niedziela, 24 lipca 2016

Plany i pospacerowe refleksje.


Dopiero co była wiosna i czekaliśmy na narodziny malutkiej, a tu już lipiec powoli ma się ku końcowi. Lato w pełni, środek wakacji. Oj czuję, że są wakacje. Odpoczywamy na całego… Pół dnia siedzimy poza domem, robimy długie spacery, wcinamy lody, jemy to, co na mamy ochotę. Nigdzie nam się nie spieszy…

Przed nami ciekawy tydzień. Moje i Krzyśka imieniny. A w Krakowie ŚDM. Zastanawiałam się, jak się gdzieś wybrać w tym tłumie z czwórką maluchów, ale problem po części się rozwiązał sam. Chłopcy będą u dziadków na wsi (tia, już widzę oburzenie mojego męża - no dobra, w małym miasteczku), daleko od domu (i znowu będę tęsknić i odliczać dni do ich przyjazdu, ale niech tam, należy im się trochę swobody – kolejne ćwiczenie w ramach odcinania emocjonalnej pępowiny :P na szczęście dla mnie tym razem tylko tydzień). Zostajemy tylko z dziewczynkami, więc łatwiej będzie się ogarnąć.

Apropos naszego składu rodzinnego. Przez te dwa tygodnie, kiedy na spacery wybywaliśmy całą gromadką, miałam parę ciekawych sytuacji. Prawie każde wyjście oznaczało rozmowę z ludźmi na ulicy lub na placu zabaw. Zdecydowana większość osób reagowała bardzo pozytywnie, co mnie cieszyło (aczkolwiek osoby patrzące na nas ze zgrozą prawdopodobnie też były, tylko umykały w popłochu – widziałam przerażenie w oczach kilku starszych pań). To znaczy oczywiście przeważnie słyszałam coś w stylu „o rany, ja nie dałabym rady”. Ale wiele osób patrząc na to, jak fajnie się bawi starsza trójka i jak traktuje najmłodszą siostrę, zazdrościło zgranego stadka. Nawet jedna kobieta powiedziała „Ja mam tylko dwie córki, już są dorosłe. I żałuję, że nie zdecydowałam się na więcej, a teraz już za późno…”. Wiele mam czy babć przyznało patrząc na nas, że przy większej ilości dzieci i mama jest bardziej wyluzowana, i dzieciaki lepiej sobie radzą w towarzystwie. Cóż, faktycznie czasem miałam wrażenie, że jesteśmy jedyną grupą, która naprawdę dobrze się bawi (to uczucie pojawiało się zwłaszcza wtedy, kiedy w okolicy dominowały babcie w roli opiekunek J - „Nie idź do piaskownicy, bo się pobrudzisz! Nie baw się z tą dziewczynką, chodź do babci!”). Ale na szczęście nie zawsze.

Generalnie śmieszne jest to, że o ile z trójką mogłam jeszcze zachować anonimowość, o tyle z czwórką dzieci mam szansę poczuć się niemalże jak Paris Hilton (kimkolwiek jest… to chyba jakaś blondi nosząca psa w torebce?) czy inna celebrytka – tylko fotoreporterów póki co brak i zdjęcia robię sama :P Czasem jest to irytujące, zwłaszcza jeśli muszę odpierać czyjś atak i się tłumaczyć, czemu mam taką gromadkę (tak jakby to była czyjaś sprawa, a nie tylko nasza i nasz wybór). Ale muszę przyznać, że są też plusy – dzięki dzieciakom poznałam kilka fajnych osób. A że zwykle ciężko mi pierwszej się odezwać i zacząć znajomość tak na ulicy czy placu zabaw(mieszkamy w naszym domu już pięć lat i prawie nikogo nie poznałam na miejscu), to jest to fajne, czuję się mniej samotna.

