wtorek, 13 grudnia 2016

W ciszy.

Adwent mija w ciszy przerywanej kaszlem. Cholerstwo, które mi się przyplątało, nie tylko dalej mnie męczy (dziś pół głowy boli, zatoki chyba), ale jeszcze położyło Gabrysia, Rafałka i Elę. Dobrze że Sara odporna i nawet się o nią nie martwię. Ela w zasadzie też tylko katar ma. Chłopcy jak zwykle najgorzej - zastanawiam się, czy ta obniżona odporność (od małego łapali przeziębienia często) nie wynika z problemów na starcie i małej wagi urodzeniowej. Dziewczyny urodziły się donoszone, duże i nic im nie dolega.

Nic to, w sumie nie mam na co narzekać, bo to TYLKO drobne choroby, a kaszel czy katar to pikuś, na zapalenie żadne się nie zanosi. Ja chętnie bym poszła do lekarza po jakieś leki, ale wiem że jak zwykle usłyszę, że jak karmię, to prawie nic nie mogę brać. Zostaje mi herbata z miodem i cytryną oraz czekanie, aż wszystko przejdzie samo. Pewnie już dawno by sobie poszło, gdybym w zeszłym tygodniu leżała pod kołdrą i odpoczywała, a nie biegała za trzema zasmarkańcami z głową ciężką jak kamień.

Wspomniana na początku cisza oczywiście nie oznacza ciszy prawdziwej - dom trzęsie się od okrzyków, a podłoga dygocze podczas gonitw i rozgrywanych meczów. Ale muzyki prawie brak. Po tym, jak Rafałek z Elą zepsuli mi odtwarzacz, jakoś nie kupiłam sobie nowego, nie było okazji. Więc teraz żadnego "Last Christmas"nie słyszę, ani "All I want for Christmas is You". A w sumie szkoda, zawsze lubiłam ten przedświąteczny nastrój. Mało ortodoksyjna jestem w tej kwestii. Żałuję  jedynie że po Bożym Narodzeniu, kiedy chrześcijanie dopiero się rozkręcają i jeszcze długo kolędują, świat o świątecznych piosenkach zapomina i ogłasza, że niby jest już "po świętach". Akurat.

No to sobie teraz puszczę:
To chyba moja ulubiona :) Wyobrażam sobie, że siedzę sobie sama w ciepłym, wygodnym samochodzie, wolna i szczęśliwa jak dziecko, no i jadę do jasnego, przystrojonego domu, gdzie czekają na mnie bliskie osoby. I gotowe już potrawy wigilijne ;D

Rzeczywistość będzie nieco inna. Ale Wigilia ma być u nas w domu, przyjdą moi rodzice. I może Alnilam z Alberto (czyli moja przyjaciółka, chrzestna Gabrysia z mężem Włochem, chrzestnym Eli). Tak czy inaczej, cieszę się, że tworzymy dla dzieci miejsce do świętowania, gdzie dużo osób zbiera się wokół stołu z opłatkiem. Tak jak w moich wspomnieniach z dzieciństwa. Tylko z czasem tych osób przy stole zaczęło ubywać. A teraz, po latach czekania, znowu jest ich coraz więcej. Twarze inne, ale przecież podobne. Tu oczy prababci, tu uśmiech dziadka. Prawdziwie dzieci są błogosławieństwem i przedłużeniem naszego trwania na ziemi. Gdy nas zabraknie, nasze gesty, spojrzenia trwają dalej - w nich. 

No i zabawnie będzie w niebie nagle zobaczyć tłum osób podobnych do mnie. Ciekawe, czy przyjdą się przywitać.

W tym adwencie, tak jak siedem lat temu - Bóg przychodzi do mnie przez Miriam. Nie wymyśliłam sobie tego, nie zaplanowałam. Po prostu co chwilę ona się przypomina - przez słowa, obrazy, pieśni - i dotyka jakoś tak ciepło, z miłością. Fajnie jest robić coś zupełnie innego i nagle pomyśleć o niej. Poczuć to trudne do wytłumaczenia ciepło w sercu. Że ona jest, rozumie, też miała pod górkę. I teraz po cichu, jak to ona, nam pomaga. Dawniej była mi zupełnie obojętna, jakaś daleka piękna (idealna!) pani, która z moim życiem nie ma nic wspólnego. Na szczęście znalazła mnie sama. Bez niej byłoby mi trudno trwać jako żona i mama. Zwłaszcza wtedy, kiedy życie po ludzku patrząc jest jakieś takie do chrzanu. Dzieciaki wrzeszczą, mąż śpi :) a ja mam ochotę usiąść i walić głową w ścianę. Albo usiąść i walić ich wszystkich wałkiem po głowie. A ona przychodzi i po prostu przytula. Z zewnątrz może się nic nie zmienić, ale nagle na swoje życie patrzy się inaczej. Bo jakie niby warunki były w grocie, gdy dookoła żłobu z owiniętym w szmatki noworodkiem stały zwierzęta, obok Józef (kto wie, jakie dopadały go wątpliwości, gdy patrzył na to nie swoje dziecko?), a nagle do zmęczonej porodem i pewnie zakrwawionej kobiety przyszli z pastwisk cuchnący pasterze z brudnymi paluchami. Cud mieszał się z trudem. Pierwsze Boże Narodzenie nie wyglądało jak z reklamy Coca-Coli. Dwunastu polskich tradycyjnych dań też nie było.

Kto jeszcze Miriam nie odkrył, dużo traci.

