Dziś imieniny mojego najlepszego speca od marketingu ;)
I nie tylko. Ale jakoś tak wychodzi, że jak tylko mam problem związany z pracą, to zwracam się do niego. Kiedy proszę o wsparcie dla Krzyśka i czuwanie nad dziećmi – też.
Pojawia się w "Zapachu soli i wiatru", "Imieniu dla Róży", "Schronisku pod Srebrnym Aniołem". Zawsze w tle, ledwie wspomniany, tak, że trzeba go odnaleźć.
W zupełnie dziwny sposób jego obecność jest zaznaczona w książce, którą obecnie piszę.
Czy wspominałam o nim w trylogii, którą zaczyna "Dom pod kasztanem"? No właśnie, nie pamiętam. Ale na pewno o nim myślałam i prosiłam o wsparcie w trakcie pisania.
Święty Józef.
Najlepszy (poza jego przybranym synem, ofkors) facet na świecie. Cichy i stanowczy jednocześnie. Nie przytłaczający gadaniną. Działający, broniący swojej rodziny.
Kiedy Krzysiek pracuje nad czymś i robi w drewnie, a wiórki leżą na podłodze, czuję się jak w domu. A raczej jeszcze bardziej jak w domu, bo przecież jestem wtedy w domu. Jakby przypominało mi się – dzięki zapachowi drewna – coś bardzo ważnego.
Myślałam dziś o tym, jak to było, kiedy Józef odchodził. Czy Miriam prosiła syna, by coś zrobił? Czy usłyszała, że jeszcze nie czas? Czy Józef wiedział (jako sprawiedliwy i znający pisma), co ma się wydarzyć? Że jego ręce już nie będą mogły obronić synka? Nie jak wtedy, gdy w nocy uciekli do Egiptu?
Czy Chrystus tuż po tym, jak wyciągnął z ciemności grobu Adama i Ewę (widzimy to na ikonie) rozejrzał się i zobaczywszy Józefa obok grona małych dzieci (tych, które stracił Herod) powiedział: "Teraz wy, chodźcie do mnie"? A zaraz potem przytulił także Jana?
Często rozmyślam(y?) o tym, jak to było z Miriam. Czy syn pokazał jej się po zmartwychwstaniu pierwszej? Co czuła, gdy odchodził jej mąż i gdy patrzyła, jak zabijają synka?
Ale dziś tak pomyślałam, że jest jeszcze ktoś, kogo przeżycia są tajemnicą i dobrym punktem zaczepienia do modlitwy.
W ostatnim czasie położyłam pod figurką karteczkę z rysunkiem. Nie robię tego często, żeby nie nadużywać, ale... Zobaczymy, co się stanie.