sobota, 16 lipca 2016

"Za rok o tej porze..." - o spełnionej obietnicy i radości życia.

Tydzień minął błyskawicznie. Nie nudziłam się z dziećmi :) Ale to był ten rodzaj pracy, po którym człowiek kładzie się do łóżka z poczuciem dobrze przeżytego dnia. Pan Bóg wiedział co robi, dając mi męża i dzieci – ja się nie nadaję do pracy biurowej, do jakiejś korporacji, nawet w ucząc w szkole (tak sobie ongiś wyobrażałam moją przyszłość) nie czułabym się dobrze.

Jestem jedną z tych kobiet, którym najlepiej jest zajmować się domem i swoimi dziećmi. Dla mnie to nie jest odcięcie od świata, nie czuję się też gorsza przez to, że nie zarabiam pieniędzy i nie pomagam w utrzymaniu rodziny. A raczej mam poczucie, że ją utrzymuję w sposób inny niż materialny, ale równie (a może nawet bardziej?) ważny. Oboje z Krzyśkiem wiemy, że rzeczy rzeczami, a jednak najważniejsza dla dzieciaków jest po prostu nasza obecność i miłość. Tego nie zastąpią tony zabawek (które nawiasem mówiąc mamy i ostatnio coraz częściej wyrzucam lub rozdaję ich całe wory, żeby w nich nie utonąć, z ubraniami podobnie), czy najnowsze meble z Ikei (już widzę, jak by takie mebelki wyglądały po paru dniach testowania przez nasze stadko – póki co jesteśmy skazani na zwykłe, drewniane meble, których po prostu nie żal), ani buty od Bartka za ponad 200 zł.

Nawiasem mówiąc, choć 500+ jeszcze nie wpłynęło, to w sumie nawet by nie musiało – czuję się strasznie bogata. Mamy wszystko to, czego nam potrzeba i wszystko to dostaliśmy z Góry. Siebie, dzieci, dom pełen ciepła i ogród, w którym z roku na rok coraz piękniej kwitną kwiaty. Kiedy wyglądam przez okno naszej sypialni, ujmuje mnie widok kwitnących na fioletowo hibiskusów. Najpiękniej wyglądają w deszczu i w świetle zachodzącego słońca. Poezja.

I chociaż mamy wiele planów na przyszłość (ja już przymierzam się do odmalowania dziecięcego pokoju na jakiś jasny kolor w towarzystwie trzech dzielnych malarzy w wieku 2-6 lat), to jednak mamy poczucie, że tu i teraz jesteśmy szczęśliwi. Ja najbardziej chyba czuję, że Niebo jest blisko, kiedy patrzę w oczy naszych dzieci – nawet jeśli w tej samej chwili marzę o porządnych stoperach do uszu, bo poziom hałasu przekracza moje możliwości i powoduje potworny ból głowy. Cóż, życie. Nie da się utrzymać radości w sercu, jeśli człowiek nie nauczy się akceptować pewnych niedogodności. Zawsze będzie coś, co przeszkadza i uwiera okruszkami w tyłek niczym pościel, na której dzieci przed chwilą jadły bułkę (muszę wytrzepać naszą, zanim położę się spać…).

A na jutrzejszą niedzielę piękny prezent od Pana Boga dla mnie. Pierwsze czytanie:

Pan ukazał się Abrahamowi pod dębami Mamre, gdy ten siedział u wejścia do namiotu w najgorętszej porze dnia. Abraham spojrzawszy dostrzegł trzy ludzkie postacie naprzeciw siebie. Widząc je u wejścia do namiotu podążył na ich spotkanie. 

A pokłoniwszy się im głęboko, rzekł: «O Panie, jeśli jestem tego godzien, racz nie omijać swego sługi! Przyniosę trochę wody, wy zaś raczcie obmyć sobie nogi, a potem odpocznijcie pod drzewami. Pozwólcie też, że pójdę wziąć nieco jedzenia, abyście się pokrzepili, zanim pójdziecie dalej, skoro przechodzicie koło sługi waszego». A oni mu rzekli: «Uczyń tak, jak powiedziałeś». 

Abraham poszedł więc spiesznie do namiotu Sary i rzekł: «Prędko zaczyń ciasto z trzech miar najczystszej mąki i zrób podpłomyki». Potem podążył do trzody i wybrawszy tłuste i piękne cielę, dał je słudze, aby ten szybko je przyrządził. Po czym wziąwszy twaróg, mleko i przyrządzone cielę, postawił przed nimi, a gdy oni jedli, stał przed nimi pod drzewem.
 
Zapytali go: «Gdzie jest żona twoja, Sara?». Odpowiedział im: «W tym oto namiocie». Rzekł mu jeden z nich: «O tej porze za rok znów wrócę do ciebie, twoja zaś żona Sara będzie miała wtedy syna».

Ten fragment jest dla mnie szczególnie drogi – usłyszałam go pod koniec czerwca 11 lat temu, kiedy moje życie zaczęło się gwałtownie zmieniać. Usłyszałam zwłaszcza to zdanie-obietnicę Boga: „O tej porze za rok znów wrócę do ciebie, twoja zaś żona Sara będzie miała wtedy syna”. Dla kogoś, kto do tej pory nie widział sensu swojego życia, a przyszłość wydawała się czymś przerażającym, te słowa dały niesamowitą nadzieję, taką wbrew wszystkiemu. Że życie się zmieni, przestanie być puste i pełne strachu. I rzeczywiście, dla Boga nie ma nic niemożliwego.

Po tych 11 latach jestem kimś zupełnie innym. Nie tylko dlatego, że mam wspaniałego męża i czwórkę dzieci, w tym miesięczną córeczkę o imieniu Sara. Ale głównie dlatego, że mam w sercu pokój i radość, bo już wiem, że Bogu można zaufać. Tamtego lata, kiedy czytałam te słowa, bałam się strasznie. Myślałam że Bóg jest w końcu okaże się jakimś tyranem albo szaleńcem, który w ramach uszlachetniania mnie zrobi mi krzywdę i będzie zmieniał na siłę (ten fałszywy obraz jest w głowach wielu ludzi). A tymczasem nic z tych rzeczy, nikt nie okazał (i okazuje) mi tyle miłości i zrozumienia, co On. Tyle razy, kiedy wydawało mi się, że nic go nie obchodzę, On robił coś dziwnego, żebym wiedziała, że jest blisko. Z czułością, która mnie rozbrajała. Bo widział ktoś na przykład piękną tęczę, która nie znikała? Ja widziałam i nie zapomnę. Szalonego śpiewu ptaków, które temu zjawisku towarzyszyły, również. W takich momentach najwyraźniej do mnie dociera, że Bóg to bliska, kochająca żywa istota, a nie ktoś, kto zachowuje się jak nielubiana ciotka, zrzędliwa i czekająca na czyjeś potknięcia.

Jesteśmy w dobrych rękach. Najlepszych…

22 komentarze:

  1. Jestes wielka. Powaznie mowie .bardzo mi szkoda,ze nikogo takiego nie znam osobiscie. Stanowicie piekna rodzine! Jestes bardzo odwazna i jestes wspaniala mamą! Mi tej odwagi brakuje. Pozdrawiam cieplo:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj nawet nie wiesz, jak często mi tej odwagi brakuje... To Bóg w kółko powtarza "Nie bój się" i jakoś jest :)

      Usuń
  2. Ależ piękne słowa! Nie masz pojęcia, ile swoimi słowami dodajesz sił, inspirujesz, wzmacniasz, naprowadzasz na właściwą ścieżkę. Uważam, że Twoim przeznaczeniem jest nie tylko bycie matką i żoną, jest także pisanie. Dzielenie się swoimi przemyśleniami z innymi. Pomaganie w ten sposób innym.
    Niejako przy okazji swojej misji (bycia żoną i matką) robisz kawał dobrej roboty:)
    Dziękuję:)
    Mama trójeczki

    OdpowiedzUsuń
  3. Oj tak, Pan Bóg potrafi wyprowadzić :)
    Gdybym kiedyś jakimś cudem zajechała do waszego grodu, to bym się chętnie spotkała - pogadałoby się o różnych cudach :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Pięknie to napisałaś :) Dziękuję.

    OdpowiedzUsuń
  5. W moim domu mówiono, że dzieci są najlepszym prezentem, jaki Pan Bóg mógł ofiarować rodzinie. A im ich więcej, tym bardziej błogosławi ich rodzicom. Szkoda, że nie każdy umie się tak cieszyć z posiadania licznego potomstwa jak Wy. I widać, że to życie rodzinne jest Twoim powołaniem, a nie praca zawodowa. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  6. ten fragment Pisma Świętego a i dla mnie wielkie znaczenie...
    to już miesiąc! Ucałuj maleńką ...
    u nas minął rok od ucieleśnienia słów, że dla Boga nie ma nic niemożliwego :)
    Pozdrowienia serdeczne dla całej Waszej wspaniałej rodzinki :*

    OdpowiedzUsuń
  7. Niesamowite bo i ja uslyszlam 12 lat temu ten fragment i rzceyzwiscie już miałam syna po roku ale na corke musilismy jeszcze rok poczekać... Niesamowite

    OdpowiedzUsuń
  8. Piękny post. A Twoje powołanie czuć nawet wirtualnie :) Masz dar...

    OdpowiedzUsuń
  9. To ja Wam dziękuję za wsparcie i ciepłe słowa :*

    OdpowiedzUsuń
  10. To prawda jesteśmy w najlepszych rękach.
    Chyba się powtarzam, ale Twoje życie jest dla mnie prawdziwym świadectwem.

    OdpowiedzUsuń
  11. Współczuję. W życiu bym nie chciala żyć tak jak Ty. Ale podziwiam też. I gratuluję odwagi. Monika.

    OdpowiedzUsuń
  12. Słowo daje... Tyle ciepła i radości, wzruszenia w tych Twoich notkach... :) Uwielbiam tu do Ciebie wracać... A ten fragment o Abrahamie i aniołach fakt, szczególnie mocny. Tłumaczyłem moim księżom biuletyny na jego podstawie teraz...

    Czasami wydaje mi się, że prosz Boga o zbyt wiele, bo sporo już otrzymałem. Czasami mam wątpliwości po co zsyła na mnie to czy tamto... Ale już kilka lat temu poznałem siłę dziesiątek Różańca odmawianego w konkretnej intencji... W taki czy inny sposób, to co przeżyłem i przeżywam wciąż, ukazuje mi plan Boży dla mnie...

    Nie wiem Kochana, jak inaczej mogę Ci to powiedzieć. Bywają chwilę, że boję się. Ale Pan jest przy mnie, wiem, że chce dla mnie jak najlepiej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki Celcie, jak zwykle dobrze Cię czytać... :)

      Usuń
  13. Ja też bym nie potrafiła żyć tak jak Ty... Jestem za życiem, ale nie umiem myśleć o Bogu jako o Kimś, kto narzucałby mi tyle dzieci, jeśli codziennie padałabym na nos i pocieszałabym się, że posiadłam umiejętność robienia 100 rzeczy naraz...Dla mnie to nie o to chodzi w rodzicielstwie. Ale Ty masz prawo do Twoich wyborów, oby tylko Twoje dzieci wyrosły na szczęśliwych i zrównoważonych emocjonalnie ludzi, którzy będą dobrze wspominać swoje dzieciństwo. Marysia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Marysiu i Moniko - po pierwsze, Bóg niczego mi nie narzuca. To świadomy wybór mój i męża, że chcemy mieć dzieci. Bóg je na szczęście daje i pomaga wychować na szczęśliwych ludzi (patrząc na nie nie mam wątpliwości, że mają dobre i spokojne dzieciństwo).
      Po drugie, jak już pisałam wiele razy, jestem szczęśliwa. Lubię robić wiele rzeczy na raz i mieć poczucie, że to, co robię, ma sens. To marazm i nicnierobienie sprawiają, że zaczynam czuć się naprawdę beznadziejnie... I nie mogłabym wykonywać pracy, która w moim odczuciu nie służyłaby niczemu dobremu (pomagała komuś). Więc jestem na swoim miejscu. I tego życzyłabym każdemu, żeby jego życie było zgodne z jego sercem. Ja po latach poszukiwań znalazłam swoje miejsce na ziemi i swoją drogę. Mam nadzieję, że znajdą ją też moje dzieci i dokonają wyboru w wolności, nie poddając się stereotypom, tak jak ja. Pozdrawiam

      Usuń
  14. Ja to szanuję. I jestem stałą czytelniczka z nieco innym podejściem do życia. Monika

    OdpowiedzUsuń
  15. Ja też szanuję taki wybór, jeśli faktycznie dzieci są zadbane, dobrze wychowywane i szczęśliwe, a rodzice ogarniają taką dużą rodzinę. Ja mam po prostu bardzo traumatyczne doświadczenia i obserwacje dotyczące rodzin wielodzietnych z najbliższego otoczenia...Niestety...
    Ale wierzę, że mogę być inne rodziny z większa ilością dzieci. Chociaż to na co ja się napatrzyłam sprawiło, że czasem myślę, że chciałabym, aby moje dziecko pozostało jedynakiem, tak wielka jest to trauma, chociaż oczywiście w głębi duszy uważam, że super jest mieć rodzeństwo, przynajmniej 1 czy dwójkę. W sumie rodzina z czwórką dzieci to też nie jest jeszcze mega wielka rodzina i można ją ogarnąć i dobrze wychować dzieciaki.
    Szanuję Twój wybór, jeśli tylko- przede wszystkim Twoje dzieci są szczęśliwe. Ty również. Ale to dzieci są najważniejsze, bo one zdecydować o niczym nie mogły i nie mogą, i są zdane w 100% na wybory swoich rodziców.
    Marysia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja z dzieciństwa pamiętam 2 rodziny tzw. patologiczne, gdzie dzieci było dużo i alkoholu jeszcze więcej. Ale teraz osobiście znam całe mnóstwo rodzin normalnych, gdzie dzieci to świadomy wybór i dar od Boga. I wszyscy są szczęśliwi i zadbani. Gdybym ich nie znała, pewnie też nie zdecydowałabym się na więcej niż dwoje. Na szczęście jest jak jest i możemy być otwarci na życie bez schizów :)

      Usuń