sobota, 20 października 2012

Dobra sobota (tudzież dobra robota) ^^

Moje chłopaki na huśtawkach :)
To była dobra sobota... Owocna.

Co robiłam? W sumie to dzień upłynął mi na dwóch bardzo ważnych spacerach...

Wyprawa pierwsza zaczęła się po 8 rano, kiedy to wypełzłam z domu z Sasulcem umieszczonym w nosidełku i plecakiem na plecach - czyli jak juczny wielbłąd :D Krzysiek się podziębił, więc został z Gabrysiem w domu. A my pojechaliśmy do miasta na ewangelizację (w ramach TEJ akcji). To nie pierwsza moja ewangelizacja, ale jeszcze nigdy nie szłam z polecenia biskupa ^^ Ergo morale wzrosło. I było super, bo nawet się nie zastanawiałam, co ludzie myślą, tylko kurcze naprawdę widziałam jak na dłoni, ile dobrego Bóg dla mnie zrobił, i musiałam to wyrazić głośno, idąc razem z braćmi. Poza tym sama wiem najlepiej, że człowiek bez Boga jest bezradny i samotny (chociaż ciągle przed tym ucieka) i że potrzebuje takiego wstrząsu. Bo to jest wstrząs, kiedy po raz pierwszy się słyszy wyraźnie, że Bóg mnie kocha. Nie kogośtam, tylko właśnie mnie. Także teraz jak jest ewangelizacja, to mam wrażenie, że aż mi się buty palą - i muszę iść, żeby powiedzieć o tej miłości innym ludziom na ulicy. Tak jak sama to usłyszałam od pewnych osób, kiedyś w górach, w małej wiosce na Podhalu.

Wyprawa druga nastąpiła po południu. Bo po ewangelizacji wróciłam na obiad do domu, położyłam Rafałka spać i nogi mnie tak bolały, że już nie miałam siły wracać na stadion Cracovii, na spotkanie z biskupem Rysiem. Zamiast tego wzięłam Gabrysia na spacer, żeby biedaczek nie spędził całego dnia w domu. Kurcze, jakie łatwe i przyjemne są spacery z JEDNYM dzieckiem :D (hehe, co to będzie kiedyś, jak będzie ich więcej...) Młody szedł grzecznie za rączkę i razem spokojnie obserwowaliśmy świat. Pogoda była piękna. Największą atrakcją okazała się wizyta w pobliskim mini-zoo, gdzie spędziliśmy chyba z godzinę karmiąc kozy i baranka, i oglądając kucyki, osiołka, etc. A jak wracaliśmy do domu wzdłuż torów, widzieliśmy jadący pociąg. Także było wszystko, co Gabryś lubi najbardziej. No a ja się cieszyłam, że mogłam poświęcić trochę czasu tylko jemu, tak jak rano byłam tylko z Rafałkiem. Rozmawiałam tylko z nim, razem planowaliśmy, co będziemy robić i zastanawialiśmy się nad różnymi rzeczami. Super było :)

A wieczorem kolacja wreszcie na spokojnie, we czwórkę. Takich chwil jak najwięcej...

Jutro idziemy na eucharystię w Łagiewnikach o 15 :) Jak ktoś jest z Krakowa, to zapraszam.

5 komentarzy:

  1. A z Rzymu też? ;) Aha, no i maila Ci wysłałam...z piosenkami. I zapraszam do mnie na nowy wpis!

    OdpowiedzUsuń
  2. Dwa małe przystojniaki :) Jak kiedyś wyrosną... Oj, za tymi to będą panny sznurem stały ;)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  3. oj marzy mi się tez takie spotkanie jak Ty byłaś ale tu w Ś nie ma takich wielkich ewangelizacji czego mi bardzo brakuje... pod tym względem nie mogę się doczekać kiedy będę mieszkać w mieście Ł bo z stamtąd jest blisko do wawy lub do innego dużego miasta gdzie takie ewangelizacje są w ogóle to z będę miała więcej perspektyw wyjazdowych i na pewno będę z nich Koszystała. Spacer w

    OdpowiedzUsuń
  4. Słodziaki małe:) Dodam Cię do listy blogów:)

    OdpowiedzUsuń
  5. jednym słowem mówiąc, miałaś bardzo udany dzień :) i do tego z jakże miłym zakończeniem :)

    OdpowiedzUsuń