Pewnego wyjątkowo upalnego dnia, kiedy zajechaliśmy pod budkę z lodami, zmęczeni parogodzinną zabawą na huśtawkach i drabinkach, zaczepił nas jakiś starszy pan. Popatrzył na mnie i powiedział z grobową miną: „Współczuję”. Jak już uwinęłam się z rozdaniem lodów wszystkim po kolei, popatrzyłam na niego znad swojego rożka i zapytałam zadziornie: „Ale niby czego?”. On się rozejrzał skołowany i liczy jak w szkole: „Jeden, dwa, trzy, cztery… Jak pani to wytrzymuje?”. A ja w śmiech i mówię: „Ale tu nie ma czego współczuć, można tylko zazdrościć”. Wtedy chyba do niego dotarło, że faktycznie nie wyglądamy na zgraję umęczonych sobą osób, tylko zadowolonych z życia, a ja też w niczym przygniecionej swym losem Matki Polki nie przypominam (zresztą już słysząc zwrot „Matka Polka” mam odruch wymiotny, bo kojarzy mi się z brakiem swoich marzeń i jakąś totalną rezygnacją z własnego życia – o nie ma mowy! Dzieciom potrzebna mama zadbana i zadowolona, w nowej kiecce, z błyszczącymi kolczykami w uszach i ogromnym kubkiem pachnącej cynamonem kawy na stole). Nagle coś się zmieniło w jego oczach i popatrzył z radością, kiwając głową. A ja poczułam satysfakcję, że nie muszę więcej mówić, żeby przerwać dyskusję, w której miało się pojawić marudzenie na temat tego, jakie to życie jest ciężkie i nie ma sensu, jak dzieci trudno wychować i jakie wszystko w sklepach drogie. Sorki, ale ja tak zrzędzić nie potrafię. W ogóle nie tak dawno przeczytałam po raz pierwszy „Polyannę” i się zdziwiłam, że jakaś książka opisuje tak dobrze mój sposób myślenia. I to, że nawet jeśli jest czasem trudno, to zawsze robi się łatwiej i przyjemniej, kiedy zamiast usiąść i rozpaczać, szuka się pozytywów i sensu.

Nawiasem mówiąc, ja w tym momencie nie uważam, że moje życie jest trudne. Jestem wręcz nieprzyzwoicie szczęśliwa. Tak bardzo, że aż mi czasem głupio (bo zawsze w głowie mam świadomość, że w tym samym momencie gdzieś ktoś cierpi, a ile razy patrzę z radością na kwiaty w ogrodzie, to zaraz pojawia mi się gdzieś wizja dzieci głodujących w Afryce – no cała ja…). Więc czuję się co najmniej dziwnie, kiedy słyszę, że ktoś mi współczuje. A już w momencie, gdy trwa moja ukochana pora roku, a ja grzejąc się w słońcu i słuchając szumu starych drzew wracam ze spaceru, mając w planie zajadanie się lodami czekoladowymi – no to już w ogóle kosmos. To ja jestem gotowa komuś współczuć i pocieszać J

I tyle moich przemyśleń. Trwa piękne, kolorowe lato. Przed nami wizyta papieża i wiele ciekawych wydarzeń. W sierpniu mam nadzieję wybyć w góry. Czego chcieć więcej, co? J


Życie jest piękne…

27 komentarzy:

  1. Zapytam wprost - nie chciałabyś się umówić na wspólny spacer z dzieciakami? :) Ja mam tylko jedno (na razie :D), ale naprawdę chętnie bym Was poznała, a zdaje się, że mieszkamy na sąsiednich osiedlach. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie że bym się umówiła :))
      mój mail: rivulet@poczta.onet.pl, jak coś to pisz ;)

