poniedziałek, 11 marca 2019

Wichrowy marzec.

Dwa tygodnie Michałka. Jak to pisałam nie tak dawno? Pstryk... Czas leci.

Pępek już prawie całkiem wygojony, odetchnęłam. Dziecię jeszcze żółte, ale wcina dużo, więc za jakiś czas żółtaczka powinna iść się bujać.

Pan Wielka Stopa :)
Za mną weekend w domu z chorym mężem i piątką małych ludzi, którzy co chwilę czegoś ode mnie chcieli. W efekcie ucierpiał mój ulubiony kubek (a mogłam w nerwach stuknąć czymś innym, tyle gorszych obok było...). Inna sprawa, że w moim przypadku stłuczenie kubka skutecznie resetuje złość i po sekundzie zbieram skorupy już o wiele mniej wkurzona. Jeśli ktoś jest cholerykiem (i ma dużo kubków w kuchni :P), to polecam.

Ech, a kiedy dzieci się denerwują, to staram się, by uczyły się panować nad emocjami. Hmmm. Chyba jednak powinnam być bardziej wyrozumiała, nawet wobec totalnej histerii.

Jednak trudno mi akceptować słabości swoje i swoich bliskich. I jakoś wyczuć, w którym momencie przycisnąć i wymagać, a w którym odpuścić. Ech wychowanie...

Najgorsze jest to, że po takiej akcji mam schiza, że się zdenerwowałam. I zapominam (a chyba nie powinnam), że wcześniej od rana (a w zasadzie przecież w nocy też) byłam dla dzieci cała i stawałam na głowie, żeby było im miło. Gofry, kawa zbożowa i herbata, wspólne czytanie, układanie puzzli, rozmowy, oglądanie bajki (na pierwszą niedzielę postu poszedł "Książę Egiptu", chyba nie przestanę nigdy się przy nim wzruszać)... Do tego sprzątanie bez przerwy, gotowanie, patrzenie czego Krzysiek potrzebuje. No tak, chyba powinnam być bardziej wyrozumiała też dla siebie oraz swoich nerwów.

W czwartek Rafałek skończy 7 lat. Siedem! Będzie torcik, prezenty i świętowanie w rodzinnym gronie. Przyjęcie dla kolegów przeniesiemy na kwiecień, bliżej urodzin Eli, bo wtedy Michaś będzie miał ten miesiąc skończony i będę spokojniejsza.

Swoją drogą brakuje nam tylko urodzin majowych i byłaby impreza za imprezą :P Może kiedyś to naprawimy :P

Chwilowo za oknem wiatr, w nocy dziś znowu szalała burza (uwielbiam zasypiać słysząc wyładowania za oknem, serio) i huragan. Siedzimy w domu.

A szkoda, bo w ogródkach przebiśniegi już przekwitają, za to jest pełno krokusów, a krzewy budzą się do życia już na całego. Marzec <3 Chciałoby się słoneczka i długiego spaceru. Kiedy wreszcie będę mogła wytoczyć nasz nowy czerwony michałkowóz z garażu (kolejny wózek, ile ich już mieliśmy w ciągu ostatnich 9 lat...)?

W zeszłym roku od kwietnia aż do jesieni było ciepło. Mam cichą nadzieję, że w tym będzie podobnie... I że to będzie mało chorobowy sezon. Ja i tak mam przed sobą wizytę u laryngologa - przez cała ciążę miałam z tym spokój, a zaraz po porodzie znowu odezwały się zatoki. No kocham to uczucie ucisku pod czaszką...

Ale jak mawiał pan Michał (Wołodyjowski, nasz własny jeszcze nie mówi :P), nic to ;) Teraz byle do lata. Trzeba nam się wygrzać w słońcu.

7 komentarzy:

  1. Maleńkie Cudo- niech się rozwija szczęśliwie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Zdjęcie piąteczki... cudowne. A te stópki, też bym wycałowała :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Gratuluję urodzenia Michałka. Niech się zdrowo chowa.

    OdpowiedzUsuń
  4. Gratulacje Riv, fajnie wyglądają w piątkę.

    OdpowiedzUsuń
  5. Zdrówka dla Was. Zdrówka, pełni sił, szczęścia, uśmiechów. Siły i brak nerwów ;) I oby słoneczko świecilo w Waszym domu i na niebie :) Pięknie razem wyglądacie ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Swietne zdjecie calej brygady - Starszaki przejeci, a Michalek wsciekly! :D

    OdpowiedzUsuń