poniedziałek, 1 grudnia 2014

Zima przyszła. Trzy perełki.

Pierwszy raz w tym sezonie siedzę w kuchni z podkurczonymi nogami. Marznę. Nawet zjedzony na kolację odgrzany obiad i ciepła herbata mało pomagają. Nie ma co, zima przyszła :)

Śniegu wprawdzie jeszcze nie ma, ale lód owszem, już jest. Ostatnie liście dawno sfrunęły z drzew. I to mroźne, szczypiące policzki powietrze. Echhh, zima. Tylko się zakopać pod kołdrą, popijać herbatkę i czytać książkę.

Tylko jak to zrobić, kiedy wszystkie łóżka są w tym momencie zawalone śpiącymi osobnikami?

Jedynym pustym łóżkiem jest łóżeczko Eli, która w tej chwili śpi spokojnie koło swojego taty. Nie będę jej ruszać, bo się obudzi i znowu będę musiała ją usypiać przez godzinę. A do jej łóżeczka nie mam zamiaru się wciskać.

Tak więc zostało mi siedzenie w kuchni. Pisanie bloga, popijanie herbaty... A potem - książka. Tylko zostawię sobie ją na koniec, bo niewiele jej już zostało, kilka stron. Ech, szybko się czyta Cejrowskiego.

Krzysiek kupił mi na urodziny "Wyspę na prerii". Marzyłam o niej, odkąd zobaczyłam plakat w księgarni. Cóż, odkąd przeczytałam w podstawówce "Winnetou", jestem nieuleczalnie chora na indiańsko-kowbojskie klimaty. W każdej odsłonie, tej bardziej hmm zmyślonej (May, Cooper, Curwood) i tej realistycznej (Szklarscy, Sat-Okh, Fiedler, Yackta-Oya, Cejrowski i inni). I muzykę country :) Także znowu dzięki tej książce poczułam się "bardziej sobą". A przydało mi się to po ciężkim, stresującym tygodniu z chorą na zapalenie oskrzeli Elą, dławiącą się flegmą i plującą antybiotykiem. Ciężki ten czas, z niemowlaczkiem, maluchem i świeżo upieczonym przedszkolakiem, wymieniającymi się hojnie zarazkami i częstującymi też nas, rodziców... Ale przynajmniej mam książki i muzykę, a to pomaga wytrwać.

I Adwent się zaczął. Kiedy w niedzielę wieczorem w końcu dotarłam na miękkich nogach do kościoła, kaszląc i smarkając - od razu się uspokoiłam. coś wlewało się we mnie powoli, a wyszłam zupełnie inna, spokojna i silniejsza. Dobrze być u Boga na kolanach. Wtedy nic nie jest ZBYT straszne, nie do uniesienia. Na niedzielnych laudesach tłumaczyliśmy chłopcom, co to Adwent - i sami poczuliśmy się przez chwilę jak dzieci. Lubię ten czas czekania na święta... Kiedy JESZCZE nie ma choinki, ale coraz bardziej przypominają się świąteczne zapachy, kolędy. I coraz częściej myśli się o malej postaci, która niedługo będzie leżała w żłóbku.

Ojej, tyle już napisałam... A włączyłam bloga tylko, żeby zapisać trzy cytaty. I zapamiętać trzy artykuły, które ostatnio mocno mnie dotknęły - w tym pozytywnym sensie. Dobrze czytać o prawdziwej miłości.

Cytat nr 1:

Jérôme Lejeune, odkrywca przyczyny syndromu Downa, pierwszy przewodniczący Papieskiej Akademii Życia, powołany na to stanowisko przez Jana Pa- wła II, nieformalny patron obrońców życia, lekarz pediatra, genetyk, był też świetnym ojcem, dziadkiem i – jak przekonuje mnie jego żona – świętym mężem. – Mój mąż dał mi szczęście – mówi ze łzą w oku wdowa po słudze Bożym, którego proces beatyfikacyjny trwa od 2007 r.
„Choć sprzeczki i trudne chwile wcale ich nie ominęły, moi rodzice zafundowali nam bajeczne dzieciństwo” – wspomina Clara. „Nie mam wątpliwości, że byli świętym małżeństwem”. (Mąż dał mi szczęście)

Cytat nr 2:


