niedziela, 18 grudnia 2011

Taka niedziela.

Ostatnia niedziela adwentu... Za tydzień już wigilia. Kurcze jak ten czas leci :)

Trzy lata temu właśnie w ostatnią niedzielę przed świętami zaręczyliśmy się z Krzyśkiem. Był wtedy 21 grudnia.

Na homilii ksiądz życzył nam, żeby święta nie były takie, jak sobie zaplanujemy, bo swoimi planami możemy zniszczyć plany Boga. Otrzeźwiło mnie to. Mam nadzieję, że przeżyjemy te święta prawdziwie, a nie zgubimy się między choinką a karpiem. No i zadziwia mnie fakt, że świętują też ci, którzy deklarują się jako ateiści :P

Przyjechała do nas Alnilam na święta i jest wesoło. Nie będę sama przez ten tydzień.

Renfri pisze bloga z Boliwii, także na szczęście wiadomo, co u niej: http://ren-in-andes.eblog.pl/

A tak poza tym... Siedzę sobie w domu z moimi facetami. Jak święta Elżbieta z czytania - w szóstym miesiącu ciąży. Znowu mogę się odnaleźć w początku ewangelii Łukasza. Brzuszek już widoczny bardzo, ale jakoś wszyscy mi mówią, że dobrze wyglądam :P Na szczęście, bo inaczej czułabym się strasznie niepewnie i jakoś tak... szeroko. Ale prawdą jest, że tym bardziej mnie to motywuje do wyglądania dobrze, a nie jak wór na dziecko :P W końcu nie przestałam być sobą, kobietą, a nawet jestem nią tym bardziej.

Kupiliśmy w końcu pralkę i przed chwilą Krzysiek ją przywiózł do domu. Zaraz będziemy szamać naleśniki, a potem się przejdziemy na spacer, bo wreszcie jest słonecznie. Alnilam pojechała do miasta. A Gabryś biega półnagi po domu, bo uczy się korzystać z nocnika :P

Hmm... Jestem szczęśliwa :)

A tu kolejna widaomość poprawiająca humor: http://gosc.pl/doc/1030435.Madrzy-przed-szkoda

Dobrej niedzieli, owocnego ostatniego tygodnia adwentu... No i przede wszystkim ciepłych, radosnych świąt, spędzonych w gronie rodziny, ale przede wszystkim z Bogiem. W końcu między innymi przez te święta nam przypomina, jak baaaaaaaaaaaaaardzo nas kocha i chce być z nami. A nawet jeszcze bardziej :)

Z Bogiem!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz