice męża po prostu nie mogli mieć więcej dzieci z przyczyn zdrowotnych. I domyślam się, jak musiało im być z tego powodu ciężko, zwłaszcza kiedy patrzę na ich pozytywne reakcje, kiedy rodzą nam się kolejne dzieci. Podobnie np. z dziećmi adoptowanymi - super rodziny, a brak większej ilości dzieci jest dla nich krzyżem. No raczej trudno, żebym śmiała się z mam jedynaków. Raczej współczuję tym, które chciałyby rodzeństwa dla swych dzieci, a nie mogą.

      Usuń
    5. Proszę, nie pisz, że współczujesz mamom jedynaków, bo współczuć to można komuś, kto dzieci w ogóle mieć nie może lub komuś, kto ma chore dziecko.
      Mając jedynaka też można być bardzo szczęśliwą i spełnioną mamą. Mówię Ci to po sobie.
      Być może nie będę mogła już nigdy mieć więcej dzieci z przyczyn ode mnie niezależnych. I Bogu dziękuję, że mam chociaż to jedno. Jest mądre, kochane, piękne i dobre. I każdemu życzę tak udanego dziecka, jak moje. Jestem bardzo szczęśliwa, że je mam i czuję się bardzo obdarowana przez Boga.
      Chciałabym oczywiście, abym mogła urodzić mojej córce np. siostrę, z którą miałaby niepowtarzalną i bliską więź. Albo nawet dwie siostry. Ale niestety w tej kwestii mogę liczyć tylko na cud.
      Tak czy inaczej - mogę powiedzieć, że jestem szczęśliwa jako mama jedynaczki. Dostrzegam też różne plusy takiej sytuacji, jak na przykład bliższa więź dziecka ze mną, czy mniej kłopotów i obowiązków, przez co jestem bardziej wypoczęta i mniej zabiegana...
      Znam też dzieci z rodzin wielodzietnych (i wcale nie patologicznych), które cały czas - już jako dorosłe osoby - cierpią z powodu zbyt małej ilości czasu spędzanego z matką w dzieciństwie, i ogólnie braku bliskiej relacji z rodzicami. Cierpią również z powodu atmosfery dużego stresu i zabiegania swoich rodziców, spowodowanego dużą liczbą dzieci - którą to atmosferę - nerwów i stresu pamiętają z dzieciństwa. Nerwów spowodowanych permanentnym przemęczeniem mamy i stresem taty, czy uda się zapracować na gromadkę dzieci...
      Także nie wszystko jest takie kolorowe.
      Ale mieć dobre rodzeństwo jest na pewno fajnie. Z tym się z Tobą zgadzam. Tylko, nie wszytko jest zawsze takie proste i czarno-białe.
      Pozdrawiam. Marysia

      Usuń
    6. Współczuć można każdemu, bo każdego coś boli... Mojej teściowej i paru jeszcze znajomym kobietom współczuję tego, że nie mogą mieć więcej dzieci, choć bardzo by chciały. Tobie współczuć nie będę, jeśli sobie nie życzysz, ale w sumie to pisząc wcześniej nie Ciebie miałam na myśli, bo niewiele o Tobie wiem przecież. Ale życzę Ci cudu i wszystkiego dobrego, niech Wam Pan Bóg błogosławi.

      Usuń
  9. Mój Mati też chce czasem za szybko coś powiedzieć i wychodzi "ja-ja-ja...", ale zdarza się to coraz rzadziej na szczęście.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo to zwykle przechodzi z czasem. Jeśli nie - no to wtedy faktycznie trzeba szukać pomocy. Ale bez paniki :)
      Moniqa a Ty piszesz dalej jakiegoś bloga? Kiedyś mi skasowało adres w poczcie i potem już nie mogłam Cię znaleźć. Napisz mi plis :)

      Usuń
  10. Słyszałam o tym, że z dwójką dzieci jest łatwiej niż z jednym, bo dzieci się bawią ze sobą, a jak nie ma rodzeństwa to w zabawę cały czas jest angażowany rodzic, a to bywa męczące. Dodatkowo dzieci, które mają rodzeństwo automatycznie uczą się dzielenia itp. Rodzice jedynaków bardzo muszą dbać o nauczenie tego w sposób trochę sztuczny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No trochę sztuczny... ale da się, dobrze mieć wtedy znajome dzieciaki, z którymi można się dzielić i bawić :) Najgorzej jak ktoś wyrasta w izolacji, potem jest mu trudno.

      Usuń
  11. Myślę, że masz bardzo grzeczne dzieci.. Ja z moim bratem zamiast się ładnie bawić, byliśmy nieustannie w jednej wielkiej wojnie, która trwała jakieś 20 lat :)) teraz jak o tym myślę, to współczuję rodzicom ;)... (różnica wieku między nami to 4 lata). Dopiero teraz jako dorośli mamy super kontakt i taką niepowtarzalną więź.
    Także myślę, że Twoje dzieci są wyjątkowe :)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hmm... no w sumie to są w miarę grzeczne :) Chociaż też się tłuką od czasu do czasu - co mnie nie dziwi, bo sama często się biłam i kłóciłam z bratem, choć równocześnie bardzo go kochałam (ale nie wiem, czy moi rodzice aż tak bardzo to pamiętają i przeżywali - może bardziej mama-jedynaczka, bo tata miał siostrę i wiedział, jak to jest). No i staram się, żeby mieli bliska relację i żeby czuli, że każde z nich jest kochane tak samo mocno, bez względu na to, jakie jest :)
      No i myślę, że każde dziecko jest wyjątkowe, nie tylko moje ;) Chociaż ofkors moje kocham najbardziej :D

      Usuń