sobota, 16 lutego 2013

Zapach Boliwii.

Renfri przyleciała :)

Po dwóch dniach w głowie ciągle mam muzykę andyjską. A na stoliku w naszym pokoju jest sterta boliwijskich ciuchów, pięknych i kolorowych. Najbardziej chyba podoba mi się zielony sweterek w lamy dla Rafałka i plecaczek z lamą dla Gabrysia :D Mam też super spódnicę i chustę, o których marzyłam odkąd zobaczyłam stronkę o modzie boliwijskiej. 

Wiem, że za parę miesięcy Ren wróci do Boliwii i pewnie już tam zostanie, ale dobrze ją widzieć i z nią znowu rozmawiać... Jednak przyjaciele powinni być dostępni nie tylko przez skajpa. Mam nadzieję, że zostanie ustanowione połączenie Kraków-Cochabamba. Jakieś metro albo inny samolot :P Tymczasem trza się cieszyć, że jest. I iść razem na piwo do Irish Pubu.

Poza tym okazało się, że jestem uczulona na liście koki :P Czego się człowiek nie dowie na starość.

No i polubiłam napój z fioletowej kukurydzy z cynamonem.

Remontowe sprawy już za nami, oczywiście tydzień z teściem zakończył się mega konfliktem. Ale w sumie dobrze się stało, bo Krzysiek zobaczył, że trzeba wyraźnie wytyczać nasze granice rodzinne i że też ma popapraną relację z rodzicami (zawsze uważał, że tylko ja mam). Także wyszło nam to na dobre i mamy nadzieję na względny spokój teraz. A na żaden kolejny remont w wykonaniu teścia się nie zgodzę i koniec.


2 komentarze:

  1. Pamiętam pamiętam, że poza Celtami kochasz też Indian :) Zamieść zdjęcie w tej spódnicy i chuście, chętnie zobaczę :)

    Ciesz się, że masz Ren względnie blisko siebie, nawet przez Skype. Ja swoich przyjaciół nawet tyle nie mam...

    Napój z FIOLETOWEJ kukurydzy?? Ciekawe jak smakuje... :)

    Serio masz w Kraku IRISH PUB? Taki z prawdziwego zdarzenia?? Tutaj w Sączu też niby jest coś takiego, ale IRISH to tylko z nazwy... :(((

    OdpowiedzUsuń
  2. juz sobie wyobrażam rodzinke Twoja w tych strojach :)

    OdpowiedzUsuń