wtorek, 11 marca 2014

Wiosenne przesilenie i drugie urodziny Rafałka:)

Byłam dziś u mojej lekarki. Mam uważać, bo organizm zaczyna się przygotowywać do narodzin dziecka... A tu wypadałoby jeszcze te dwa tygodnie z haczykiem przetrwać. Tradycja. Korek jakiś mam sobie tam wsadzić, czy jak? :)

Poza tym wiosna przyszła na całego. Odwinęłam krzaczki w ogrodzie i już widać pączki. Słońce grzeje mocno i mam nadzieję, że tak będzie, kiedy Maluszek przyjdzie na świat. Że powita go śpiew ptaków, pierwsze kwiaty i dużo ciepła.

My wychodzimy z zimy z trudem. Wilkołak ciągle chodzi z bolącymi zębami do leczenia i wyrwania, także tylko krąży po dentystach. Rafałka właśnie musiałam położyć wcześniej spać - mam nadzieję, że to przez wychodzące zęby, a nie przeziębienie złapane na spacerze. Gabryś póki co w porządku, choć żeby nie odstawać, też mówi, że się źle czuje. A ja - wiadomo - zawieszona, myślami w szpitalu, zmęczona i do tego mam odpoczywać, a nie wiem jak i kiedy...

Także czekam na narodziny i kopa, którego zawsze dostaję po urodzeniu dziecka. Wtedy będę mogła wreszcie poszaleć z chłopcami i ogarnąć system.

Póki co jednak czeka nas impreza i mam nadzieję, że żadne choroby nam nie pokrzyżują planów. W piątek Rafałek skończy dwa latka :) A w niedzielę chcemy zrobić przyjęcie z torcikiem (już zamówiony Czarny Las w kształcie ciuchci Tomka) i w ogóle. Prezenty już kupiłam (samolot, autobus i dwie książki o zwierzętach leśnych, bo go to interesuje ostatnio), goście zaproszeni. Muszę tylko nie urodzić w międzyczasie i takie tam... Znajomi się dziwili, że chce mi się jeszcze świętować. Ale ja nie chcę, żeby którekolwiek z dzieci czuło się pominięte, bez względu na okoliczności.

Ostatnio często oglądam zdjęcia sprzed dwóch lat... Wierzyć się nie chce, że to tak minęło, że mam przy sobie już dużego rozbójnika, goniącego we wszystkim starszego brata (i potrafiącego mu czasem wtłuc, w razie potrzeby). Patrzę na buzię noworodka, potem niemowlaczka i widzę te charakterystyczne Rafałkowe rysy, a jednak to kosmos, że on taki malutki był.

Bardzo dobrze pamiętam tamten dzień... Nagłe odejście wód w nocy (pod koniec 36 tygodnia), strach. Tekst zaspanego Krzyśka, któremu mówię, że musimy do szpitala: "Ja tego nie przyjmuję do wiadomości, chcę spać!". Kroplówkę z oksytocyną, bo skurczy nie było. Potem dwie godziny zdychania w bólach, bo po kroplówce skurcze mega silne i prawie bez przerwy. I nagle ulga, Maluszek już przy nas. A potem znowu lęk, bo go zabrali na Intensywną Terapię i oddali po tygodniu - zsiniał, potem nie chciał jeść, no wcześniaczek malutki był. Ale potem już  jadł dużo i rósł szybko... Tyle że jak miał dwa miesiące, to wylądował z zapaleniem płuc w szpitalu, dwa tygodnie z nim tam byłam. Ech, nerwowy to był czas. Ale warto było być z nim wtedy... Choć mnie coś rozrywało, bo nigdy wcześniej Gabrysia nie zostawiałam na tak długo bez mamy. Teraz jest łatwiej, bo mają siebie i nie boję się ich zostawiać. Gabryś był wtedy taki zagubiony... Nic to, traumy po żadnym nie widać :)

Narodziny Gabrysia pamiętam równie dobrze... To dziwne uczucie wiedzieć, że już niedługo kolejny dzień wryje mi się na zawsze w pamięć. Mam nadzieję, że będą to dobre wspomnienia...

A tu Rafałek jako noworodek i niemowlaczek :)) Dla porównania zdjęcie aktualne w artystycznym szale trzy posty poniżej...