      Usuń
  2. O, jak u Was ciepło i pozytywnie :) Czyta mi się tym przyjemniej, że, jak to już chyba wspominałam, to było zawsze moje marzenie: mieć czworo dzieci, dwóch starszych chłopców i dwie młodsze dziewczynki (Bóg mi nieco w planach namieszał i dał na razie 1:1, ale już bym tego nie odwróciła ;) ). Ludzie lubią nazywać mamy niepracujące zawodowo "matkami Polkami", słyszałam to przez jakiś czas nagminnie, ale za każdym razem powtarzałam rozmówcom, że dziękuję za komplement, bo to określenie wymyślił sam Mickiewicz dla wzoru matki, która potrafi dobrze wychować swoje dzieci :D Pal pies, że ten wiersz ma tak naprawdę nieco inną wymowę, ale wrażenie na rozmówcach wywołuje zawsze takie (bo mało kto zna ten wiersz na tyle dobrze), że milkną w szacunku ;p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Heh ja właśnie początkowo marzyłam żeby po Gabrysiu mieć córeczkę, ale teraz też bym nie zamieniła kolejności :) Heh nie ma jak przywalić Mickiewiczem :P

      Usuń
  3. Na jakiej wsi... heloł ...toż to miasto powiatowe jest ;P
    Pozdrawiam Was słonecznie ;)
    Monika M

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak czułam że napiszesz :D
      Miasto, ale teściowie to już prawie na wsi mieszkają :)

      Usuń
    2. A właściwie masz rację ;) za przejazdem kolejowym to już wiocha :P

      Usuń
  4. 'Nie odwazylabym sie', 'jak Ty dajesz rade' - już ja to słyszę a co dopiero Ty 😊 a przecież jest pięknie, zwłaszcza przy takim wsparciu z góry jakie masz na codzień! Wielu słonecznych, szumiacych starymi drzewami i okraszonych lodami czekoladowymi dni Wam życzę tego lata i każdego następnego!!!

    OdpowiedzUsuń
  5. 'Nie odwazylabym sie', 'jak Ty dajesz rade' - już ja to słyszę a co dopiero Ty 😊 a przecież jest pięknie, zwłaszcza przy takim wsparciu z góry jakie masz na codzień! Wielu słonecznych, szumiacych starymi drzewami i okraszonych lodami czekoladowymi dni Wam życzę tego lata i każdego następnego!!!

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja z moją gromada dwóch chłopców( 3,5 i 1,5 roku) i 3 miesiecznymi bliźniaczkami też jestem często zaczepiana;) robimy furorę idąc z dwoma wózkami, w tym jednym blizniaczym. Najczęściej słyszę mile komentarze ale te o wspolczuciu również;) Pozdrawiam że Śląska:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moi chłopcy właśnie odpoczywają na Śląsku i tam spędziliśmy weekend ;) Lubimy Śląsk :D
      No podziwiam za te dwa wózki, ja mam wózek-tramwaj plus dwóch chłopaków na rowerach/hulajnogach.

      Usuń
  7. Trzeba być wielkim prostakiem, żeby zachować się jak ten starszy pan.. nie przejmowałabym się takimi ludźmi wcale :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Jak u Was pięknie. Cudne te kwiaty ogrodowe i te na dwóch nóżkach.
    Kolejnych pachnących, smakowitych lipcowych dni

    OdpowiedzUsuń
  9. piękne kwiaty :)
    co rozpoznawalności to Ci powiem, że wcale się nie dziwię, że stałaś się "Obiektem" znanym przez ilość dzieci - przykładowo w mojej okolicy nie widziałam matki z 4 dzieci...
    Osobiście bym zazdrościła :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Heh no ja znam matki z o wiele większą ilością dzieci, więc mi dziwnie,bo dla mnie to "tylko czworo", a nie "aż czworo"...

