poniedziałek, 5 lipca 2021

Lipy, róże i... drożdże. Zapachy lata :P

Początek wakacji. Chłopaki na półkoloniach. Młodsza czwórka przewala się po domu. Choć w przypadku Ani można mówić tylko o przewracaniu się z boku na bok ;) 
 
Po drugim już z rzędu deszczowym weekendzie (a mieliśmy jechać w góry, ech!) upalny dzień. Jest południe, ale zamiast iść na spacer, poczekamy przy bajce, aż się zrobi chłodniej. Ja lubię skwar, jednak maluchy już niekoniecznie. Nie chcę usmażyć Anulencji :P

Tak więc dziewczyny oglądają "Mustanga z dzikiej doliny" (korzystają z tego, że nie ma starszych braci i mogą sobie wybrać film... swoją drogą zauważyłam, że ostatnio włączają mniej księżniczkowate, bardziej poważne pozycje), Michał robi porządki w szafce w kuchni (czyli tłucze garami, aż w całym domu brzęczy), a Ania oparta o poduchę obserwuje własne rączki i grucha wesoło. A ja stwierdziłam, że w całym tym zamieszaniu zamiast sprzątać - usiądę i sobie popiszę. 
 
Może po napisaniu notki na blogu uda mi się skończyć kolejny rozdział książki dla dzieciaków, chłopaki już mnie o to męczą. Kończę część o przygodach w Beskidzie Niskim, ale co chwilę coś się dzieje i czasu na domknięcie brak. Czy zazdroszczę "normalnym" pisarzom tych godzin spędzonych w ciszy swojej pracowni? Czasem tak... Ale tylko czasem :) Nie można mieć wszystkiego. Już się pogodziłam z tym, że nie będą drugą Pawlikowską, spisującą kolejny tom swoich przygód gdzieś w dalekiej dżungli. Ani Bondą czy inną seryjną pisarką, która chyba nic innego nie robi, tylko wydaje książki (czy dobre?). Za to mogę być sobą i wyciskać co jakiś czas kilka słów, żeby potem otworzyć zapomniane strony niczym słoik z malinami w spiżarce i przypomnieć sobie... zapach tego lata.

A lato pachnie pięknie tego roku. Lipami, różami, polnymi kwiatami na łąkach... Wiem, te zapachy wracają co roku o tej porze, ale z takim małym dzieckiem na ręku odkrywam je zawsze na nowo, na świeżo. Dzieci pomagają zrywać maski.

Przykład? Nie zaczęłam dobrze tego akapitu, gdy przyszła Sara i oznajmiła, że wylała garnek z mlekiem i drożdżami w kuchni. Na obiad miała być pizza. Zamiast tego była drożdżowa zupa na całej podłodze i trzeba było trzech ręczników, żeby usunąć skutki katastrofy. Mopy nie zadziałały. Zadziałała za to moja krtań, gdy wywarczałam im, że jestem zła i nie mam ochoty ich teraz widzieć - dopóki nie ochłonę.

Wróciłam za klawiaturę w chmurze drożdżowego zapachu. Co ja to pisałam o pachnącym lecie? Tego aromatu chyba nawet lilie w wazonie by nie przebiły.

I niech się schowają Bonda z Pawlikowską. Kryminał i dżungla to niekiedy pikuś w porównaniu z życiem w rodzinie wielodzietnej.

Zakończenie tej notki miało być inne, ale zostało brutalnie wyryte przez samo życie :P

PS Co do książek, czytam teraz dwie o Afryce - Kingi Choszcz i Maćka Czaplińskiego. Zwłaszcza ta druga jest niesamowita. Ale... czy też tak macie, że lubicie czytać przy jedzeniu? Mnie wtedy książki smakują najlepiej. Za to Krzysiek się wkurza, że to niewychowawcze i "nie należy czytać przy jedzeniu". To jeden z niewielu punktów, co do których nie możemy się porozumieć. A ja wyjątkowo nie zamierzam iść na kompromis.
Róże po deszczu. I kawałek Michałka :P

8 komentarzy:

  1. Od zawsze czytałam przy jedzeniu, a teraz jako babcia- emerytka nawet przy jedzeniu nie mam czasu:-) Zapachy lata...cudne, odkrywam je teraz z Kubusiem, bo Konradek już mniej ze mną spaceruje, sześć lat zobowiązuje:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O! Pocieszyłaś mnie z tym czytaniem! Dobrego czasu z wnukami, bycie babcią musi być fajne :)

      Usuń
  2. Właściwie to wszystko napisałam Ci w smsie... Co by tu dodać... Dobrze, że można Cię poczytać. Że gdy mnie się wydaje, że jest ciężko - bo mam napięty grafik, bo muszę zorganizować zakończenie roku szkolnego, bo potłucze się ulubiony kubek, a kawa rozbryzga po meblach - to nagle okazuje się, że helloł, ale u Tusi jest jeszcze INTENSYWNIEJ, więc nie marudź :D Ale to właściwie także napisałam w smsie ;p
    Pozostaje mi tylko napisać: uściski dla Was!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Heh dobrze mieć kogoś, kto ma jeszcze bardziej pod górkę ;D Jak mam dołek, to też patrzę na znajome z ósemką dzieci i sobie mówię: kochaaaana, ty to masz luz-blues i drinki z parasolką normalnie ;)
      Buziaki!!!

      Usuń
  3. Dzieci i "akcje" specjalne :)) Ja mam akcję w postaci długiej rany na kostce po obozie. I "mamusiu ale Ty wszystko umiesz, wyleczysz moją nóżkę" :))

    OdpowiedzUsuń
  4. Kiedyś pisałam za co lubię lato. Przede wszystkim za zapachy i smaki. Żadna inna pora roku tego nie ma.
    A ciasto drożdżowe uwielbiam. Niestety nie mogę go jeść.
    A czytanie przy jedzeniu... Jakie miłe jest.
    Pozdrawiam orzeźwiającym powiewem wiatru za oknem

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie tego najbardziej brakuje mi w zimie - zapachów... i szelestu liści. Śnieg za oknem i herbata z goździkami tego nie wynagrodzą :)

      Usuń