niedziela, 16 sierpnia 2015

Kiedy ranne wstają zorze... Czyli siedząc przed kompem w niedzielę rano.

Niedzielny poranek. Zostałam obudzona kiedy ranne wstawały zorze (no dobra, ciut później, ale tak się czuję...) i teraz czekam, aż Krzysiek się wyśpi i zjemy razem śniadanie, a potem zrobimy laudesy... Gabryś coś dziś wstał o wyjątkowo nieprzyzwoitej porze i zamiast grzecznie czekać, aż wstaniemy w swoim czasie, to przyszedł do mnie i zaczął nawijać (wyjątkowa z niego gaduła, od wczesnego rana do późnego wieczora), budząc przy tym Elę i Rafałka. Tylko głowa rodziny okazała się odporna na te hałasy i chrapała spokojnie dalej. Niech śpi...

W każdym razie jako że najchętniej wróciłabym do łóżka, wykazałam się asertywnością i kategorycznie odmówiłam udziału w zabawie z dziatwą. Mają siebie, niech działają. A ja chwilkę posiedzę przed kompem i zbiorę myśli... O ile jakieś tam się w głowie pluszczą.

Przydałaby się kawa, ale nie ma. Skończyła się już dawno temu i celowo nie kupuję nowej. Zauważyłam, że o wiele lepiej funkcjonuję bez kawy. Mniej boli mnie głowa i w ogóle spokojniejsza jestem. Ale to jakiś taki utrwalony obraz: poranek, komputer i kawa. Nic to, zrywam ze stereotypami, robię herbatę.

Niedziela. Jeszcze kilka dni i ruszamy na wakacyjną wyprawę... Cieszę się jak dziecko! Mam ochotę jak Gabryś mówić "Ile jeszcze dniiii?", "Ja już nie wytrzymam!" i takie tam.

Oczywiście mam trochę obaw. Czy kasy starczy, czy pogoda dopisze, czy dzieciaki zdrowe będą. Wiadomo, wszystko się może zdarzyć, a jak się ma trójkę maluchów, to ta "wszystkość" jest jeszcze większa i bardziej urozmaicona. No ale na to już nic nie poradzę. Staram się zaufać, że Bóg się nami będzie opiekował tak jak zawsze i da nam piękne wakacje.

Na samą myśl, że za kilka dni stanę znowu nad brzegiem morza, mam dreszcze z przejęcia. Jestem człowiekiem gór, od dziecka i na zawsze. Ale morze kojarzy mi się z nami, ze mną i Krzyśkiem. Z pokochaniem i przyjęciem tego, co do tej pory było obce. Chociaż jeszcze zanim się poznaliśmy, byłam parę razy nad morzem i bardzo mi się podobało. Jednak dopiero kiedy się poznaliśmy, Krzysiek zaraził mnie szantami, morskimi opowieściami (pierwsze piosenki, jakie mi przesłał mailem, jeszcze zanim byliśmy razem, to były szanty właśnie). Kilka miesięcy po tym, jak zaczęliśmy się spotykać, byliśmy razem w Loreto na spotkaniu z papieżem i moczyliśmy nogi w Adriatyku. Pięknie było. 

Ale najlepiej było oczywiście, kiedy włóczyliśmy się z namiotem po wybrzeżu tuż po ślubie :) Pogoda jak z obrazka i my, wolni i szczęśliwi... Mam nadzieję, że kiedyś tą trasę powtórzymy. Sami, bez dzieci ;) Nad Bałtyk wróciliśmy dwa lata po ślubie, z rocznym Gabrysiem i małą fasolką w brzuchu (Rafałek jest dumny z tego, że już raz był nad morzem, nawet jeśli przebywał w moim brzuchu i miał jakieś cztery tygodnie). A teraz pojedziemy znowu, już w piątkę. I Ela jest ciut starsza, niż Gabryś wtedy - będzie bieganie po plaży i pluskanie się w wodzie. A najfajniej, że będziemy blisko miejsca, gdzie byliśmy te sześć lat temu, w podróży poślubnej. Piękne lasy, piękna plaża i masa dobrych wspomnień :)

Nie mogę się doczekać... Odliczam :)

O, Krzysiek wstał. Kończę, trzeba pomyśleć o śniadaniu, bo jakoś w brzuchu pusto ;)

5 komentarzy:

  1. Oj tak, tak- znam te emocje tuż przed wyjazdem, to odliczanie, podniecenie :) Fajnie, fajnie. No i fajnie, że ten wyjazd budzi takie wspomnienia.

    Eh, bez kawy? Świadomie? Nie ma mowy :)
    Buziaki

    OdpowiedzUsuń
  2. Zazdroszczę wyjazdu - choć może i my się jeszcze gdzieś wyrwiemy w tym sezonie. ;)
    Bez kawy? Myślałam, że da się żyć - przez prawie rok nawet mi nie smakowała (!). Ale teraz... pierwsze półprzytomne kroki kieruję do eksprsu :D

    OdpowiedzUsuń
  3. fajnie że jednak jedziecie dzisiaj u nas lepsza pogoda ale chłopaki nie mysla iść na dworek... siedzą w domu i się bawią a ja chwile na kompie tata dalej robi górę ech... my szykujemy sie do wcześniejszych urodzin Arkadiuszka :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Wierzę, że wszystko się uda z wyjazdem jak należy :-) Dzieci tak pięknie potrafią się cieszyć, Młody też tak ma :) Życzę udanej wyprawy i pogody!!

    Pięknie Was czytać :)

    Ja też próbuję bez kawy, na razie ograniczam, ale zamierzam zrezygnować, ciekawe czy mi się uda :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja też mam kilka takich swoich Miejsc, do których lubię wracać...chociaż albo nie mam ku temu okazji (część tych miejsc jest w USA np...), albo czas i okoliczności nie sprzyjają. Nad morzem jednak nigdy jeszcze nie byłem... I bardzo chciałbym to zmienić :)

    Podobnie jak Ty, również jestem "herbaciarzem" - kawy praktycznie nie pijam...piwa też nie.

    Przyjemnie czytać o takim radosnym oczekiwaniu u Was... Oby się spełniło to, na co czekacie :)

    OdpowiedzUsuń