      Usuń
  10. Współczuję? Co to za tekst w ogóle! Dziecko to szczęście, dar, błogosławieństwo... Nie można mówić w taki sposób. Skoro macie czwórkę dzieci, to dokonaliście tego wyboru. Skoro go dokonaliście, to czemu macie go żałować?
    A tak jeszcze dopiszę: też czytałam Polyannę, obie części nawet. Super pozytywna książka. Wiele wniosła do mojego życia i gdy tylko Jowiszon będzie starsza i będzie wszystko rozumiała, to będę grała z nią w TĄ grę :) kto czytał Polyannę, ten na pewno wie o co mi chodzi :)
    Pozdrowienia!

    OdpowiedzUsuń
  11. Myślę, że część ludzi zazdrości, a część naprawdę współczuje. Ci drudzy jednak nie powinni się odzywać,tylko zachować swoje spostrzeżenia dla siebie. Ja miałam dziś ciężki dzień z moją dwójką. I tak o Tobie pomyslalam. I glupio mi się zrobiło, ze dwójki nie ogarniam:))

    Stanowicie piękna rodzinę: )ja Wam zazdroszczę i jednocześnie cieszę się Wasza radością. Byle było więcej.jak najwięcej takich rodzin! Pozdrawiam z pomorza: )

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spoko, jak w komentarzu poniżej - dwójkę trudno ogarnąć ;) Teraz paradoksalnie jest mi łatwiej niż gdy byli tylko chłopcy...
      I dziękuję :*

      Usuń
  12. Cześć. Czuję się trochę wywołana do tablicy. Pisząc pod porzednim postem "współczuję" nie pisałam o dzieciach. Nie współczuję Ci że masz 4 dzieci. Ja sama mam dwoje - żeby było jasne. Chodzi mi o to jak masz ciężko przy ogarnięciu wszystkiego. Ja pracuję zawodowo - dwójka dzieci do ogarnięcia, kot, mąż który często wyjeżdża bo taką ma pracę i ja... która ma ochotę zwiać gdzieś na kilka dni SAMA.... Ok, jesteś w domu - ja mam 10 godzin na dobę mniej żeby ogarnąć domową logistykę, ale nadal uważam, że masz ciężko - fizycznie. Nie wiem jak psychicznie bo tak jak napisałam ja mam ochotę raz na jakiś czas zwiać. Ukryć się. Nie słyszeć ciągłego " mamo a gdzie jest, a co to jest a co to znaczy". Czuję sie czasem jak Google. Ja nie mam traumatycznych doświadczeń z rodzinami wielodzietnymi. No może jedno - kiedy wspaniała kobieta - matka piątki - nagle zaniemogła psychicznie. Razem byłyśmy w ciąży - ja w drugiej ona w czwartej. I ta kobieta bardzo mnie wspierała bo ja nie do końca cieszyłam się ze stanu w jakim byłam. Ale jakoś się udało kryzys ciążowy pokonać. I wiesz, ja potem tę kobietę odwiedziłam w psychiatryku. Teraz mam nadzieje ze u niej lepiej. Ale pamiętam jej słowa ( bardzo wierząca osoba) "wiesz Monika ja Panu Bogu powiedziałam, że jeśli on chce żebym zwiariowała to ja się godzę na to cierpienie". I tu się poddałam, bo widziałam, że jej mąż jedyny żywiciel został sam z 5-tką. Zapewne on się nie godził na taki stan rzeczy. A ja... odeszłam ze wspólnoty i trochę zweryfikowałam plany Pana Boga... Powiedzmy, że teraz konsultuje ze mną co co dla mnie szykuje. Często się z Nim nie zgadzam. Dodam,że znam wiele rodzin 2+3, 2+4 układa im się raz lepiej raz gorzej, ale się układa. W zasadzie nie ważne ile. Może być i jedno i sześcioro. Ważne aby w tym wszystkim była miłość. Kiedyś ktoś mi też powiedział, że współczuje mi (córka darła się w niebogłosy). Wiesz co powiedziałam paniusi? "Proszę Pani ja bardzo kocham swoję córkę". Kobieta nie wiedziała co odpowiedzieć... no bo co mogła? Miłego dnia. Monika.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czuję się jak Google - padlam xD
      W zasadzie nie ważne ile. Może być i jedno i sześcioro. Ważne aby w tym wszystkim była miłość. = oj zgadzam się bardzo :))
      Z tym ogarnianiem to tak jest, że jak miałam dwójkę to było mi ciężko, ale przy trzecim już było łatwiej, a teraz to już generalnie lajcik. Wiem, brzmi kosmicznie dla kogoś kto ma 2 i ma ochotę polecieć na Marsa z biletem w jedną stronę (przechodziłam przez to). Potem naprawdę jest łatwiej... Dlatego jestem zwolenniczką modelu 2+3 (lub więcej), bo przy trzecim dziecku człowiek łapie dużo luzu i zaczyna się cieszyć macierzyństwem jakoś tak inaczej niż wcześniej, bez nerwów.
      Dziękuję za długi komentarz, pozdrawiam! :)

