niedziela, 17 kwietnia 2011

Niedziela Palmowa 2011.

Niedziela Palmowa. Wróciłam niedawno z eucharystii w parafii. Niebo zachmurzone, ale te zielone listki i drzewa całe w białych kwiatach mnie rozwalają. Tuż pod domem kwitnie kilka takich i pachną jak miód. W kościele sama byłam, bo Gabryś chwilowo na antybiotykach (coś mu w oskrzela weszło) i moi faceci zostali w domu.



Mam nadzieję, że mały wydobrzeje, bo za tydzień jego chrzest. Kurcze jak to szybko zleciało. Muszę jeszcze ubranko kupić. Tylko trudno znaleźć jakies proste, białe. Moda chrzecielna jest równie przerażająca, jak ślubna. Królują jakieś fioletowe, różowe, a nawet - o zgrozo - brązowo-zielone wdzianka, sukienki i garniturki jak na bal, a nie na chrzest :/ Masakra, zastanawiam się, czy producenci wiedzą, na jaką okazję to szyją. W dodatku większość ubranek przypomina poduszki (takie puchate), no i te kolorki rodem z Troskliwych Misiów... Jutro Wilkołak ma misję odnalezienia normalnego białego wdzianka - zwykłych spodenek i sweterka albo koszuli, no i skarpetek.



Czas ostatnio zleciał mi na czytaniu książki "Modlitwa Celtów" A. Krajewskiej - niesamowita jest i dobrze przybliża życie pierwszych chrześcijan na wyspach. Już trochę o tym pisałam, ale prostota i głębia tych modlitw mnie rozwaliła. Trochę są jak góralskie, bez dewocyjnego pierniczenia w bambus, tylko konkretnie i życiowo. W tym duchu też obejrzałam z Krzyśkiem animację "Secret of Kells" - trochę mało Boga tam było jak na mój gust, ale za to wizualnie film wymiata, aż nam laptop wymiękał od ilości szczegółów na ekranie. No i te celtyckie wzory, drzewa, liście, kwiaty, z muzyką w tle. Ech :)



A tutaj jedna z rzeczy, które mnie rozwaliły w "Modlitwie Celtów":



Dwoje eremitów w jednej chacie



Kiedy byliśmy młodzi - niepewni choć piękni -

wędrowaliśmy z dłonia w dłoni przez wzgórza Ulsteru,

szepcząc do siebie słowa miłości.



Znam cię odkąd mieliśmy po siedem lat,

widziałem, gdy wyrastałaś na dziewczynę - piękność:

patrzeć na ciebie było jak podglądać Niebo.



Kiedy się pobraliśmy, wiedliśmy proste lecz bez skazy życie:

pracując cięzko we dnie i ciesząc się sobą nocami;

zawsze będę pamiętać tych wczesnych lat szczęśliwość.



Powiłaś mi piątkę dzieci,

ja trudziłem sie w polu, aby je wykarmić;

że zaopatrywał nas zawsze we wszystko

- za to dziękować nie przestanę Bogu.



Kiedy dzieci nam dorosły,

a ciała nasze pomarszczone i stare,

smak dawnych przyjemności przeminął;

lecz gdy życia uchodzą uciechy,

modlitwy wzbiera w nas radość.



Bądźmy towarzyszami w pielgrzymce modlitwy;

bądźmy bratem i siostrą przed ołtarzem Boga.



Kiedy mrok wieku zacienia nam twarze,

dusze nasze Niebios niech przenika światłość.



Będziemy dwojgiem eremitów w jednej chacie,

dwiema duszami jednemu oddanymi Bogu.



Piękne to :) Jeślibym chciała jakoś się zestarzeć, to właśnie tak.



Poza tym ostatnio testujemy nowe smaki (tu przechodzimy płynnie do działu Kulinaria :P). Makaron nitki z pesto, ugotowanymi ziemniakami, fasolką szparagową i startym serem żółtym - danie nr 1. I nr 2 w tym tygodniu: spaghetti z fasolką białą w sosie pomidorowym z podsmażonymi cebulką i papryką, no i serem (które nazwałam spaghetti po bretońsku ;)). Do tego oczywiście dużo przypraw. To moja działka. A Krzysiek zrobił oczywiście coś na słodko - ryż z czekoladą i podsmażonymi bananami i jabłkami (mmmm). Bo on jest odpowiedzialny za dania na słodko, a ja na ostro i taki jest naturalny podział naszej kuchni :)



A przed nami najważniejszy tydzień w roku... Czuję się jak Łucja czekająca z nadzieją na Aslana.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz