Piątek... Za oknem biało. I, o dziwo, przed chwilą ptak śpiewał tak wiosennie. Aż otworzyłam okno, żeby chwilkę posłuchać. Zatęskniłam za wiosną, ciepłem, słońcem... Pierwszymi krokusami. To już coraz bliżej, ale na razie wydaje mi się nieosiągalne. Jakby zima miała nigdy nie minąć. Zawsze tak mam o tej porze roku. Zawias. Oglądam zdjęcia z wakacji i chce mi się wyć.
Żeby poczuć się lepiej, od rana robię coś dobrego. Zupa groszkowa z grzankami (mmm, pyszna i rozgrzewa!), potem spaghetti akie zwykłe z pomidorami i czosnkiem, a na końcu gorąca gorzka czekolada. To ostatnie zawsze poprawia mi humor. Stałam więc nad garnuszkiem, wrzucając kolejne składniki. Dodałam pieprz, cynamon, śmietankę. Czułam się jak Juliette Binoche. Do czasu... Kiedy wlałam czekoladę do czterech filiżanek i dwie już postawiłam na stole, usłyszałam za sobą stukot i wrzask. Obróciłam się i zobaczyłam ryczącego brązowego stwora z czekoladowymi włosami, przypominającego narnijskiego błotowija. I pół kuchni w czekoladzie. Dobrze, że ją ostudziłam i była tylko ciepła, nie gorąca. Szkoda tylko, że cała porcja znalazła się na Eli, podłodze i szafkach. Pff... Także zamiast dalej czuć się jak bohaterka "Czekolady", poczułam się jak typowa ja. Przebierając Elusię (dwa razy, bo po właściwej konsumpcji swojej porcji wyglądała niewiele lepiej) i pucując wszystko. A zaraz i tak muszę oskrobać podłogę jeszcze raz. Najpierw jednak musiałam coś napisać, żeby nie wybuchnąć. Więc piszę...
Przed chwilą podszedł do mnie smętny Rafałek. Wyglądał niewyraźnie, więc zajrzałam do gardła. Całe czerwone... Dobrze, że został dziś w domu. A został tylko dlatego, że w nocy Gabryś gorączkował i rano nie miałam siły wstawać i wyprawiać młodszego do przedszkola. Generalnie noc była wesoła i składała się w zasadzie z kilku drzemek pomiędzy "Piciu!", "Siku!", "Gorąco mi!" itd. Rano miałam mega migrenę (już wczoraj wieczorem zaczęło mnie łupać w skroni) i ochotę położenia się w łóżku gdzieś na bezludnej wyspie. A tu trzeba było wstać i ogarniać system jak zwykle, bo niby kto to za mnie zrobi? Krzysiek w pracy. Szkoda, że mamy nie mają L4. Teraz powoli czuję się lepiej (a może tylko mi się tak wydaje, bo się przyzwyczaiłam), za to Gabryś ma chrypkę jak Garou, Rafałek zrzędzi że źle się czuje, a Ela niby zadowolona, że ma się z kim bawić, ale co chwilę dokucza braciom i potem ryczy, kiedy jej oddadzą. Tym razem bez waty w uszach się nie obejdzie, bo inaczej grozi mi niedosłuch :P
Na koniec to, o czym chciałam już wczoraj napisać, tylko nie było czasu. Z Maluszkiem wszystko dobrze :) Byłam wczoraj na badaniu, słuchałam serduszka, nawet widziałam malucha chwilkę na usg. Ale już duży :) Ruszał rączkami i nóżkami. Żadnych niebezpiecznych objawów nie ma, także mogę się póki co nie stresować (do następnego badania :P). Za jakieś 2-3 tygodnie będę mieć połówkowe. Matko, jak ten czas leci. Każda kolejna ciąża bardziej ekspresowa... Choć pewnie pod koniec jak zwykle będzie mi się dłużyć. Trudno wytrzymać ten ostatni czas, kiedy człowiek już się nie może doczekać widoku dzidziusia, a tu się wlecze ósmy, dziewiąty miesiąc... Teraz mi się to wydaje takie odległe - ale jednak w końcu przyjdzie wiosna, a z nią trzeci trymestr. I nasze spotkanie. Ciekawe, czy maluch wytrzyma do terminu i urodzi się już w lecie, czy jeszcze pod koniec kalendarzowej wiosny? I czy będzie trzecim muszkieterem, czy małą księżniczką (w drugim przypadku już widzę, jak za rok-dwa oglądam z dziewczynkami "Krainę Lodu" i przeżywają to tak, jak chłopcy "Auta" ^^)? Tak bardzo jestem ciekawa, kogo mam w środku, płci, wyglądu, charakterku... To niesamowite, że jest tam ktoś, kogo jeszcze nie znamy, a kogo będziemy kochać najbardziej na świecie, tak jak wszystkie dzieci. Oby tylko ciąża przebiegała spokojnie i rozwiązanie było w dobrym czasie.
No... Tak w ogóle to ostatnio żyliśmy z Krzyśkiem w lekkiej niepewności, bo było możliwe, że straci pracę (nowy rok, koniec kasy na projekty). O dziwo, przyjęłam to całkiem spokojnie i byłam pewna, że Bóg jakoś to załatwi i nie zostawi nas na lodzie. I faktycznie, tak się stało. Praca jest, tylko inna. Ale ten spokój w środku, jaki miałam, bardzo mnie zdziwił. Wychodzi na to, że wariuję totalnie tylko wtedy, kiedy chodzi o dzieci. Ale to chyba normalne :D
Ciesze sie,ze z dzieciatkiem wszystko dobrze :) Widze,ze teraz juz nie tylko wiosny sienie mozesz doczekac ale tez tego co ona z soba przyniesie. Super jest takie oczekiwanie:) ''Czekolade'' uwielbiam! Ksiazke pochlonelam szybciej i z wiekszym apetytem niz sama tbliczke czekolady ;)
OdpowiedzUsuńDobrze, że to była nie za gorąca czekolada.