      Usuń
    2. Aż muszę się wypowiedzieć, bo mnie poruszyła historia tej mamy z piątką dzieciaczków... Moja bliska znajoma trafiła do szpitala psychiatrycznego po urodzeniu drugiego dziecka, ale po kilku miesiącach wróciła, dziś ma się dobrze, dzieci również. Będę pamiętać w modlitwie o tej mamie.

      Ja też często wykłócam się z Bogiem w sprawie Jego planów. Jestem trochę roszczeniowa, trochę natrętna... Ale Bóg chyba nie ma tego za złe. Ostatecznie gdy moje dzieci są natrętne, to dla świętego spokoju daję im to, czego chcą (w ramach rozsądku oczywiście) ;)

      Co do modelu 2+3 i więcej oraz tego, że dopiero wtedy człowiek naprawdę potrafi cieszyć się z rodzicielstwa... Słyszałam to już wiele razy i żyję nadzieją, że to prawda :D U nas już przy drugim dziecku było psychicznie łatwiej, nagle okazało się, że noworodek, a później niemowlę w domu to wcale nie koniec świata. Ale wymiękałam w drugą stronę: jak pogodzić potrzeby obojga dzieciaczków, kiedy każde z nich chciało czegoś innego w tym samym czasie, już, zaraz, inaczej był płacz wniebogłosy. Dziś już jest lepiej, bo różnica wieku (20 miesięcy) nam się wyrównuje, ale mam drgawki na samo wspomnienie...

      Usuń
  13. Ostatnio po sieci krążył taki tekst w którym był opis tego jak często mamy więcej niż 2 są zaczepiane i pytane o powód takiego stanu rzeczy. Ja Was podziwiam, ale nie z takim politowaniem w głosie z taką sympatią ;)

    OdpowiedzUsuń
  14. Tutaj akurat rodziny wielodzietne nie sa sensacja. Kiedys widzialam taka rodzinke w sklepie. Najstarsze, moze 3-letnie, jechalo w wozku. Mama dzwigala na plecach nosidlo z na oko 1.5-rocznym chlopczykiem. Tata za to niosl DWA nosidla. Na plecach jedno z dziewczynka wygladajaca na blizniaczke chlopca niesionego przez mame. A z przodu drugie, z kilkumiesiecznym niemowlaczkiem. Szybko i sprawnie ogarniali zakupy z czworeczka, podczas gdy ja zziajana, ganialam za rozbiagajacymi mi sie po sklepie, Potworkami... ;)

    Ja rowniez Ci nie wspolczuje, tylko zazdroszcze. My, z przyczyn od nas niezaleznych, chyba pozostaniemy przy dwojce... :(

    OdpowiedzUsuń
  15. ja nieustannie zazdroszczę, zawsze podobały mi się duże rodziny i taką chciałam mieć :)
    na razie mamy dwójkę i mam nadzieję, że Pan Bóg ma jeszcze dzieci w zanadrzu :)

    kolejnych pięknych letnich dni!

    OdpowiedzUsuń