24 komentarze:

  1. Zdrówka.
    jakaś taka kaszląca pora, choć u mnie w domu tylko mnie (na szczęście) złapało i szybko przeszło.
    Piękne będziecie mieć święta. Też tak lubię :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję że i nas w końcu sobie pójdzie ;)

      Usuń
  2. Uwielbiam Twój blog. Czytam od dawna, odzywam się po raz pierwszy. Z każdej Twojej wypowiedzi bije zaraźliwe ciepło i spokój. Imponujesz mi kobieto :). Ściskam :). Marta.

    OdpowiedzUsuń
  3. U nas też choroby ;) więc tym bardziej życzę zdrowia. I cierpliwości :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj to Tobie jeszcze więcej zdrowia i cierpliwości ;D

      Usuń
  4. Kuruj się koniecznie. Prawie nic a nic to jest różnica :-)Może da się coś miejscowo? Do mleka naprawdę niewiele przenika. Herbata z miodem miło rozgrzeje, ale chyba dużo nie pomoże ;)Czystek możesz pić. Zrób sobie może napar z korzenia imbiru i dolewaj do herbatek, ale dość często, bo krąży i walczy z bakcylami dość krótko, trzeba regularnie popijać. Ja dzieciom parzę też prawoślaz z macierzanką i tymiankiem, lipą, majeranek też robię jak herbatę, doprawiam potrawy kozieradką, czarnuszką, czosnkiem. Syrop z cebuli też akceptują, ale trzeba się nakroić i napłakać, a wychodzi na dwie porcje... Nie lubię chorób:(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki, też się ratujemy naturalnymi lekami... Dobrze że lubię imbir :)

      Usuń
  5. Zdrówka przede wszystkim.
    My do zeszłego roku szykowaliśmy Wigilię i bardzo to lubiłam. Trochę się zmieniło, siostra wyszła za maż i sprawy się skomplikowały. Każdy (ja, mama, teściowa) ma inną wizję Wieczerzy i się rozmijamy. Także już chyba nie będzie tak jakbym sobie życzyła, ale zaciskam zęby i staram się skupić na tym, co najważniejsze. Wrócimy do domu i będę cieszyła się swoimi Chłopakami przy naszej choince i cieple kominka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U nas też każda ma swoją wizję, dlatego staram się nie zostawać w cieniu i realizować swoje pomysły u siebie :)) Mama z teściową już swój czas miały.

      Usuń
  6. Polecam herbatę z cytryna miodem imbirem i sokiem malinowym ;) chociaż sama nie mam.dzieci to lubię czytać Twój blog. Pozdrawiam zimowego Podkarpacia. Ela

    OdpowiedzUsuń
  7. zdrówka na podwyższenie odporności polecam entitis naprawdę u nas bardzo pomogło (Szymonek nie może bo ma uczulenie od tego) ale chłopaki naprawde ta kuracja trwa 3 miesiące i przez ten czas zachorowali tylko po 1 razie a wcześniej chorowali co chwila... ja za to ciągle słyszę o Ricie ale jeszcze nic o niej nie czytałam jakoś mi ostatnio na wszystko czasu brakuje... a Święta jakoś do mnie nie dotarły zero przygotować a to zaraz będą a ja nic kompletnie żadne pierniczki... ciasteczka... ozdoby nic... jakbym była w jakimś innym czasie niż teraz jest taka nieobecność...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rita piękna postać... Dobrego ostatniego tygodnia Adwentu :*

      Usuń
  8. ja też ci życzę szybkiego powrotu do zdrowia.....może to będzie dłużej trwało bo masz obowiązki....
    Miriam.....
    czuję jej obecność i opiekę na każdym kroku, zwłaszcza teraz JEJ pomoc jest dla mnie szczególna, bo mój mąż po 3 tygodniach picia trafił do szpitala / kolejny raz/ na odwyk, więc świeta spędzi tam....
    trudne to będą świeta ale widać Bóg doświadcza nas w ten sposób aby może mąż przejrzał w końcu na oczy i zaczął się leczyć
    serdeczności zasyłam

    OdpowiedzUsuń
  9. A Matkę Bożą Nieustającej Pomocy mam nawet w telefonie, moje dziękczynne wota wiszą w kościele pod tym właśnie wezwaniem....
    to moja Mateńka, a środowa nowenna to mój słodki odpoczynek

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przytulam Leptir i pięknych świąt pełnych radości i nadziei życzę :*

      Usuń
  10. Może jakieś malinki na gorąco sobie zapodaj...
    Pięknie piszesz, jak zawsze... Tak przyjemnie się czyta.
    Zdrówka dla Was wszystkich.
    p.s. moja mała ważyła niecałe 2,5kg i nie jest póki co chorowitkiem, to chyba dla odporności nie ma znaczenia. Ja byłam większym klopsem i bardzo często chorowałam gdy byłam mała, przeszło mi jak miałam ok 7 lat.
    Cierpliwości i zdrowia :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Heh dobrze wiedzieć, moi chłopcy też po 2,5kg. Czyli po prostu tak mają... :)

      Usuń
  11. Syrop z kwiatu bzu..Betlejemitmi maja...zakupic Tobie wyslac? Troche ryzykowne ale...

    OdpowiedzUsuń
  12. Och, odkryć Miriam... Dać się Jej odnaleźć... Tak Rivulet, nie ma nic piękniejszego w życiu. Myślę tak samo. Zresztą wiesz.

    OdpowiedzUsuń
  13. Hania poczęła się kiedy zaczeliśmy przygotowania do oddania w niewolę miłości Maryji... urodziła się 13 lipca jakby dając nam znak, że jesteśmy pod Jej szczególną opieką. Kocham Maryję i różaniec.... nie wyobrażam sobie jak przetrwałabym wszystkie trudności bez Niej!
    Zdrowiejcie! :****

    OdpowiedzUsuń