OdpowiedzUsuńMoże Elunia zapamięta?
Zdrowiejcie i.. byle do wiosny. To już niedługo :))
Oj wątpię, żeby zapamiętała - nie pierwszy raz już wylewa sobie zawartość jakiegoś kubka na głowę. Oczywiście w zasięgu małych łapek nigdy nie stawiam kubków z wrzątkiem :)
UsuńAle masz piękną rodzinę! Jestem tu chyba pierwszy raz,ale podoba min się i zostanę na dłużej. Ciekawe jakiej płci maleństwo nosisz pod sercem! :)
OdpowiedzUsuńDzięki, zapraszam na dłużej :)
UsuńDobrze, że czekolada była tylko ciepła. Ale widok czekoladkowej Elusi musiał być niezwykły:))). Chore dzieci + migrena to hardcore, ale jak w reklamie mamy nie mają zwolnienia, niestety 😔. Świetnie, że z maluszkiem wszystko dobrze. A zima kiedyś się skończy.
OdpowiedzUsuńOj tak, lubię tą reklamę :D żeby jeszcze był jakiś lek działający tak magicznie jak ten z reklamy i stawiający od razu na nogi :P
Usuńbardzo się cieszę że z maluszkiem wszystko dobrze!
OdpowiedzUsuńMacierzyństwo to chyba najtrudniejsza i najbardziej wymagająca praca na świecie... ale też najpiękniejsza :) I tego się trzymamy!
Zdrowiejcie... ciepłe myśli posyłamy :*
super, że z Maluszkiem wszystko dobrze :)
OdpowiedzUsuńzima i tak późno w tym roku przyszła, ale i w moich myślach: oby do wiosny :)
pozdrawiam
cien_wiatru
Mi Michał wczoraj wywalił sos pomidorowy na podłogę jak na fb chwilę posiedziałam, potem się wywalił... A ja mam jedno dziecko! A Ty praktycznie czwórkę. Czasem mnie podbudowujesz, że nie masz wyrzutów leniuchować, ale tak sobie myślę, że przy czwórce to masz prawo a ja przy jednym nie raz mam ochotę wziąć go pod pachę i oddać pod blokiem pierwszej napotkanej osobie.
OdpowiedzUsuńDobrze że czekolada nie była gorąca. U nas była przygoda z herbatą. Był ryk straszny ale nic się nie stało. No ale w końcu młody wie źe gorące, że"si" to jest napawdę "si" i nie tyka.
OdpowiedzUsuńojj pamiętami ja te wszystkie usg, najpiękniejsze momenty:)
OdpowiedzUsuńa za to zdjęcie, to Cię uduszę.. bo teraz mi siechce :D
Cudnie, że z Maluszkiem dobrze. Ależ smaka narobiłaś.. :) Ja też już odliczam do wiosny.
OdpowiedzUsuńSuper że Maluszek ma się świetnie :)
OdpowiedzUsuńDopiero co dzieliłaś się z nami dobrą nowiną, a tu już połowa. Cieszę się, że z Maleństwem wszystko w porządku. I że z pracą Męża wszystko skończyło się dobrze.
OdpowiedzUsuńMy też już musimy uważać, bo Tygrys sięga coraz wyżej i dalej.
Uściski
Podziwiam w Tobie ten spokój. Chociaż u mnie mąż na spokojnie przyjął moją decyzję o tym, że skoro mnie zwolnili to znak, że mam do pracy na razie nie wracać, więc nie wracam.
OdpowiedzUsuńWeszłam na chwilę.. jednak zostaje na stałe.. cudowna rodzina.. miło się czyta.
OdpowiedzUsuńMam ochotę na czekoladę..
To swietnie, ze z Maluszkiem wszystko dobrze! Jejku, zaraz polowkowe, ale te cudze ciaze leca! ;) Bedziecie podgladac plec, czy wolicie miec niespodzianke przy porodzie? :)
OdpowiedzUsuńZe mnie jest jakis wybryk natury, bo nie przepadam zbytnio za czekolada. Zwykle mam na nia ochote raz w miesiacu - przy PMSie. :D
Moje Potworki chwilowo zdrowe (Nik ma resztke kaszlu po przeziebieniu, ale tego nawet nie licze), ale opiekunka Kokusia powiedziala dzis rano, ze jedna dziewczynka jest chora w domu, a w przedszkolu Bi srednio co trzeci maluch chyrka i smarcze, wiec podejrzewam, ze powinnam juz szykowac syropki oraz lekarstwa, na zapas... :/
Chyba nie zarejstrowałam ale coś się złego działo?
OdpowiedzUsuńhahaha, i ja też właśnie wczoraj do wakacji się cofnęłam :) Ale pyszności, jejuuuu no!!
OdpowiedzUsuńCieszę się że wszystko ok, oby tak dalej, trzymajcie się zdrowo i ciepło. U nas jest tak pięknie, że póki co za krokusami nie tęsknię ;)
Auc...tez sie bawilam w Binoche i zrobilam muffinki z plynna czekolada w srodku. Trudniej wylac na glowe;) ale drze ze kiedys nie zdaze zlapac jakiegos kubka...
OdpowiedzUsuńJak dla mnie świetny wpis. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuń