wtorek, 20 października 2015

Echoes in rain.

Zawsze staram się szukać dobrych stron w każdej sytuacji. Nie lubię marudzenia, bo szkoda na nie czasu... Zamiast biadolić lepiej się zająć czymś przyjemnym. A jeśli trzeba robić coś mało przyjemnego - to zrobić to jak najlepiej... i jak najszybciej ;)

Przyznam szczerze że tegoroczny październik jest dla mnie niezłym wyzwaniem. W tej szarej, zimnej rzeczywistości naprawdę ciężko znaleźć coś pozytywnego, coś co sprawiałoby radość. Dzieci smarkają, mąż przeziębiony, a ja w zeszłym tygodniu łykałam antybiotyk i nie miałam siły na nic. Nie sądziłam, że będę tak szybko ratowała się zdjęciami z wakacji i ogrzewała wspomnieniami. Ciągle sobie oglądam - Toruń, Lubiatowo, Gdańsk... I my, tacy opaleni i radośni. Ech.

No ale właśnie, nie ma co zrzędzić. Jakoś to będzie i przekopiemy się przez tą zimną zaspę na drugą stronę. Powoli...

Dobrze, że mamy siebie. Że mamy ciepły dom. Że na obiad mogę zrobić coś dobrego :) I że, kiedy Ela utnie sobie drzemkę, książkę jakąś poczytać. Wypić ciepłą herbatę, albo latte na poprawę humoru sobie strzelić. Posłuchać wieczorem rekolekcji bez wychodzenia z domu, bo dużo fajnych rzeczy można na youtube znaleźć (to akurat lubię w internecie). Pogadać z przyjaciółką przez telefon. Pomodlić się za znajome dzieci, co to jeszcze są w brzuchach mam, coby się zdrowe bezpiecznie urodziły. No jest co robić :)

Tak jeszcze wyjaśniając pewne nieporozumienie, które jak widzę wynikło po przeczytaniu ostatniego posta... Ja owszem, pracuję w domu, ale nie zawodowo. Znaczy się pieniędzy nie zarabiam żadnych :P Po prostu jestem żoną dla męża i mamą dla dzieci, a w związku z tym mam masę pracy - gotowania, sprzątania, i znowu gotowania i sprzątania, przebierania, mycia, wycierania (i znowu gotowania i sprzątania), ustalania terminów różnych wizyt u lekarza, spotkań wspólnotowych, robienia zakupów... no wiecie sami :)) Na szczęście mąż i dzieci moją pracę doceniają, więc jestem szczęśliwa i innej zapłaty nie potrzebuję. Do pracy zawodowej też mnie nie ciągnie. "Do ludzi" iść nie potrzebuję, bo widuję ich ciągle, a o pieniądze dla nas to już się Bóg zatroszczy i Krzyśka w roli żywiciela rodziny wesprze.

Z pozytywów jeszcze: w listopadzie, tuż przed moimi urodzinami, ukaże się po siedmiu latach przerwy nowa płyta Enyi!!! Już poprosiłam Krzyśka, żeby mi ją kupił jako prezent ;) W muzyce Enyi zakochałam się jakieś hmm... czternaście lat temu, będąc w liceum. Czytałam wtedy Tolkiena i "The memory of trees" świetnie mi pasowało do klimatu "Władcy". A zaraz się okazało, że Enya zaśpiewała w pierwszej części filmu swoje piękne "May it be".

Póki co zachwycam się nową piosenką:


Wait for the sun
Watching the sky
Black as a crow
Night passes by
Taking the stars
So far away
Everything flows
Here comes another new day

Into the wind
I throw the night
Silver and gold
Turn into light
I'm on the road
I know the way
Everything flows
Here comes another new day

Alleluia, alle-alle alleluia
Alleluia, alleluia
Alleluia, alle-alle alleluia
Alleluia, alleluia

Echoes in rain

Drifting in waves
Long journey home
Never too late
Black as a crow
Night comes again
Everything flows
Here comes another new day

Alleluia, alle-alle alleluia
Alleluia, alleluia
Alleluia, alle-alle alleluia
Alleluia, alleluia

12 komentarzy:

