czwartek, 25 września 2014

Miodowe myśli.

Pomarańczowo mi. Miodowo. I tylko światła mam ochotę nałapać do słoika i przechować w szafce kuchennej. Otwierać, gdy będzie zbyt ciemno i zimno...

Trochę ciepła zamknęłam w tej piosence, kojarzy mi się teraz z tańcem w środku nocy na sierpniowym weselu. Tak dobrze mi wtedy było...

No i dawno nie widziałam tak poruszającego teledysku.

Już jutro piątek. Jestem zmęczona, ale mimo wszystko nastrojona pozytywnie. Gabryś już oswoił się z przedszkolem. Rano wprawdzie marudzi, ale potem wraca dumny i zadowolony, pokazuje, czego się nauczył. Rafałek też już spokojny, a w dodatku coraz rzadziej zdarzają mu się "wpadki" poza kibelkiem. I rozkręcił się z mówieniem (nawet wplata proste czasowniki typu "je" i "pije" ;)). I jakoś słucha mnie bardziej. No urósł mi znowu w oczach.

Allora weszliśmy wreszcie w nowy rytm. Coraz fajniej jest. Im nas więcej, tym pewniej i weselej. Dziś tak myślałam o tym i stwierdziłam, że nie wiem, ile Bóg nam da dzieci. Ale jeśli będzie chciał dać np. 8, to nie ma się co wzbraniać :) Może być i tak, że będzie mniej niż bym chciała. Ale wtedy i tak tylko trza będzie dziękować. Nie zasłużyliśmy na tyle dobra, a jednak dostaliśmy za darmo.

Apropos dostawania za darmo, to właśnie zadzwonili do drzwi znajomi  z dwiema siatami ciuszków dla dzieci. Dali i pojechali dalej. Dobrze mieć przyjaciół...

Byłam dziś z Elą na szczepieniu, oczywiście w towarzystwie Rafałka (i pierwszy raz bez asysty Gabrysia). Fajnie było, lubię te wypady na "zdrową stronę". Nie rozumiem mam, które tak tragizują, że te wkłucia okropne, że płacz i zgrzytanie zębów... Elusia była zmierzona, zważona (7400 g), wszystko z nią ok. Potem były trzy "strzały" i cały czas się śmiała. Skrzywiła tylko na moment po przyłożeniu zimnego wacika, a zaraz potem znowu rechot. Podtrzymała tym naszą tradycję szczepienia na wesoło :) Chłopcy reagowali tak samo. A dla mnie to zawsze była przyjemność, przekonywać się jak rosną, jak się rozwijają dobrze.

Powoli kończę czytać "Narnię". Aslan... Tęsknię za tym prawdziwym. Dziś pomyślałam, że Bóg jest trochę podobny do... ula. Nieskończenie wiele złotych, pachnących miodem komnatek. I jedna z nich jest tylko twoja. Tylko ty możesz tam wejść i przytulić Boga, nikt inny. Gdzieś w sercu zawsze za tym tęsknię. Za ostatecznym przytuleniem znaczy.

A na koniec zdjęcie z dyniowej sesji. Elusia po raz pierwszy sama siedzi (podparta na poduszce, ale jednak - nie zwaliła się na bok jak ścięta sosna, tylko trwała). Nie, nie przygotowujemy się już do "halołinu", bo święta straszydeł nie obchodzimy. Ale lubię dynie i pomarańczowy kolor. A ta dynia uśmiechnięta jest i pełna życia. Nasza. Więc bez skojarzeń :)

9 komentarzy:

  1. U nas dynie otaczają nas i osaczają strasząc pustymi oczodołami więc kojarzą mi się źle... Ale Elunia piękna, śliczna po prostu do schrupania w tym pomarańczowym wdzianku!

    OdpowiedzUsuń
  2. Dynia śliczna. Gratulujemy nowej umiejętności - siedzenia.
    Oj mnie też tęskno do Tego przytulenia. Ale nadejdzie taka chwila ;)
    Podziwiam Twoją otwartość na dzieci. My też nie zamykamy się na Boże dary, choć nie ukrywam, że w trudnych chwilach moje zaufanie chwiejne bywa. I choć wiem, że jak Bóg daje nam kolejne dziecko to i wszystko co do jego "wychowania i utrzymania" też jakoś tajemniczo się pomnaża, to jednak jakiś lęk o tą ludzką przyszłość tkwi.

    OdpowiedzUsuń
  3. Uwielbiam takie przebrania :)
    Słodziutka :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Piękna Ela :)) ja też lubię dynie z teho samego powodu co Ty :) czekam tylko na ostatnie zbiory u Rodziców.
    Widzę że szczepisz dzieciaki. Dużo kontrowersji na ten temat ale my chyba też będziemy szczepić.

    OdpowiedzUsuń
  5. To najpiękniejsza pomarańczowa panienka na świecie! U nas Pola juź przyniosła katar i kaszel z przedszkola i siedzimy w domu jak za dawnych czasów.

    OdpowiedzUsuń
  6. zupełnie nowa jest dla mnie i zaskakująca ta myśl o ulu pełnym złotych komnatek. Piękna. Rut

    OdpowiedzUsuń