wtorek, 23 czerwca 2015

O dzieciach w deszczowy dzień.

Deszczowo ostatnio u nas i jakoś ponuro... Przy takiej pogodzie nic mi się nie chce robić (i jeszcze się czuję winna, że Krzysiek musi siedzieć w pracy, a ja tu się snuję bezczynnie z kąta w kąt). Codzienne obowiązki jakoś tak upycham, żeby tylko nie popaść w mega bałagan. Wystarczy artystyczny nieład...

Ela właśnie siedzi obok. Na krześle, takim normalnym, dorosłym. Tak jak Rafałek, naśladuje nas błyskawicznie i nie chce słyszeć o żadnych udogodnieniach "dla dzieci". Kiedy chcę ją karmić łyżeczką, odwraca się tyłem i rycząc idzie do innego pokoju. A potem wraca i sprawdza, czy już nie będę jej przeszkadzać. Jeśli nie, to sadowi się zadowolona przy stole i sama zaczyna jeść. Ile z posiłku faktycznie trafia do jej buzi, tego nie wiem. Okolice jej krzesła są za to obficie pokryte pożywieniem. Także sprzątania na tym etapie mam dużo, no ale wiem też, że to szybko minie.W każdym razie moja duża dziewczynka właśnie z poważną miną spożywa ziemniaki ze szpinakiem.Tu łyżeczką trafi, tu małym widelcem, a jak się nie uda, to łapką poprawi i wpakuje do ust. A jak się jej przyglądam, to uśmiecha się swoim ośmiozębnym uśmiechem i mruży zadowolona zielone, lekko skośne oczy. Mała łobuziara.

Rafałek paraduje w koszulce khaki (te bojowe kolory świetnie oddają jego charakterek i dobrze komponują się z jego ciemnymi, błyszczącymi oczyskami) i wytartych jeansach. Jakiś taki duży mi się wydaje... I samodzielny. W przeciwieństwie do starszego brata, sam lubi się zająć sobą, coś pobudować, pooglądać książki. Chociaż też lubi, kiedy mu czytam, to jednak prosi o to bez histerii. Taki spokojny jest i pogodny. Tyle że jak się uprze, to nie ma zmiłuj. Wieczorne sprzątanie to codzienna walka. Bo Gabryś bez szemrania ogarnia pokój, a ten mały koziołek ani drgnie. I póki co ciężko mi to w jakikolwiek sposób skłonić do współpracy. A przecież nie może tak być, żeby najstarszy sprzątał to, co młodsze rodzeństwo nabałaganiło przez cały dzień... Wieczorna modlitwa też jest trudna. Rafałek miał kiedyś fazę, że odmawiał ją z nami, a ostatnio się zaciął i milczy, unika, tłumaczy się zmęczeniem. I znowu na polu bitwy zostaje tylko Gabryś. Ech... Przez to, że każde dziecko jest inne, to w pewnym sensie każde jest "pierwsze". Metody, które sprawdzały się przy jednym, przy drugim nie mają racji bytu. I wymyślaj tu dla każdego dziecka inną strategię, dostosowaną do charakteru, płci i wieku... I jak tu nie zwariować?

Dobrze, że nie jesteśmy sami jako rodzice i że jesteśmy wszyscy w ręku Boga. Czego my nie widzimy, nie możemy zrobić, On zrobi, złamie, zbuduje, dopełni. Tak dobrze, że jest z nami...

Gabryś ma ostatni tydzień w przedszkolu. W czwartek eucharystia na koniec roku, a od soboty - wakacje. Będę z całą gromadką :) Z jednej strony trochę szkoda - zabaw z kolegami z grupy, ciekawych zajęć itd. Ale z drugiej fajnie będzie poszaleć trochę razem (oby lato było pogodne!). I nie musieć budzić go codziennie rano ;) Ale patrząc wstecz - zadowolona jestem, że posłaliśmy go do tego przedszkola. Bardzo się zmienił przez ten rok. Na dobre :) I chociaż swoją skłonnością do marudzenia nieraz doprowadza mnie do szału, to naprawdę jestem z niego dumna. Z mojego mądrego małego (? też mi chłopak śmignął do góry niesamowicie...) rycerza o niebieskich oczach.

I co bym tu jeszcze miała napisać... Ano waham się. Waham i waham. Myśl o kolejnej ewentualnej ciąży to nie ukrywam, myśl o krzyżu i cierpieniu. Ponoć najciężej się znosi czwartą, piątą ciążę. Rutyna, ból i marazm. No nie wiem, pewnie się przekonam niedługo. Ale z drugiej strony, jak patrzę na te dzieci, które już mam przy sobie - to widzę, że warto. Że nie ma nic lepszego na świecie, niż pomóc Bogu dać to cudowne życie. Nawet, jeśli ciążę znosi się trudno, zarówno fizycznie, jak i psychicznie. Więc mam nadzieję, że dane mi będzie jeszcze współpracować z Górą. I za jakiś czas pisać tu nie o trójce, ale czwórce dzieci. Tyle że, jak mówię - zmagam się i to mocno. Nie ma dnia, żebym o tym nie myślała - KIEDY i JAK to będzie? Pewnie, Bóg przez wszystko przeprowadzi. Ale zmaganie jest. Zmęczenie robotą w domu z trójką rozbójników też.

Przychodzą jednak takie dni, kiedy mimo zmęczenia, niewyspania i bólu głowy - już tęsknię. Na przykład wczoraj, kiedy na świat przyszła mała Hania. Jest szósta (a właściwie siódma, bo jeden dzieciaczek jest w Niebie) z rodzeństwa, przyszła na świat w wyniku cesarskiego cięcia, piątego. Lekarze nie mający wiary pukali się w głowę i mówili, że to bez sensu i nieodpowiedzialność. Ale Hania, podobnie jak jej rodzeństwo - jest. Urodziła się bezpiecznie, jej mama jest zdrowa i szczęśliwa. Niedługo pewnie będą się cieszyć sobą w domu, w dużej gromadce osób :) W domu, w którym zawsze jest głośno, ale też - zawsze pięknie. Ja bardzo lubię tam być. I też mi się taka gromadka marzy. Chociaż jest to trudny szlak.

Na razie przed nami wakacje. Mam nadzieję, że odpoczniemy i nabierzemy sił przed kolejnymi wyzwaniami.

Panie Boże, proszę o umiejętność odpoczywania... O to, żebym nie czuła się winna, ale mogła spokojnie cieszyć się chwilą i tym wszystkim, co nam dajesz... Żebym nie zamartwiała się na zapas, ale napełniała pokojem i śmiechem - i dzieliła się nimi z innymi.

9 komentarzy:

  1. u nas już jutro zakończenie roku w czwartek przejada Rodzice moi a potem pojedziemy do świnoujścia :D już się nie mogą chłopaki doczekać... oj Arek też jest strasznie uparty już nie wiem jak na niego wpływać by inaczej się zachowywał... stram się być konsekwentna co prowadzi do płaczu... jego oczywiście ale nie mogę się poddać bo mi wejdzie na głowe.... U nas na razie nie ma problemu z modlitwą wieczorkiem się modlą Mati zawsze musi być pierwszy mówi co ja albo Ojcze nasz albo Zdrowaś Mario albo Aniele Boże wszystko zależy na co ma ochote Arcio tylko Aniele Boże :D ze sprzątaniem jest rożnie u Arcia z Matim nie ma problemu pomoże choć potrafi się zbuntować :p niestety u mnie 3 będzie ostatnim :/ super Masz dzieciaczki pomimo wszystko :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajnie piszesz o swoich dzieciach :) do schrupania są! Na ostatnich fotkach widać jak się bardzo "wyciągnęły". Tez należę do tych osób, którym w ciąży jest ciężko, nogi puchną itd. itp. przynajmniej w tej pierwszej ciąży tak miałam, więc rozumiem o czym piszesz.. P.s. Życzę Wam takiego prawdziwego odpoczynku. Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Piękne i mądre jest to, co piszesz.
    pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Wspaniałe masz plany i jeśli maleństwo da Wan szczęście i radość jeszcze większą to trzeba się na to otworzyć. Nie każdy ma to szczęście, że może mieć tyle dzieci więc czujcie się wyróżnieni.

    OdpowiedzUsuń
  5. Wszystko zależy od Was! :) jeśli chcielibyście jeszcze jedno szczęście to czemu nie. :) dasz radę! :) MIA prawdę pisze! :) buziaki

    OdpowiedzUsuń
  6. Pięknie opisujesz te swoje Szkraby :) Skąd ja znam to samosiowanie i potem jego ślady wokół stołu i krzesła ;)
    Zazdroszczę Ci tych marzeń o kolejnej ciąży, o kolejnym dziecku... u mnie to już tylko zostanie w sferze marzeń, ale Tobie życze, aby marzenia się urzeczywistniły :)

    Jeju 5 cesarka... odważnie, dobrze że wszystko dobrze się skończyło. Mam dobrych znajomych którzy mają szóstkę dzieci, mieszkamy niedaleko, fajna, gwarna rodzinka, choć wiem, jak czasami bywa z tym ciężko.

    OdpowiedzUsuń
  7. Oj rosną te dzieci, cieszmy się każdą chwilą z nimi...

    OdpowiedzUsuń
  8. Ech, rozumiem Cię, choć ja jestem starsza od Ciebie i raczej jednak skończy się na trójce. Choć Zochacz strasznie o siostrę czasem marudzi ;).

    OdpowiedzUsuń
  9. Ja sobie czasami myślę, że życie jest na szczęście niesamowicie nieprzewidywalne, i nie wiadomo co się nam przydarzy... myślę tu oczywiście o takich pozytywnych zaskoczeniach, jak kolejne dziecko właśnie.

    Już myślałam, że u nas na Asi koniec, ale teraz już nie jestem taka pewna. Na razie śmiać mi się chce, bo w dniach płodnych po prostu pieję za dzieckiem, a w trzeciej fazie mam podejście "nigdy w życiu!" i ulgę, że jednak się nie zdecydowaliśmy;) powiem Ci że jednak trochę zmęczona jestem, chciałoby się "pożyć", dzieciom "świat pokazać", trochę odsapnąć... a jednocześnie 36 lat na karku i tak mnie to przygnębia, bo wiem że nie mam dużo czasu... ale jednak jeszcze chwile mam:) zobaczymy:)

    Od jakiegoś czasu boję się, że - z racji na mój wiek - dziecko mogłoby urodzić się chore, i to już nie chodzi o mnie, ale ogólnie o całą rodzinę... u przyjaciół jest taka historia, no właśnie - oni 40-stka i zespół genetyczny, praktycznie rok w szpitalu... i troje starszych dzieci w domu, tyle że ich dzieci to nastolatki... Mając taką sytuację tak blisko człowiek zaczyna myśleć, że i jego przecież może to spotkać... więc tak gadamy z M, że się boimy, że u nich tak... A tu się dowiadujemy, że oto "wpadli" i czekają na piąte, i cieszą się obłędnie, i wszystko się jakoś układa... To taki znak dla nas, by zaufać...
    Zobaczymy:) sama jestem ciekawa:)

    OdpowiedzUsuń