środa, 12 października 2011

Kogel-mogel październikowy.

Wróciliśmy po pięknym weekendzie i zabraliśmy się za przeprowadzkę. Mieliśmy zamiar się przenieść do końca tygodnia, ale na miejscu trochę szankuje piecyk i najpierw musimy go dać do przeglądu. Ale mam nadzieję, że już niedługo będziemy mieszkać w nowym domku. Trochę będzie żal tego - w końcu to nasz pierwszy, Wymarzony Domek i tu tyle się wydarzyło, tu uczyliśmy się Gabrysia... Ale jest już ciasno, a na wiosnę zrobi się jeszcze ciaśniej, nie ma nawet miejsca na drugie łóżeczko. Także dobrze będzie zamieszkać w większym domu.

Dziś zimno, my z małym podziębieni... Właśnie zrobiłam sobie kogel-mogel ze śmietanką i kakao na poprawę nastroju :) A wcześniej wstawiłam galaretkę malinową do lodówki. Coś mam ochotę ostatnio na słodkie ;P

W zeszły piątek miałam piękne wydarzenie, bo jeden z najfajniejszych obecnych biskupów osobiście pobłogosławił moje młodsze Maleństwo :) Jakoś takie rzeczy zawsze dodają mi siły. Tak jak nowenna do Madonny z Guadalupe, którą odmawiałam niedługo po tym, jak się dowiedziałam o ciąży. Jeśli mam jakoś pomóc temu dziecku, to tylko tak. No i dbając o siebie, co staram się robić. Pewnie, wszystko mnie teraz wkurza i nie czuję się najlepiej, ale wolę na przykład przekimać z Gabrysiem trzy godziny po południu w ramach drzemki, niż przeznaczyć ten czas na sprzątanie domu (tak było dziś) :)

Także grunt to dobre jedzenie, sen i odpowiednia muzyka ;) No i rozmowy z przyjaciółmi, ale ci akurat gdzieś wymigrowali :P

A tak w ogóle to wkurzyłam się na suwaczek - miał odliczać tygodnie ciąży, a nie pieprzyć o badaniach prenatalnych! Jestem do nich uprzedzona, odkąd usłyszałam od pewnej osoby, że dobrze je zrobić żeby ewentualnie wiedzieć o defektach dziecka i z niego zrezygnować. Phhhhhhhhhh. Znaczy rozumiem sens badań ale tylko po to, żeby ewentualnie pomóc dziecku. A moja ginekolog nic o tych badaniach nie mówi, a to mądra kobieta, więc end of discussion.

Właśnie goniłam mysz po parapecie, chciała się dobrać do biszkoptów. Ha a na nowym mieszkaniu nie będzie myszy sasasa. Tylko mój chrzestny chomik, którego przechowuję dla Alnilam :P

Znowu odezwało się atopowe zapalenie skóry i bolą mnie dłonie masakrycznie :( Ciągnie się to za mną od dwóch lat i nie wiem, czy minie... A utrudnia życie, bo zmywanie naczyń w takich warunkach odpada. Tyle że nie chcę tego zwalać na Wilkołaka. Tak źle i tak niedobrze. Właśnie czytam na necie o tym, ech trza będzie znowu do dermatologa iść chyba, a nie mam za co :/

Whatever, jakoś będzie. Na koniec rozgrzewający Scorpionsi ;)

http://www.youtube.com/watch?v=9L_DvS8Tz5g

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz