poniedziałek, 18 czerwca 2018

Pourodzinowo i kerygmat dla ośmiolatka.

Langusta pod palmą. Yyy, księżniczka znaczy.
I już, ostatnie urodzinki za nami. Zleciało. Kolejny dobry dzień. I Sarenka zdmuchująca świeczki na ozdobionym srebrnymi perełkami torcie.

Teraz przed nami ostatni tydzień "szkolny", a potem - laba. Nie wiem, czy w tym roku gdzieś wyjedziemy, ale nawet jeśli nie- będziemy odpoczywać i dobrze się bawić. Trochę przeraża mnie wizja kolejnych remontowych zmian. No zobaczymy, jak i kiedy to zrobimy...

W ostatnim czasie mam wrażenie że... nie wiem jak to napisać, ale że bardziej musimy się przykładać do wychowywania dzieci. Znaczy wiadomo, proces wychowania to taka sinusoida, jest źle, pracujemy nad czymś, jest dobrze, a potem pojawia się kolejne wyzwanie. I tak w kółko, a dzieci rosną... Jednak ostatnio tak się jakoś skumulowało, że każdy jest w tym momencie "pod górkę" i przy czwórce... muszę pamiętać, na co przy którym zwracać uwagę, co komu powtarzać do znudzenia itd. Przy młodszych chodzi głównie o nawyki. Nie uciekamy w sklepie, jemy to, co mama poda, takie tam. Sara żegna się z pieluchami, więc bywa mokro :P 

A z najstarszym przerabiamy trudne tematy. Okej, w sumie często rozmawiamy o rzeczach związanych z wiarą, z moralnością, jakoś tam zmagając się z tym, co to znaczy być człowiekiem i po co żyjemy. Nie boję się też pokazać dzieciom, że nie na wszystko znam odpowiedź i sama mam problem z wieloma rzeczami. Ale ostatnio często powraca w rozmowach kerygmat w czystej postaci. No bo tak, ośmiolatek ma problem z własną złością, której nie umie powstrzymać. Wybuchy agresji, wredne słowa, które wtedy mówi, takie tam. I to, że ktoś (kolega, brat) go strasznie wkurza. Dobry punkt wyjścia do rozmowy, zwłaszcza jak osobnik telepie się z wściekłości i ma ochotę komuś przywalić. A jednak słucha (ze zdziwieniem) o tym, że te irytujące osoby są obok po to, żebyśmy mogli się nawrócić i iść do nieba. Chce kochać, przebaczyć, a sam przyznaje, że nie potrafi i że to trudne. I już w tym wieku próbuje zrozumieć (nie wiem, z jakim skutkiem, ale się stara) że sam o własnych siłach nie da rady, że o to trzeba się modlić i że to Pan Bóg daje siłę do kochania wkurzających osób. I że krzyż na ścianie to nie religijna ozdóbka, tylko znak, że my mamy tak kochać jak Jezus, umierając dla innych, rezygnując z siebie. Bo on umarł za nas wszystkich nie dlatego, że jesteśmy super, ale pomimo tego, że jesteśmy słabi i ciągle robimy złe rzeczy - pokonał śmierć i otworzył nam niebo. Szczerze mówiąc fajnie się o takich rzeczach rozmawia się dziećmi. Nie udają, tylko nazywają rzeczy po imieniu. Jestem zły, mam ochotę mu przywalić, mam przeprosić, a nie umiem tego zrobić... Ale słuchają. Patrząc na to zaczynam jakoś bardziej rozumieć, czemu mamy się stać jak dzieci, żeby iść do nieba. Nie chodzi o powrót do niedojrzałości, bo te dzieciaki muszą nad sobą ostro pracować (my zresztą przecież też). Za to ta swoboda w przyznawaniu się do własnej słabości, brak maski (jeszcze) - są bezcenne. Taki mały jest w stanie przyjąć, że sam nie da rady i że chociaż nie wiadomo, jak to możliwe, to Pan Bóg może pomóc. I pomaga.

No dopsz, był kerygmat, to teraz coś do potańczenia. Teledysk trochę z czapy (choć ta czerwona sukienka jest super!), ale do tej muzyki ostatnio wywijamy z Sarą każdego dnia ;) Mamy z czego się cieszyć.

13 komentarzy:

  1. Wzruszasz mnie zawsze.
    Powodzenia w coraz pewnie czasem trudniejszych rozmowach, jakie to cudowne gdy dzieci chcą rozmawiać z rodzicami, ciagle chcą...
    Zdjęcie - rewelacyjne. I ta nóżka...
    Moc serdecznosci!

    OdpowiedzUsuń
  2. Pięknie, że staracie się ze sobą tyle rozmawiać. I wspaniale, że dzieci potrafią wyrazić swoje emocje słowami.

    OdpowiedzUsuń
  3. Rodzice wkładają dużo serca i czasu w wychowanie swoich dzieci. Wy rownież. Wychowujecie je w wierze, dobrych wartościach, atmosferze ale nie macie wpływu na to z czym spotykają się kiedy pójdą do szkoły, na podwórku... niestety przed nim ich nie uchornicie a izolować nie można. Wy możecie być siebie dumni bo wychowujecie je prawidłowo, przekazujecie wazne wartości i to co słuszne ale życie też wychowuje i uczy. Nie przejmujcie się tym. To dobrze że rozmawiacie, ze dzieci chcą rozmawiać bo rozmawiać trzeba. Dobrze że mówią o swoich emocjach, potrafią je nazwyać bo to w przyszłosci uchroni ich, pomoże. Po prostu róbcie to dalej... na pewno wyjdzie na dobre :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Akurat w szkole i na podwórku wartości podobne, ale to prawda, prędzej czy później każdy musi zmierzyć się ze światem (i o to w sumie chodzi, nie można żyć pod kloszem). Dlatego ważne, żeby dzieciak nasiąknął dobrymi rzeczami (póki jeszcze słucha rodziców:P), potem sobie o tym przypomni, kiedy będzie trzeba.

      Usuń
  4. Chyba o wszystkim trzeba rozmawiać i tłumaczyć ile się da, a swoim przykładem pokazywać co robić w trudnych sytuacjach. Moim zdaniem to zaowocuje :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozmawiać, słuchać... chociaż czasem brakuje siły ;)

      Usuń
  5. Bardzo lubie rozmawiac z moimi Potworkami na powazniejsze tematy, tylko oni zawsze je zaczynaja lezac juz w lozku, kiedy jestem tak zmeczona, ze myslec mi sie nie chce i gadac w sumie tez... :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U nas też najlepsze rozmowy tuż przed spaniem ;)

      Usuń
  6. Jesteś mądrą matką i choć niejeden raz życie spłata figla, to na pewno w ostatecznym rozrachunku Twoje dzieci pokonają wszystkie zasadzki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czasem czuję się jak bardzo głupia matka ;) ale mam nadzieję, że ta mądra mama z góry nas jakoś poprowadzi.

      Usuń
  7. Chętnie, ale niestety nie udaje mi się napisać komentarza na tej stronie. Ale czytać będę i obiecuję modlitwę ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Mnie też zachwyca u dzieci otwartość, szczerość, bez kamuflażu, masek. Prosto z serca i tak też przyjmują, prosto, bez zbędnych kombinacji.

    OdpowiedzUsuń