  1. ja też nie narzekam choćbym wolała by nie padało to bym więcej na spacery chodziła :D po dzieci do przedszkola dokładniej.... wczoraj się udało a dzisiaj znów pada ech... taka prace to ja też wykonuje chyba tylko jest mała róznica mojej nikt nie docenia takie mam wrażenie.... może nie uważam tego za prace ale za codzienność... zwał jak zwał.... miłego dnia :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Olguś, tak to trudno również mówić o pracy Twojego męża - w końcu to też "tylko" codzienność, nie? Sorki, ale myślę że to nie jest w porządku, że facet chce być traktowany jak pan i władca, bo "chodzi do pracy", a kobieta jest traktowana jak służąca, bo do żadnej pracy nie chodzi, tylko wykonuje masę obowiązków w domu, w dodatku za darmola.
      I nie wyobrażam sobie, żeby mój mąż przyszedł po pracy do domu, siadł i czekał, aż go obsłużę. On mi od progu pomaga w tym, co robię. Jemy razem obiad, a potem fruuu, na zmianę ogarniamy chaos :)

      Usuń
  2. Jak czytam u Ciebie takie posty, to jakbym weszła do tego Twojego ciepłego, rodzinnego domu :) Tyle pięknych pozytywów wynalazłaś, jesienny kop dla każdego. Bo faktycznie, aura nas nie rozpieszcza, oj nie.
    Ja doskonale zrozumiałam o jakiej pracy w domu piszesz, ale nie wszyscy uznają te "domowe' zajęcia za pracę, niestety..
    Enya cudowna, tez już bardzo długo ją słucham i cenię. I w ogóle jaki z Ciebie małolat, jeśli Ty 14 lat temu byłaś jeszcze w liceum ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedyś mi poprawiła humor informacja w radiu, ile się powinno płacić za te wszystkie obowiązki kobiecie "siedzącej" w domu. No nie powiem, było tego trochę, a jakbym sobie policzyła za te lata... :D
      Ano rocznik 85, dopiero 30 urodziny przede mną :P

      Usuń
  3. To ja chyba czytałam post po edycji, bo dla mnie jasno było napisane czym się zajmujesz :) Kiedyś widziałam takie obliczenia ile trzeba by było zapłacić różnym kobietom jeśli miały by zastąpić matkę. Przyjemne pieniądze wyliczyli...

    OdpowiedzUsuń
  4. Jesteś żoną, mamą i niezłym logistykiem. Nie tylko sprzątasz, gotujesz i co tam jeszcze, ale wypełniasz Wasz dom/rodzinę ogromnym ciepłem, że nie raz i mnie się udziela.

    OdpowiedzUsuń
  5. o Enya :) też lubiłam jej słuchać, jest gdzieś w domowej płytotece, tylko od dłuższego czasu płyt już nie włączam (czasami w samochodzie), jak coś gra to radio
    pozdrawiam cien_wiatru

    OdpowiedzUsuń
  6. Praca w domu jest jedną z najcięższych prac i najmniej opłacalną, jeśli policzymy finanse. No, bo jeśli policzymy inne aspekty i skutki - to nie ma sobie równych ;). U nas też te jesienne miesiące dają po głowie, choć jak Ty zawsze szukam pozytywów. Widzę, że słuchamy podobnej muzyki ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Ze mnie z kolei narzekadlo pierwsza klasa. Lubie sobie pozrzedzic. Maz zawsze mi zarzuca, ze psuje mu radosc z czegokolwiek bo juz na zapas wynajduje potencjalne katastrofy. Ja to nazywam byciem przygotwana na kazdy scenariusz. ;)

    O, to malzonek moj tez wynajduje sobie takie YouTube'owskie rekolekcje. A do mnie, szperajaca po blogach docieraja tylko wyrwane z kontekstu: "nawrocenie", "szatan", "Chrystus", itd. Nie powiem, czasem jakis ksiadz opowiada zywo i z humorem i nawet ja sie na chwilke zaslucham. :)

    Enya... Bardzo lubie. Cudowna muzyka do marzen. Rzeczywiscie jak stworzona do Tolkiena...

    OdpowiedzUsuń
  8. Ciągle walczę o pozytywne nastawienie, staram się dziękowac i uwielbiać, ale przed chandrą to mnie nie ratuje :-) Nie każdego dnia...W tej mojej "pracy" ;-) A Enya to raczej nurt new age.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sądząc po tym, jak śpiewa "Alleluja", to raczej nie bardzo new age :P I u JPII była koncertować, bo on też lubił jej muzykę. Nie wszystko co ma powiązania z muzyką celtycką to od razu new age...

      Usuń
  9. W każdym razie jest z nią kojarzona i wikipedia tak ją określa, choć pewnie najlepiej byłoby zapytać samą artystkę o jej światopogląd :-) klimat jest na pewno fajny, taki elficki :-)

    OdpowiedzUsuń