niedziela, 15 grudnia 2013

Rośniemy, żyjemy i takie tam - czyli bałagan nasz powszedni.

Tak patrzę na suwaczki... W grudniu jakoś mi dzieci urosły. Gabryś skończył 3,5 roku. Rafałek od wczoraj ma rok i trzy ćwiartki. A ja z Maleństwem wkroczyłam już w szósty miesiąc. Jeszcze trochę i będziemy kończyć drugi trymestr ciąży, ten najprzyjemniejszy. No rośniemy w siłę!

Moja przytulanka :)
Właśnie korzystam z chwili spokoju, bo Krzysiek usypia chłopców (jest weekend, to dbam o to, żeby jak najwięcej skazywać ich na siebie, nawet jeśli oznacza to wrzaski). W kuchni bajzel, bo wcześniej wszyscy trzej mężczyźni kleili model samolotu. No i jedliśmy jak zwykle z hobbicią pasją, jeden posiłek za drugim. Ech, zmywarko, przydałabyś się... Nic to, posprzątam później. Dziś czeka nas jeszcze przygotowanie do jutrzejszej katechezy, akurat z Krzyśkiem jesteśmy za nią odpowiedzialni. To tak, żeby nam się nie nudziło :)

Wczoraj chłopcy poszaleli z dziadkami, a my poszliśmy na święcenia syna znajomej. Dwugodzinna mocna eucharystia, było... wzruszająco. Jak zawsze na ślubach, czy to zakonnych, czy małżeńskich ;) Dla mnie bardzo ważny był moment na końcu. Kolumna prezbiterów szła przez cały kościół, na końcu szedł biskup. Rozglądał się za dziećmi i błogosławił, wszyscy musieli czekać na niego. My z Krzyśkiem staliśmy z tyłu, gdzie już dzieci nie było, sami starsi. Nagle biskup się zatrzymał przy nas, popatrzył mi w oczy i zapytał: "A wy nie macie dzieci?" Pokazałam na brzuch i wyszczerz: "Tu jest jedno". Pobłogosławił. No ciary  miałam, skąd niby miał wiedzieć... I tak Bóg mi daje znać, żebym się nie bała, że on się troszczy o moje dzieci, że są dla niego bardzo ważne. Każde z nich. Dziś byliśmy na mszy prymicyjnej, tym razem całą paczką, to zgarnęliśmy jeszcze błogosławieństwo nowo wyświęconego ;) Rafałek wszystko przespał, a Gabrysia nosiło i myślałam, że coś mu zrobię, wrrr... 

Gabryś w swoim żywiole, z lokomotywą.
Tak nam weekend na imprezach minął. I na malowaniu kuchni, zdążymy ją jednak ogarnąć przed Wigilią. Od jutra kolejny szalony tydzień, wychodzi na to, że tylko piątkowy wieczór mamy póki co wolny. Tak to grafik napięty do niemożliwości. Ale to już końcówka, od soboty odpoczywamy i przygotowujemy się do świąt. Zaczynamy już kombinować, co zrobimy sami w domu, a co kupimy. W planie oprócz gotowania barszczu jest lepienie pierogów i robienie łazanków :) Z uszkami, rybą itd. to jeszcze zobaczymy. Zależy od: dzieci, czasu i pieniędzy (w tej kolejności, co nie znaczy, że kasy mamy pod dostatkiem :P).

12 komentarzy:

  1. Matko i córko jak Ty to wszystko ogarniasz, no i remont jeszcze. Z tym biskupem to prawdziwy Palec Boży. Ach jaka jestem ciekawa kogo tam pobłogosławił :) Jakoś postaram się do tego kwietnia nie wykitować z niecierpliwości!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba najuczciwsza odpowiedź brzmi: nie ogarniam :) Miło czytać takie rzeczy, ale już się pogodziłam, że przy naszym trybie życia Perfekcyjną Panią Domu to ja nie zostanę. No, może za 30 lat, jak dożyję i jak nam się wszystkie dzieci z domu wyprowadzą... Na razie mam bajzel na własne życzenie i znajomi (nie posiadający dzieci ofkors) są raczej przerażeni niż zbudowani wizytą u nas :) Z tym że ja właśnie do takiego żywego, hałaśliwego domu tęskniłam i dobrze mi z tym.
      Dziś znowu byłam na usg, tym razem u mojej gin. Maluszek centralnie zwrócony buzią do nas, ruszał ustami. Ech miodzio, żeby tylko urodził się zdrowy i w dobrym czasie... Też czekam z niecierpliwością ;)

      Usuń
  2. JA na chrzcinach Lilki myślałam, że Elizę uduszę nie patrząc gdzie akurat się znajdujemy :) Nie dość, że Lilę coś trzepło i całą mszę darła papę, to Eliza jeszcze dołożyła swoje... Eh, nawet teraz, po takim czasie mam nerwa :)
    No ja podobnie jak Mia-podziwiam Waszą organizację, siły i energię.
    No i też jestem bardzo, bardzo ciekawa kogo tam pod sercem nosisz :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co do organizacji to hm hm, patrz wyżej. Siły byśmy w życiu nie mieli, gdyby ktoś z Góry jej nie dawał - bez ściemy, bo naprawdę wiele rzeczy przekracza nasze możliwości, a jednak jakoś wychodzi.
      No tak to jest, że dzieci choć kochane, to czasem ma się je ochotę wysłać w kosmos... :)

      Usuń
  3. Odpowiedzi
    1. Heh dobrze przeczytać coś takiego, kiedy jest ciężko... :)

      Usuń
  4. fajną masz przytulankę:))) a starszy fruwaczek wcale nie groszy;)))
    ciekawe, jaki będzie brzuszkowy Ktosiek;P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że Ktosiek będzie przede wszystkim zdrowy i jak się urodzi, to wreszcie przestanę się o niego/nią martwić:)

      Usuń
  5. Też jestem bardzo ciekawa :) Ale najważniejsze, że się dobrze czujecie. Życzę Wam dużo zdrówka w tym Waszym szalonym pełnym wydarzeń locie - piszę tak bo czuję, że jesteście uskrzydleni. Oczekiwanie na dziecko to wyjątkowy czas. Dbajcie o siebie!

    OdpowiedzUsuń
  6. Popieram zdanie jednego z Twoich Czytelników - fajni jesteście i fajnie żyjecie :o) Jak na hobbitów, którzy z natury przygód nie lubią, dużo się u Was dzieje :) Chyba macie w żyłach krew Tooków :D

    U nas też krzątanina... Ściskam mocno i zapraszam na koncert :)

    OdpowiedzUsuń