„Najdroższy Piotrze, jak mam dziękować Ci za ten przepiękny pierścionek zaręczynowy? W zamian oddaję Ci moje serce (…). Wiesz, jak bardzo pragnę widzieć Cię szczęśliwym. Powiedz proszę, jaka mam być i co mogę zrobić, byś to Ty był szczęśliwy? Ufam tak bardzo Bogu i jestem pewna, że Pan pomoże mi być godną ciebie żoną” – napisała przyszła święta 9 kwietnia 1955 r. 
Nie zdarzyło mi się jeszcze doczytać tego listu do końca. Wzruszenie, a często zakłopotanie biorą górę. Bo czy w małżeństwie nie staję dziś bardziej w roli prokuratora, walczę o swoje racje, a nie o szczęście męża? – To zupełnie inna perspektywa miłości, niż ta serwowana dzisiaj. Najpierw „ty”, a „ja” na końcu. Miłość pełna, czysta, jak u św. Pawła, bezinteresowna. Uczę się tego od mamy do dziś, jako mąż i ojciec – mówi Pierluigi. 
„Powiedz, co mogę zrobić, by uczynić Cię szczęśliwym” – to zdanie powraca jak mantra w listach Gianny do Pietra. „Odpowiedź, jedyna, jakiej można udzielić na taką miłość, brzmi: skoro Ty pragniesz mojego szczęścia, ja będę walczył o Twoje – podkreśla Pietro Molla. – I tak odpisywałem Giannie, tak żyliśmy, walcząc o szczęście dla drugiego. (Miłość (nie) z tego świata)

Cytat nr 3:


– Co to jest być 66 lat razem? – zastanawia się, patrząc na swoją ślubną fotografię. – Jak się pokłócisz, to trzeba się przeprosić przed nocą – podaje krótką receptę na udany związek małżeński. – Ja się bardziej lubiłam dąsać, ale mąż przychodził i pytał: „Co ci jest, kochana?”. Szkoda dnia, żeby się gniewać. Myśmy się bardzo kochali, ale jak w każdym życiu były niedociągnięcia. Stale na nowo trzeba było dbać o miłość. Mąż był moją największą radością i do dzisiaj jest. „Idę spać, kochany. Chciałabym, żebyś do mnie przyszedł i przytulił, jak zawsze. Śpij ty moje kochanie, z Bogiem” – kończyła inny list. (Żelazne obrączki)

Trzy teksty, które tak bardzo pomogły mi nie bać się tego, co w moim życiu dobre. Bo czasem aż nie chce mi się wierzyć, że Bóg zechciał nam (mnie i Krzyśkowi) dać siebie, że życie może być tak piękne... Że można kochać, mieć dzieci, modlić się razem. I chcieć razem dożyć starości. Czasem odżywają we mnie nonsensowne wyrzuty sumienia - bo czemu ja mam mieć, skoro tak wielu tego nie ma? Ale to - te myśli - na pewno nie przychodzi z góry. Bóg daje wiele poruszająco pięknych rzeczy i nie trzeba się ich bać. Trzeba brać i być wdzięcznym. I pamiętać, kto je dał.

Dobrej nocy!

5 komentarzy:

  1. Tradycyjnie się z Tobą zgadzam. Ja odkrywam Go na nowo. Coraz więcej radości mi to sprawia. Coraz więcej rozumiem. Coraz więcej umiem dziękować. Tak dziękować trzeba najwięcej. :))

    OdpowiedzUsuń
  2. Racja :)
    U nas też zimno ale na dworze, jak nie musze nie wychodzę, jeszcze psa musze nauczyć samotnych spacerów ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Być wdzięcznym - to chyba cała tajemnica :). Bo wiąże się z nią i dostrzeganie, i rozumienie, i właściwa ocena tego co mamy. Pozdrawiam (i zapraszam "do siebie")

    OdpowiedzUsuń
  4. Powinnaś trochę zmienić tytuł tej notki... Nie trzy perełki, ale aż sześć...równoważnych pięknych perełek... Dobrze u Ciebie, nawet bardzo. Cieszę się i niechaj to trwa :)

    O urodzinach Twoich pamiętałem, nawet złożyłem Ci życzenia u siebie, w komentarzu pod poprzednią notką. Widziałaś?

    Z tych trzech cytatów każdy wzruszający, ale najbardziej "trafił" mnie początek tego drugiego... Co ja bym dał, żeby coś takiego usłyszeć od dziewczyny...

    Wspomniałaś też o indiańsko-kowbojskich klimatach. Zapraszam Cię do siebie, na coś z innych Twoich (naszych wspólnych) ulubionych klimatów :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widziałam życzenia, Celcie, dziękuję :* Dobrze Cię tu znowu czytać :)

      Usuń