Po dwóch dniach grzania się w domu zdecydowaliśmy się wreszcie wyjść na spacer. Mimo zimna, szarych chmur, braku słońca. Ubraliśmy się ciepło, dzieciaki w kombinezonach. Jak na Alasce...
Dzisiaj do mnie dotarło, jak zrobiło się cicho. Nic już nie gra w trawach, nie słychać szumu liści. Ptaki zamilkły. I ta szarość wszędzie. I my, przedzierający się przez zimno i ciszę. W pewnym momencie zobaczyłam ocalałą jeszcze kwitnącą malwę. Aż mnie serce zabolało z tęsknoty za latem...
Potem stałam przy zagrodzie z kozami (ostatnio ulubiona atrakcja Gabrysia). Rafałek spał, młody szalał przy zwierzętach, a ja patrzyłam na opadające ostatnie liście. Jeden z tych widoków, co do których nie wiadomo - bardziej urzekają, czy bolą?
Kiedy wracaliśmy, zaczął padać deszcz. Pewnie nie będziemy teraz wychodzić zbyt często.
Zimowa zaspa zamyślenia...
Z jednej strony lubię jesień z drugiej nie bo przygnębia mnie widok drzew bez liści i szarość ale jak pomyślę o zbliżających się świetach Bożego Narodzenia i atmosferze która będzie panować to aż tak źle mi z tą jesienią nie jest:) Zeby nie było tak szaro i buro umilam Nam czas piekąc ciasta i ciasteczka z jabłkami i cynamonem ot taki jesienny akcent a jaki miły i przyjemny:) Mam nadzieję że kiedyś moje dzieci będą kojarzyć jesień właśnie z zapachem jabłek i cynamonu:)
OdpowiedzUsuńHihi u nas też jabłka i cynamon w ruchu ;) I też myślę już o świętach, ino te 2 miesiące trzeba przetrwać :P
OdpowiedzUsuńJa bardzo lubię jesień. Tylko teraz ta jej smutniejsza faza nadchodzi.
OdpowiedzUsuńJa już nie mogę się doczekać słonecznych, śnieżnych i mroźnych poranków. ;)
ach jesień zawsze dla mnie była czasem zadumy, przemijaniem... tak teraz naprawde trzeba sie ciepło ubierać
OdpowiedzUsuń