środa, 22 września 2010

O wierze, nadziei i miłości w codzienności.

Przed wyjazdem do Wysowej kupiłam małemu karuzelkę z pozytywką. Nawet nie myślałam, że prezent będzie tak trafiony - Gabryś potrafi się w nią gapić i gadać do niej naprawdę długo, wodząc wzrokiem za fruwającymi motylkami. A ja zyskuję trochę czasu dla siebie, muszę tylko pamiętać, żeby ją nakręcać od czasu do czasu :)

W tą niedzielę mały był na swoim pierwszym ślubie. Trochę przestraszył się organów w kościele, ale potem już było spokojnie. A ślub był naprawdę piękny, aż ciarki mi szły po plecach w niektórych momentach. No i homilia była super, o trzech ołtarzach (czyli w skrócie ołtarz eucharystyczny, stół i łoże małżeńskie). Hm tak w temacie trzech ołtarzy to polecam wywiad z Litzą i jego żoną. O tym i nie tylko:

http://www.magazynfamilia.pl/artykuly/Milosc_na_trzech_oltarzach,47,54.html

A w ten weekend kolejny ślub, tym razem wyjeżdżamy na trzy dni dość daleko, bo wychodzi za mąż moja najlepsza przyjaciółka ze studiów. Pamiętam, jak mówiłyśmy kiedyś, że nie dla nas kariera naukowa, że chcemy tylko szczęścia w małżeństwie i wychowywać dzieci. Byłyśmy wtedy na etapie sfrustrowanych "starych panien". A teraz proszę :)

Jakoś zawsze słuchając przysięgi małżeńskiej przypomina mi się, jak to my sobie przysięgaliśmy. To piękne, że każdego dnia możemy się kochać coraz bardziej i że Bóg nam siebie dał. Jak o tym myślę, to nieraz płaczę ze szczęścia...

Najpiękniejsza jesteś kiedy twoje oczy rozgwieżdżają noc we mnie
Najpiękniejsza jesteś kiedy twoje włosy rozjaśniają myśli me ciemne
Najpiękniejsza jesteś kiedy oddychaniem rozświetlasz powietrze
Moje myśli wiatr rozwiewa a ty jesteś w wietrze powietrzem i światłem w powietrzu
Najpiękniejsza jesteś kiedy twoje piersi ogrzewają moje ręce
Najpiękniejsza jesteś kiedy ciała nasze wspólnym potem pachną
błękitnaś zawsze, błękitna, błękitna, powietrzna i jasna
W.Bellon

Jakoś coraz bardziej widzę, że to, co Bóg przygotował dla człowieka, jest naprawdę dobre. Że nie ma żadnego haczyka, podstępu. Że nie trzeba kombinować, wychodzić na swoje, wystarczy mu się poddać i wtedy jest najlepiej. Jak o tym myślę, to przestaję się bać - gdzie będziemy mieszkać, co jeść, ile będziemy mieć dzieci i czy będą zdrowe, kiedy znowu zajdę w ciążę. On nad tym wszystkim czuwa i to jego "zmartwienie", a nie nasze. On nas żywi, On daje dzieci. Już nieraz pokazał, co naprawdę potrafi... Strach wraca wtedy, gdy o tym zapominam. Trzeba pamiętać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz