wtorek, 18 grudnia 2012

Tylko orły szybują nad granią...

W tym całym bólu, jaki odczułam ostatnio, zauważyłam wyraźnie - to pieczęć adwentu. Dopiero dziś do mnie dotarło, że to wszystko było po coś... Żebym zobaczyła, kim jestem i dokąd idę. I przestała się bać o siebie, Krzyśka i chłopców.

Ciężko mi było, ale przecież i Miriam nie było łatwo, kiedy jechała na osiołku w dziewiątym miesiącu ciąży, nie wiedząc, kiedy i gdzie urodzi. A przecież wszystko poszło dobrze, najlepiej jak mogło. Cieszyła się swoim dzieciątkiem w ciepłej grocie, z dala od ludzi. Przyszli tylko ci, których przysłał Bóg.

Wiem, że się mną nie gorszy i nie ma mi za złe tego strachu. Ale i chce pocieszyć i przygotować na swoje przyjście.

Bo nie tylko narodzi się jak co roku, symbolicznie. Pewnego dnia przyjdzie jako Król. I muszę być na to gotowa.

Do tych rozmyślań natchnął mnie filmik, który znalazłam na znajomym blogu. Zobaczcie i wy. Może też poczujecie powiew wolności, która płynie z Tamtego Świata.

4 komentarze:

  1. Tylko czy to możliwe, przestać się bać o swoje dzieci..?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W sensie emocjonalnym nie, zwłaszcza kiedy się jest nadwrażliwcem, jak ja. Ale chodzi o takie głębokie zaufanie Bogu, poza emocjami, że jest przy nas i nas prowadzi. Podobnie jest z radością - nie muszę jej odczuwać (emocji), żeby być szczęśliwa (stan wewnętrzny).

      Usuń
  2. och tak piękna wolność ale jakoś ja jestem taka zamknięta wiem że jedynie Bóg może mnie otworzyć... ciężko też jest...

    OdpowiedzUsuń