czwartek, 6 kwietnia 2017

Aslan nadchodzi...

Powyżej kilka zdjęć mojego taty. Gdybym mogła, zrobiłabym podobne. Niestety załoga zniszczyła mój kolejny aparat. Przed wakacjami koniecznie muszę sobie kupić nowy. Fotki z komórki to nie to samo...

Ta pora roku zawsze przypomina mi fragment "Opowieści z Narni", w którym jest mowa o przyjściu Aslana. Nasza zima nie ustępuje aż tak szybko jak tamta, spowodowana złym czarem. Ale dzięki temu można się nadejściem wiosny cieszyć i delektować dłużej. 

Zdjęcia z góry w zasadzie zaraz będą nieaktualne. Wczoraj wieczorem nastąpiło załamanie pogody i mieliśmy pierwszą w tym roku burzę. Trwała trzy godziny i sprawiła, że nie mogłam pójść po chleb i coś na kolację. Ile razy stawałam w drzwiach z nadzieją, że jednak uda mi się wyskoczyć do sklepu (rodzina wyjadła wszystkie zapasy, jak nigdy...), grzmiało tak, że szybko cofałam się do środka. W efekcie zadowolona dzieciarnia zjadła na kolację... czekoladę :P Bo tylko to było jeszcze w szafce. Dzisiaj też co chwilę pada, a drzewa za oknem robią się coraz zieleńsze. Tego było im trzeba po tych ciepłych dniach. Wodyyy. Pączki na gałęziach zamieniły się w liście, a z ziemi wystrzeliły w górę trawy i mlecze.

Mnie burzowa pogoda podoba się nieco mniej. W ostatnim czasie całe dnie spędzaliśmy na podwórku i włócząc się po okolicy. A teraz trzeba kisić się w domu. Wypiłam już dwie kawy, ale dalej mam jakiś zawias - to też przez te deszcze. Najchętniej położyłabym się w łóżku z książką... Ale trzeba ogarniać stado. Lekko chrypiący Rafał został w domu. Właśnie "wdzięcznie" gra na flecie tuż obok. Hmm... A może by tak wpakować watę do uszu? Coś szturcha mnie w nogę. To przytuptała Sara jak mały terier i próbuje zwrócić na siebie uwagę, trącając mnie łebkiem w łydkę. Ela przed chwilą zawiesiła się na firankach i prawie je rozdarła. Wrr. I właśnie dlatego umyję okna tuż przed świętami - może choć częściowo będą wtedy czyste, bez świeżych śladów małych palców.

(nawiasem mówiąc piszę te słowa korzystając ze starego, wieszającego się co chwilę komputera, bo Elula zalała naszego laptopa herbatą... schnie...)

Dobrze, że Gabryś poszedł dziś do przedszkola. Jest czwartek, jego ulubiony dzień - mają zajęcia plastyczne. Co czwartek pierworodny bez marudzenia wstaje z łóżka, a pod wieczór z przejęciem opowiada mi, co tworzył tym razem. Na przykład ostatnio: "Pani prosiła, żebyśmy namalowali obraz przedstawiający noc... Żeby były gwiazdy! I namalowałem gwiazdy i pod nimi Titanica, jak tonie. I szalupy!" :D Rozumiem go, też lubiłam plastykę :) Na świadectwie maturalnym mam jedną szóstkę - z plastyki właśnie. I bardzo dobre wspomnienia związane z panią, która mi ją dała... Przeszła na drugą stronę kilka lat temu. To jedna z tych osób, które na pewno już są w niebie...

Niebo. Teraz jakoś bliżej. Nie tylko to nad głową, w tej chwili pokryte skłębionymi chmurami. Za kilka dni najważniejszy tydzień w roku i najpiękniejsza noc, czuwanie paschalne z dziećmi. Gdyby Chrystus nie zmartwychwstał... Co by to było... Ale dzięki niemu to wszystko - kwiaty, śpiew ptaków, śmiech dzieci, nasze życie i umieranie - ma sens. Możemy się cieszyć i smakować każdą chwilę, idąc za tym, co dobre.

Piękną piosenkę poniżej przesłała mi niedawno znajoma. Też kojarzy mi się z wiosną, pewnie dzięki temu, że o tej porze roku przyszły na świat nasze dzieci. Ciekawe, czy kolejne (jeśli Pan Bóg nam je da kiedyś) też tak zrobi, czy się wyłamie i wykluje np. w zimie? Albo jesienią? Póki co dla mnie noworodek=wiosna.
Dobrego Wielkiego Tygodnia!

13 komentarzy:

  1. Mnie zawsze zadziwia jak te wszystkie kolory do siebie pasują w przyrodzie... jaka w tym jest harmonia.
    Żałuję tylko żem uziemionapracą w domu i nie mam czasu na wiosenne spacery... Nawet prawie przegapiłam kwitnące magnolie :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Odkąd mam maluchy, to mogę się tym wszystkim nacieszyć i nie przegapiam... Magnolie to poezja...

      Usuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ach uwielbiam te wiosenne migawki. Wiosna, wiosna, wiosna ach to ty... :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Faktycznie już za tydzień... My cieszymy oko żonkilami w ogródku. Chwilę pocieszyliśmy się wiosną, a od wczoraj chłód i deszcz. Mam nadzieję, ze tylko chwilowo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U nas też chłodniej, ale wiosennie. I baaardzo zielono.

      Usuń
  5. Uwielbiam wiosnę. W tym roku czekałam na nią jak nigdy przedtem! Czekam na każdy promień słońca; -) tym razem będę cieszyć się latem a nie na nie psioczyc; )

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No nie wiem jak można psioczyć na lato :D Ale cieszę się z Twojego postanowienia ;)

      Usuń
  6. U Was noworodki przychodzą wiosną, a u nas każdy urodził się o innej porze roku: zimą, wiosną i jesienią. Brakuje nam lata ;)

    Na Kaszubach zima nie daje za wygraną - po kilku ciepłych, pięknych dniach znów jest pochmurnie i brr, jak zimno! Dziś tylko cztery stopnie i lodowaty wiatr.

    Już od kilku lat czytam u Ciebie z zafascynowaniem o czuwaniu paschalnym. U nas nie ma takiej możliwości, a w każdym razie ja o niczym takim nie słyszałam - i prawdę mówiąc, spotkałam się z tym dopiero na Twoim blogu. A brzmi pięknie, wyjątkowo.

    Pozdrawiam Was wszystkich - słonecznie, mimo wszystko :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Mnie ta wieczorna środowa ulewa uziemiła w murach Uniwersytetu Papieskiego godzinę dłużej niż powinnam. A kiedy potem szłam rynkiem na busa do Wadowic, to wieże Mariackiego odbijały się majestatycznie na tle błyskawic. Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  8. Dobrze, że jest więcej słońca... Człowiek się od razu inaczej czuję. U mnie iscie jak w tym przysłowiu - kwiecień plecień... Trochę chmur i trochę lata. Żeby tylko Wielka Sobota była tak ładna...

    Ściskam mocno! Całą rodzinkę :)

    OdpowiedzUsuń