niedziela, 10 lipca 2016

Minął miesiąc :)

Dziś o drugiej w nocy stuknie miesiąc od kiedy Sara jest po tej stronie brzucha. JUŻ MIESIĄC. Rety jak to zleciało...

Malutka zdążyła urosnąć i coraz bardziej przypominać niemowlę a nie noworodka :) Ja odpoczęłam już i doszłam do siebie po porodzie. Ela przywykła do roli starszej siostry. Do Krzyśka dotarło, że jest ojcem dwóch córek ;) A chłopcy wypoczęli nad morzem w międzyczasie i wczoraj szczęśliwie wrócili do domu. Jesteśmy znowu w komplecie (jupi!!!! nie mogę się nacieszyć chłopakami, strasznie tęskniłam za rozmowami z nimi - oni też się przytulają cały czas i nadrabiają zaległości w bliskości). Z nowymi siłami. A przed nami jeszcze kawał lata. I dylemat, co będziemy robić podczas Światowych Dni Młodzieży. Większość nas pewnie ominie, bo boję się iść w taki tłum z malutką Sarą, ale na czymś chciałabym być i też skorzystać z tego czasu.

Apropos Sary to właśnie przed chwilą trafiłam w necie na fajny tekst o jej nieoficjalnej patronce. Polecam:
"Małżeństwo w ogniu". Zwłaszcza dla małżeństw.

No. Ja od jutra będę sama z dziećmi po raz pierwszy przez cały dzień :) Wcześniej chłopcy pół dnia byli w przedszkolu, potem pojechali nad morze, a teraz zaczynamy... Czas na nowe wyzwania :) Krzysiek odpocznie sobie od dzieci cały dzień (hehe, mój mąż tylko siedzi w pracy i nic nie robi xD tak to się mówi?), a ja będę pracować nad wytworzeniem trzeciej i czwartej ręki tudzież opanowaniem zdolności bilokacji. Ale spoko, dam radę. Jakoś z każdym kolejnym dzieciaczkiem jest łatwiej i to, co przerażało mnie przy pierwszym, a frustrowało przy drugim, teraz przestaje mieć znaczenie (tak, to dobra wiadomość dla tych mam, co mają jedno lub dwoje i boją się, że więcej by nie ogarnęły - pewnie, że byście ogarnęły :) w każdej kobiecie jest taki power, że nie ma mocnych, a im trudniejsze zadania, tym więcej się go wyzwala). Trudnością jest tylko robienie całej masy rzeczy na raz. Ale to też jest do zrobienia, zwłaszcza że przy kolejnych dzieciach człowiek uczy się robić wszystko szybciej i nie tracić czasu na zbędne dywagacje. No i może robić kilka rzeczy na raz. Na jednej ręce karmić dziecko, a drugą robić naleśniki dla reszty gromadki (zdarzyło mi się nie raz i nie jest takie hardkorowe jak się wydaje). I takie tam... Uszy do góry :)

Teraz jest już niedziela wieczór, jestem zmęczona po całym dniu, ale strasznie szczęśliwa... że ich mam. Krzyśka i naszą czwórkę. Bez nich - co to byłoby za życie? Puste jakieś...

A tu jeszcze wklejam fragment tekstu, który pisałam w czwartek sobie ku pamięci - tylko nie miałam netu i nie mogłam go tu wrzucić:

Siedzę sobie nad kawką zbożową z mlekiem, słucham na zmianę Dire Straits i Enyi. I cieszę się, że już w sobotę wieczorem przyjadą chłopcy. Tęsknię za nimi jak cholera J

Fajnie jest się bawić lalkami i czytać książeczki o księżniczkach, ale brakuje mi dochodzących z pokoju dzieci tekstów typu „A chcesz żebym cię zastrzelił na wojnie? Prooooszę…” albo „Zakopmy tego ludzika szybciej w grobie, bo nie pójdzie no nieba” (tak, ostatnio chłopcy mieli fazę mocno wojenną i szykując obiad czasem czułam się jak na froncie… bitwy toczyły się wszędzie i przy pomocy wszystkiego – przecież nawet z kosmetyków mamy można zrobić fajną broń). Żeby nie było, że jakiś restrykcyjny podział u nas w domu panuje na zabawy damskie i męskie – w wojnę z powodzeniem bawiła się też Ela, a w chwilach wolnych od strzelania Rafałek zakładał jej srebrzysty diadem i wołał „Jestem Roszpunką!”. A mnie przypominały się odległe czasy sprzed jakiś dwudziestu (!) lat, kiedy bawiliśmy się całą zgrają na łąkach. I kiedy w jednej chwili byłam mamą gotującą zupę z błota i kwiatków, by zaraz potem jako wódz Indian poprowadzić wszystkich na wojnę. Piękne czasy… J

Chociaż w sumie niewiele się zmieniło – tylko zupa z czego innego, a dowodzenie indiańskim szczepem to pikuś w porównaniu do bycia wodzem własnych dzieci.

