czwartek, 9 stycznia 2014

Kosmici. Dzieci wpływ na życie.

Różne rzeczy normalnie dla mnie niejadalne pochłaniałam w czasie ciąży. Buraczki, banany, jabłka w dużych ilościach... Ale w tym tygodniu to jakiś absurd. Nosi mnie za... skórkami od ziemniaków O.o Gotuję takie nie obrane i wcinam. Głównie jem posolone skórki, środki zostają. Właśnie sobie zajadam coś takiego na kolację :P

Chcąc nie chcąc zrobiłam dobry wstęp do krótkiej recenzji książki, którą połknęłam w ciągu jednego dnia, zaniedbując nieco własne potomstwo. Ale nieczęsto się trafia coś takiego. Mowa o Justynie Walczak i jej Domu pełnym kosmitów z wiele mówiącym podtytułem: Jak nie zwariować z dziewiątką dzieci w dziesiątej ciąży. No dawno się tak nie uśmiałam, wieczorem czytałam fragmenty Krzyśkowi i rechotaliśmy razem. Świetny styl, dużo humoru i mądrości podanej z prostotą, mimochodem. Polecam głównie rodzicom, bez względu na ilość posiadanego potomstwa. Czytanie o rodzinach wielodzietnych jest dobrym doświadczeniem nawet, jeśli nie chce się mieć dzieci w ilościach hurtowych. Bo pomaga z dystansem spojrzeć na pewne sprawy związane z wychowaniem dzieci, no i dostrzec pozytywy posiadania rodziny. 

Dla mnie czytanie o dużych rodzinach stało się swego rodzaju hobby. Pamiętam te czasy, kiedy poznałam w krótkim czasie kilka rodzin z większą ilością dzieci (5, 8, 12 i te sprawy ;)). Wchodziłam do domów wypełnionych butami, ubraniami, z ogromnymi garami w kuchni, zagraconymi pokojami. Niektórzy na ten widok uciekliby z wrzaskiem. Ale dla mnie było to jedno wielkie WOOOOOOW... Bo takiej mieszanki ciepła, hałasu i poczucia bezpieczeństwa nie znalazłam w żadnym ze znanych mi domów ze standardową ilością dzieci (1-2). Czułam się jak wędrowiec, który dotarł do oazy po wielu dniach oglądania pustyni. Oczywiście taki dom był wtedy dla mnie jedynie odległym marzeniem. Nie sądziłam, że przyjdzie mi samej taki budować... Że będę mieć męża, czekać na dzieci i nie martwić się, czy starczy mi pieniędzy na moje zachcianki - bo wiadomo, że nie starczy, ale mimo tego jakoś zawsze dostaję to, na co mam ochotę, za darmo (jakaś taka logika Pana Boga).

Reasumując, kto jeszcze nie czytał, niech gna do księgarni/biblioteki :) I jeszcze zachęcam do przeczytania TEGO, tak w temacie.

(w międzyczasie obgryzłam wszystkie skórki)

Jak już piszę o wpływie dzieci na życie... Rafałek od wczoraj wpływa głównie na zapach. I stopień zawilgocenia podłogi. Postanowiłam odstawić go od pieluch w ramach oszczędności. Zresztą duży już jest, czas najwyższy. Stosuję metodę hardkorową, która ostatnim razem się sprawdziła. Po prostu puszczam delikwenta bez pieluchy i cierpliwie tłumaczę. Gabryś załapał po tygodniu. Rafałek jak na razie systematycznie moczy wszystko dookoła. A najlepsza była scena wczoraj, kiedy - jeśli ktoś je, to niech nie czyta - przyszedł do mnie zaryczany z podejrzanie brązową łapką i podsunął mi ją pod nos. Zapach prawie mnie powalił podobnie jak widok kupy zrobionej na dywanie, dokładnie pomiędzy klockami.