11 komentarzy:

  1. Słodziaczek...i jeszcze trochę trzeba się pokulać niestety, u mnie jak wybijał pierwszy dzień 37 tygodnia to od razu lądowałam na porodówce. Narodziny dzieciątka to pamiętliwy dzień, a może urodzi się w dniu urodzin młodego...któż to wie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. heh miałam do Ciebie dzwonić co i jak i czasu brakło-nad robię jutro ;) nie wpadliśmy do Was bo byliśmy jednak dzisiaj a wiedziałam że a,msz wizytę i też nam tam długo zeszło a Smok miał okulistę. W każdym razie w niedzielę przybędziemy -mając nadzieję że nić nam nie przeszkodzi i jakiś prezent zdążymy nabyć :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Kochana jak ktoś rodzi takie piękne dzieci to dobrze, że nie zatrzymuje się na jednym. Śliczni ci Twoi chłopcy a Rafalek to taki bobasek jak z reklamy :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Aż się ciepło robi na sercu, czytając Twój post. Sama jeszcze pamiętam te ostatnie wizyty u lekarki, a potem równie niespodziewane (choć jak najbardziej w terminie) skurcze...
    Kochana- dobrze będzie!
    A Rafałek-omomom, do schrupania :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ależ Słodziak z tego Twojego Rafałka :)
    Ja też doskonale pamiętam TEN dzień, 38tydzień...strach, ból i przeogromne szczęście:) Dziś Zuzka ma 2,5roku:) a ja ciągle pamiętam jakby poród był wczoraj :)
    Kochana odpoczywaj, zbieraj siły, już lada chwila będziecie w komplecie z Nowym Członkiem Rodzinki :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ależ słodki ten Rafałek. ;)
    Powodzenia w przygotowywaniu imprezy, tylko nie przemęczaj się za bardzo. :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja tez czekam na wiosnę. Słoneczko już jest, ale zieleni jeszcze nie ma. :?

    OdpowiedzUsuń
  8. oj tak najlepszego dla Rafałka :D
    super

    OdpowiedzUsuń
  9. Rosną Ci dzieci, rosną ;)
    Właśnie boję się wywoływania porodu oksytocyną... Eh no nic. Niech dzieje się co chce. Choćbym miała dobę rodzić - byleby dziecko było zdrowe. Resztę jakoś zniosę. Do tego dowiedziałam się na Szkole Rodzenia, że jestem w grupie zwiększonego ryzyka jeśli chodzi o nasiloną żółtaczkę fizjologiczną (a raczej moje dziecko, nie ja) i że raczej ani ja ani tym bardziej moje dziecko nie wyjdzie ze szpitala po 3 dniach... W zasadzie nie jest to bardzo groźne - nie mniej wizja spędzenia 6 dni zamiast 3 w szpitalu mnie przeraża. W ogóle zawsze chciałam rodzić w domu. Nie lubię szpitali. Ale ze względu na te wszystkie konflikty serologiczne i sam fakt, że to mój pierwszy poród - odpuściłam pomysł z rodzeniem w domu.
    Ciekawe, że ludzie potrafią się tak fatalnie dobrać pod względem grup krwi i rh... Gdyby nie dzisiejsza medycyna w przypadku moim i męża skończyłoby się na jednym dziecku! Tak, mamy szansę na więcej, jeśli odpowiednio o mnie lekarze zadbają. Strasznie to dziwne jak się nad tym dłużej zastanowić... Niby ten sam gatunek, a jednak.

    OdpowiedzUsuń
  10. Nominowałam Cię do zabawy, tak dla relaksu przed porodem :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Wszystkiego dobrego dla Rafałka!!!!
    I jeszcze raz sił i wytrwałości dla Ciebie na te dni!

    Czytam i tak sobie myślę, że przy pierwszym porodzie, to człowiek taki "roztrzęsiony", nad sytuacją, nad sobą. Dla Ciebie rodzenie dzieci to już jakby rutyna:)
    I masz rację, wspomnienia porodowe zostają z nami na zawsze. Cieszę się, że dla mnie są już tylko dobre. Każde inne, a czas pozacierał to, co było trudne.
    Pozdrawiam serdecznie:)

    OdpowiedzUsuń