wtorek, 16 października 2018

Połóweczka. Mamą być.

Tak, 20 tygodni za nami. W przyszłym tygodniu usg, podglądniemy maluszka. Póki co czuję wyraźnie, że urósł w ostatnim czasie. Widać to po tym, że powiększa się jego mieszkanie :P Ale też i po tym, że ruchy ma na tyle silne, by mnie tym przestraszyć... Muszę się przyzwyczaić, że to już ten etap, a przecież będzie coraz wyraźniej. Niemniej trochę się zdziwiłam ostatnio, gdy coś wierzgnęło mi w brzuchu już ponad pępkiem, a nie tak jak dotychczas - na dole. Rosną dzieci...

Ja w głowie też już się przestawiłam i nie myślę o sobie "mama czwórki". Żegnaj, czterolistna koniczynko! Przypomina mi się stary wpis (sprzed 8 lat! trafiłam na niego potem przypadkiem i się zachwyciłam) Matki Czworokątnej o pięcioramiennej gwiazdce - doczekałam się i ja gwiazdki :) Z nieba.

W byciu mamą oprócz trudu i nieprzespanych nocy jest coś niezwykle bajkowego.

No bo tak, dziś wstawanie co chwilę do rozgorączkowanej Eli i kaszlącej Sary (załatwiły mi się księżniczki, a i mnie coś już kręci w nosie), rano wyprawianie chłopców z tatą, robienie im śniadania i pakowanie prowiantu do plecaków... Gdy przyłożyłam głowę do poduszki z nadzieją odespania, w pokoju obok usłyszałam całkiem już przytomny głosik Sary. Chwilę później skakała mi po łóżku radośnie, w jakiś czas później dołączyła do niej Ela. Później taki rozmemłany dzień, bo wyjść nie możemy, więc tylko patrzę tęsknie na błękitne niebo za oknem i osypujące się z orzecha żółte liście.

A jednak mam czas, żeby poczytać książkę, pomodlić się, zatęsknić za Krzyśkiem, pobawić z dziećmi, pomyśleć na spokojnie, co porabiają chłopcy, wzruszyć kopniakami najmłodszego, a zaraz będę robić naleśniki z dwóch litrów mleka. Takie nieoczywiste, ważne rzeczy, których bym nie robiła, gdybym się "realizowała zawodowo" od rana, wbita w garniak i szpilki. (i nie, nie oceniam mam realizujących się zawodowo :P to musi być super odskocznia, móc wyjść z domu i odpocząć. Po prostu cieszę się tym czasem, który teraz mam, zamiast narzekać na monotonię itd.).

Dziewczynki bawią się w pokoju i co chwilę robią dla mnie prezenty z plasteliny. Wyglądają jak dwie różyczki, ciemna pąsowa i jasna herbaciana. Zupełnie rożne, a tak idealne. Piękne.

Dziś dużo w internecie o Janie Pawle II, świętym walczącym o normalność. Zwłaszcza o rodzinę, o małżeństwo, o otwarcie na nowe życie. Tak na co dzień nawet chyba nie zdaję sobie sprawy, jakie mam szczęście, że mam rodzinę teraz, gdy on już po drugiej stronie może wstawiać się za nami i pomagać nam z góry. Pewnie dopiero w niebie zobaczę, ile mu zawdzięczamy. Nawet pomijając taki drobny szczegół, że spotkaliśmy się z Krzyśkiem po raz pierwszy na katechezach, w miesiąc po jego odejściu. Gdyby nie te wydarzenia wtedy i powszechne poruszenie, pewnie nie poszłabym wtedy do kościoła, nie szukałabym czegoś więcej. A tak, to poszłam i znalazłam... wszystko.

9 komentarzy:

  1. Taka gwiazdka z nieba to lepież niż wygrać w lotka ;)

    Tak.. dzisiaj refleksyjny czas. Czas wspomnień, łez wzruszenia. Tak na prawdę każdy może być Jemu wdzięcznym, bo Jan Paweł II był wyjątkowym Człowiekiem, który dokonał wiele.... W Waszym życiu również i już to dostrzegacie. Wydarzyło się tak wiele <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Piękne są te kopniaki w brzuchu �� szkoda, ze to tak szybko mija.
    Odniose się do tego co napisałaś w jednym zdaniu. Nie oceniaj osób, które "realizuja sie zawodowo". Wiele osób tego potrzebuje, takiego oderwania i wyjscia do ludzi. Niektórzy tez nie mogą sobie pozwolic na to, zeby nie pracowac zawodowo. Ja osobiście uwielbiam czas, który mogę spędzić z moimi dziećmi, szczególnie w czasie urlopu macierzyńskiego, ale też chcę wrócić później do pracy, bo zwyczajnie ja lubię. Owszem, są osoby stawiajace karierę ponad wszystko, ale nie można wrzucać pracujacych mam do jednego worka.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. To musi być coś pięknego czuć te pierwsze kopnięcia :) To jeszcze przede mną. Pozdrawiam, szczęścia i zdrówka życzę :*

    OdpowiedzUsuń
  4. super moja kumpelka już jest po połowce :D jak to mówimy nasz synek rośnie jak na drożdzach :P

    OdpowiedzUsuń
  5. Piękny wpis. Czytałam go jeszcze sprzed dopisku w nawiasie i akurat nie uważam, by krytykował jakąkolwiek pracującą mamę. Czy matka pracująca w domu nie może już docenić wartości swojej pracy, powiedzieć, że jest równie ważna jak ta praca w garsonce i szpilkach, żeby zaraz ktoś jej nie zarzucił, że krytykuje kobiety pracujące zawodowo? Swego czasu napisałam na pewnych mediach komentarz w stylu: "cieszę się, że mogę być w domu z dziećmi". I zaraz hejt poleciał, że uważam się za lepszą od matek, które godzą karierę zawodową z wychowywaniem dzieci. Nie, nie uważam się. Znam mnóstwo fajnych, pracujących zawodowo kobiet, które są świetnymi mamami dla dzieci. Nie wiem, dlaczego miałyby się czuć urażone tym, że ja się cieszę, że pracuję w domu?

    Rivulet, wpis chwyta za serce. Jakoś tak mimo trudów przebija przez niego pozytywna energia. I siła, ogromna siła, którą mogłabyś prowadzić inne mamy, wspierać i dodawać im sił. Po raz kolejny cieszę się, e trafiłam na Twój blog.

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja juz kiedyś pisalam ze dodajesz otuchy i dlatego lubie tu wpadac. Mozna sie ugrzac przy Waszym domowym ognisku :-)
    Nasze malenstwo kopie jak szalone uwielbiam ten czas i dla dzieciakow to tez wyjatkowe przeżycie :-)
    Przesylam cieple mysli :-*

    OdpowiedzUsuń
  7. Kochana, dziękuję, że o mnie wspomniałaś. Dopiero teraz zobaczyłam. Ja teraz mama siódemki - jestem po prostu Joanną. A teraz jeszcze mamy psa... to się nazywa wariactwo. Ściskam. Joanna

    OdpowiedzUsuń