Hmm wypadałoby napisać jeszcze o Gabrysiu. On nie namawia mnie do jedzenia dziwnych rzeczy, nie próbuje niczym wysmarować... Ale na przebieg dnia wpływa głównie werbalnie, tzn co jakiś czas bierzemy udział w potyczkach słownych, mniej lub bardziej burzliwych. Poza tym to typ dociekliwy, więc co jakiś czas zmusza mój mózg do wytężonej pracy. To takie głupie uczucie, kiedy na pytanie dziecka odpowiada się "Nie wiem". Więc staram się dowiadywać na bieżąco. Krzysiek też został parę razy przyparty do muru i stwierdził z goryczą potem, że trafiło mu się za mądre dziecko i czuje się gorszy :P

Ok będę kończyć i zabiorę się za oglądanie filmu "Jak urodzić i nie zwariować" :)

Na zakończenie cytat a artykułu, który bardzo mnie dziś poruszył (całość TUTAJ).

„Mamy wiele szczęścia, że żyjemy w takich czasach jak teraz – nie ma wątpliwości o. Joseph-Marie Verlinde/. – Pan podwaja dzisiaj swą łaskę. Dlaczego? Bo świat się od Niego oddala…”. Mamy dziś do czynienia z Kościołem, który się zapada, i jednocześnie z Kościołem, który się odradza. Zapada się wiele starych struktur, które nie wytrzymują nowego tchnienia Ducha. W odradzającym się Kościele są ludzie, którzy oddają Jezusowi swe życie.

17 komentarzy:

  1. Ja mam podobne odczucie wchodząc do domów pełnych dzieci. Nas w domu było czworo rodzeństwa i i kiedyś i teraz jest to super. Już żałuję, że u mnie najprawdopodobniej skończy się na dwójce choć serce chciałoby jeszcze.
    Z tymi skorkami to mnie nieźle zdziwiłaś, rózne fanaberie widziałam, ale takie?!?! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hihi sama jestem zdziwiona i się zastanawiam co takiego jest w ziemniakach, czego potrzebuje organizm Maluszka...
      Fajnie że masz tyle rodzeństwa, ja tylko brata, ale mamy bliską relację i bez niego to dopiero byłaby lipa. Jednak być jedynakiem jest kiepsko... Zresztą mój mąż zawsze to mówi, że najbardziej brakowało mu w dzieciństwie brata/siostry do zabawy, pokłócenia i w ogóle.

      Usuń
  2. Skórki od ziemniaków? Smakosz z Maluszka? :))
    Fajnie jest jak jest więcej dzieci. Nawet jeśli w którymś momencie jest to "hardkor" dla rodziców, to potem się zwraca. U nas tyko trójka, a ile radości mam patrząc na relacje miedzy nimi i to jak się wspierają...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jakie "tylko", trójka to już więcej niż standard, ja to nazywam zdrowym minimum :) Pewnie że niezły hardkor, przy maluchach zwłaszcza (i potem pewnie przy nastolatkach hehe), no ale warto :)

      Usuń
  3. Ja osobiście nie miałam jakoś bardzo do czynienia z dużymi rodzinami... owszem moja mama pochodzi z wielodzietnej, ale to już inne pokolenie... Chyba pierwszy zachwyt dużą rodziną przeżyłam przy lekturze Jeżycjady:) i zawsze mi się marzyło, by choć trochę być jak oni... no wiem, to tylko literatura.. choć też i chyba wiele w niej z życia, skoro Autorka ma czworo dzieci...
    Więc marzyło mi się, ha 3 córki już mamy:DDD jestem zmęczona tym kołowrotkiem, choć ogólnie to jeszcze nie chcę uciekać;))) Wczoraj rozmawialiśmy z M. o moim ewentualnym powrocie do pracy, między ludzi.. i wszystko pięknie, ale jak mam się "zabijać" bo chcę być między ludźmi, a potem prowadzić po łebkach dom to chyba jednak dziękuję...
    Zobaczymy.
    Wracając do liczby dzieci. Niby mówimy już STOP, wszyscy wokół też już patrzą jak na "dziwnych"... ale jakoś smutno mi na myśl, że Asia miałaby być ostatnia.
    Pożyjemy zobaczymy:) i myślę sobie, że NPR, mimo swojej skuteczności, to jednak jest otwarcie na życie...

    A co do zachcianek:) na razie Pan Bóg nie ma pola do popisu, jesteś bardzo ekonomiczna:DDD
    No i o takiej zachciance to jeszcze naprawdę nigdy nie słyszałam! :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No 3 to już dużo, na nas też już patrzą jak na dziwaków ;)
      Spoko, sami najlepiej rozeznacie czy jeszcze dacie radę mieć więcej, czy nie, nic na siłę ;) Zresztą każdemu może się trafić niespodzianka jeszcze hihi.

      Usuń
  4. chętnie dołączę ten tytuł do listy "do czytania."
    Jedzienie ciekawe skórki ziemniaków a lepsze byłyby pieczone... mmm.. My też coś tam z Arkiem próbujemy go zaprzyjaźnić z nocnikiem choć Arek już miał dwie wpadki wannowe gdzie kupka mu poszła. dzięki temu widze jak rózni są nasi synkowie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :) Oj moim się do wanny nie zdarzyło, ale jeszcze dorabiając jako opiekunka miałam przyjemność wyławiać kupki z wanny, blah :/

      Usuń
  5. zamówiłam jjuz... a nie wspomne ze babeczka jest z neo z Gdanska :) u na odpieluchowanie trwalo tydzien tez - za kazdym razem

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Heh tak właśnie się zastanawiałam czytając, czy się znacie :)

      Usuń
  6. A ja naczytałam się o bezpieluchowym wychowywaniu i zamierzam spróbować od razu :P Oczywiście pampersy też będą - głównie dla dziadków i osób zajmujących się moim dzieckiem, a poza tym pieluchy wielorazowe a najlepiej bez:P Nie wiem co z tego wyjdzie - zobaczy się. Może już po tygodniu będę tak wyczerpana myciem wszystkiego że przejdę na pampersy :D
    Ale zapachu kupy w ciąży Ci współczuję, - chyba, że Cię to nie rusza. Ja do tej pory mam czasem taki odruch wymiotny, że sama się wypróżniam i jednocześnie wymiotuję do miednicy, bo zapach kupy mnie dobija :P No nie znam drugiej tak delikatnej kobiety pod względem żołądka w ciąży jak ja :/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Krzysiek chciał wielorazówek używać, ale się zbuntowałam i powiedziałam, że sam sobie będzie prał te obkupkane szmatki... Jeszcze tego by mi brakowało hihi :) Jednak pampki to wygoda.
      Mnie zapachy przeszły na szczęście po 1 trymestrze, a i wtedy nie zapach kup mnie powalał, tylko jedzenia ;) Lodówkę na bezdechu otwierałam.

      Usuń
    2. Ja tak ciągle lodówkę otwieram a to już 22 tydzień.... :/ Miałam taki krótki okres, że nawet umyłam lodówkę! I było ok a teraz znów wróciło. I nawet wymioty znów wróciły, ale nie tak czesto na szczęście.

      Usuń
  7. Ojoj, to Maleństwo ma zachcianki :)
    Rodziny wielodzietne- uwielbiam! Piękne jest to, że ludzie chcą, że się nie boją...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bać to się chyba boją, bo zawsze ciąża to niewiadoma. Zwłaszcza, kiedy ktoś ma za sobą już 3 cesarki i decyduje się na jeszcze, mimo wszystko. Piękne to jest :)

      Usuń
  8. kochane te Twoje pyrkowe skórki nie są jeszcze takie dziwne;) Mam dwie dobre koleżanki, które jako dwupaczki mnie - wówczas nieciężarną - o mdłości przyprawiały;) Jedna całą ciążę raczyła się rosołem z... cząstkami mandarynek (im więcej ich w zupie pływało, tym lepiej:P) a druga przekrawała kwaszone ogórki wzdłuż na pół, na to ładowała bitą śmietanę w spray'u i potrafiła tego specyfiku tony zajadać:) zatem - jeśli ziemniaki w skórkach Ci smakują - jedz na zdrowie;)))
    my za odpieluchowanie Tatiśki na wiosnę sie zabierzemy. Po przygodach z Nadusią jakoś trudno mi zabrać się za tę kwestię;/ Jak piszesz - pampki wygodne są;P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rosół z mandarynkami O.o Fuuuuuuj! To już wolę skórki :D

      Usuń