Ooo, „Romeo And Juliet” leci, jak dawno tego nie słuchałam… Mogę się rozmarzyć i powspominać… Usiłując ignorować fakt, że do kuchni wbiegła Ela tupiąc jak słoń i pokazując z dumą swoje nowe nakrycie głowy – plastikowy pojemnik na klocki. Wydaje z siebie zawodzące „uuuuu”. Chyba udaje ducha.  Ale tak, Mark Knopfler wspaniale śpiewa i mogę się przy tym wzruszyć PRAWIE jak w studenckich czasach ;)

Sarenka śpi grzecznie i póki co nadal jest istotką niemal bezproblemową. W zeszły piątek byłam z nią na kontroli i ważyła 3700g, ładnie przybiera. Jak na takiego maluszka mocno trzyma i podnosi główkę. Podczas karmienia coraz bardziej nawiązuje kontakt, wpatrując się we mnie swoimi niebieskimi oczkami. Słodka jest J Teraz, kiedy chłopaków nie ma, Ela pomaga mi we wszystkim przy małej. Lubię ten moment, kiedy siedzimy razem na łóżku, na jednej ręce mam Sarę wcinającą swoją porcję mleka, a drugą ręką przytulam starszą dziewczynkę i czytam jej jakąś książeczkę. 

Tyle wieści od nas :) Bóg prowadzi i daje wszystko, co trzeba.

17 komentarzy:

  1. Dasz rade z czworka..to blla z maslem..siczne tevdzieciaki Wasze

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hehe pewnie że bułka ;) chociaż zdecydowanie łatwiej jest kiedy najmłodsze już takie chodzące i odstawione od piersi (przynajmniej ja wolę takie :)).
      No ale przeżyliśmy i dobry dzień za nami.

      Usuń
  2. Cudne. I jakie dziewuszki podobne :) Do siebie nawzajem i do Mamy (wiem, już to kolejny raz piszę ale mnie to rozczula)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki :)) No podobne do siebie (czy do mnie to nie wiem), na początku na Sarę mówiłam Ela, bo się nie mogłam przestawić ;)

      Usuń
  3. Piękny ten tekst "małżeństwo w ogniu " .
    Moje przeżywa kryzys,ja zresztą też. Sama nie wiem na ile to się toczy we mnie. A na ile w nas. Trudny temat. Faktycznie jakby zły toczył walkę o nas, o relacje a o to by wszystko zniszczyć.

    No ale co ja tu pisze. Zaglądam do was bo u Was tyle dobra i piękna.
    I ciepła
    Aż ciągnie by się przy tym Waszym cieple ogrzać...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No czasem jest ciężko, nawet bardzo... ale jest o co walczyć. A trudności często są po to, żeby przybliżyć do Boga, bo gdyby wszystko się układało to nie byłby potrzebny :) Dacie radę :*

      Usuń
  4. Jak ten czas leci!!! Moja Gwiazdeczka też już duża bo 3 miechy ma :-) Wyzwanie faktycznie przed Tobą ale coś czuję że dasz radę :-) A u mnie od dziś "tylko" trójka, bo czwórka na wyjazdach :-) Do piątku wieczorem będę wielodzietna mniej ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hehe no dokładnie, ile by dzieci nie było to zawsze lżej kiedy część załogi na chwilę gdzieś wybywa. U mnie laba się skończyła, ale w sumie to się cieszę. Na razie ;)
      3 miesiące... a dopiero co obie czekałyśmy z brzuszkami :)

      Usuń
  5. Śliczne masz dzieci :) A mnie Sara najbardziej przypomina Gabrysia, jakoś tak. To przez te niebieskie oczęta pewnie.

    I to już miesiąc! Nie wierzę! Ani się obejrzymy, a napiszesz: stuknął roczek! (W tym czasie ja będę pisać coś w stylu "cztery miesiączki stuknęły" ;p )

    OdpowiedzUsuń
  6. Rzeczywiscie, Sarunia zmienila sie bardzo! Jakie ma piekne, duze oczeta! Slicznota! :)

    OdpowiedzUsuń
  7. To jesteście w komplecie. Udanych, rodzinnych wakacji.

    OdpowiedzUsuń
  8. Gratulacje, bo jeszcze nie miałam okazji Ci życzyć wszystkiego dobrego z okazji narodzin :)...No to teraz mamy po równo dzieci, ale do czasu :P

    OdpowiedzUsuń
  9. ale Dziewczyny mają piękne oczy!

    OdpowiedzUsuń
  10. O, o tej nieoficjalnej patronce Sary to nie wiedziałam, chociaż wiele czytam na ten temat. Dzieci rosną bardzo szybko, ani się obejrzysz, a dzieci będą przyprowadzać do domu kolejne swoje sympatie. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  11. Mówisz, że bym ogarnęła? :-) No raczej. Tylko ile to kosztuje...W każdym razie z etapu "nigdy więcej" przeszłam do "może za rok" ;P Dziś w Gościu Niedzielnym przeczytałam krótki artykuł o kolejnej parze małżonków na ołtarze. Podobno kiedy pytano matkę, jak sobie radzi sama z 13 dzieci odpowiadała coś w rodzaju, że jedno zajmowało jej cały dzień, trzynaścioro tyle samo. :-) Tylko to nie chodzi o przejmowanie się katarem czy pierdołami, tylko o ten ciągły chaos...Kiepsko to znoszę, bo nie bardzo lubię dzieci w ogóle :(
    Fajnie jest u Was :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też czytałam ten artykuł, piękny jest! Najbardziej się uśmiałam z ojca Pio wylatującego z konfesjonału :)
      A z ciągłego chaosu się wyrasta, najtrudniej kiedy dzieci małe. Potem jest łatwiej, więc warto przetrzymać ;)

      Usuń